
REKLAMA
To się musiało stać. Polska dostosowując swoje prawodawstwo do unijnych wymogów, znowelizowała prawo autorskie. Umożliwia to pisarzom zarabianie na swoich dziełach, które wypożyczane są z bibliotek. Do końca sierpnia twórcy książek, mają czas na to, by zarejestrować się na specjalnej platformie internetowej i złożyć wymagane oświadczenie.
– Uważam że ten pomysł jest nietrafiony – mówi Filip Springer. Zdaniem reportażysty dużo korzystniej byłoby przeznaczyć te pieniądze na wyposażenie miejskich bibliotek i pensje dla ich pracowników.
– Jeżdżę dużo po Polsce i wiem ile zarabiają bibliotekarze. To są śmieszne pieniądze. Wspieranie czytelnictwa powinno iść raczej w tę stronę. Autorzy sobie jakoś poradzą – tłumaczy autor „13 pięter”.
Do kogo skierowana jest oferta? – Z platformy powinni skorzystać autorzy książek w języku polskim (a także tłumaczeń na język polski), w tym również podręczników, komiksów, książek dla dzieci, których książki mogą znajdować się w bibliotekach publicznych. Istotne jest, by wciąż podlegały ochronie prawa autorskiego - powiedział w rozmowie z PAP Karol Kościński z MKiDN. Wynagrodzenie przysługuje więc również spadkobiercom autora do 70 lat po jego śmierci. Potrzebne na to środki zagwarantuje Fundusz Promocji Kultury.
Springer nie wierzy jednak, że pieniądze z tytułu wypożyczeń zmienią czyjąkolwiek sytuację finansową. Maksymalna wypłata dla jednego autora sięgnąć może 20 tys. złotych, czyli 5-krotność przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia. – Ja sam mam zamiar wybrać bibliotekę w okolicy i przekazać jej pieniądze – deklaruje pisarz.