Pokaż mi, jakiej aplikacji używasz, a powiem ci, kim jesteś – mogliby powiedzieć twórcy Selectivv. Ta polska firma codziennie analizuje morze danych, by wyłowić z nich profile ludzi, którzy korzystają ze swoich smartfonów i tabletów. Po co? Żeby reklamodawcy mogli skuteczniej trafiać do potencjalnych klientów. W rozmowie z INN:Poland założyciele Selectivv, Dominik Karbowski i Aleksander Luchowski opowiadają jak z oceanu Big Data wyłowić najbardziej szczegółowe informacje o każdym, kto korzysta z urządzeń mobilnych.
Ile danych o użytkownikach pobieracie w ciągu miesiąca?
To zbyt duży przedział czasowy. Możemy go zwęzić do jednej sekundy – w tym czasie zbieramy dane od 30 tysięcy Polaków.
Jakimi kanałami?
Głównie przez aplikacje, jak Facebook, Endomondo czy pogodowa AccuWeather, ale również przez gry casualowe. Te ostatnie są o tyle przydatne, że najczęściej grają w nie kobiety po czterdziestce, a to ważna grupa docelowa dla reklamodawców. Dane zbieramy również przez strony mobilne.
I czego się dowiadujecie?
Gromadzimy dane o modelu telefonu, wieku, lokalizacji, płci i zainteresowaniach. Dzięki temu dokładnie profilujemy, kto gdzie i w jakim celu używa telefonu.
To sporo informacji i to wrażliwych. Czy taka agregacja nie wzbudza wątpliwości prawnych?
Trzeba podkreślić, że one wszystkie są zdobyte legalnie – pobieramy to, co użytkownik sam o sobie udostępni. Proszę zauważyć, że zawsze przed instalacją danej aplikacji system dokładnie informuje, jakich uprawnień potrzebuje. Nie wiemy, czy użytkownik to Jan czy Maria Kowalska, nie znamy adresu czy numeru telefonu. Nie mamy wglądu do tych najwrażliwszych danych.
Ale coraz częściej mówi się o nowym trendzie – prywatności w sieci. Ludzie chcą udostępniać coraz mniej informacji o sobie. Apple czy Microsoft już zapowiadają, że będą robić wszystko, by zapewnić swoim użytkownikom maksimum prywatności. A w 2018 roku wchodzi w życie dyrektywa unijna [General Data Protection Regulation – przyp.red.], która będzie najsurowsza na świecie, jeśli chodzi o ochronę wrażliwych danych. To nie wpłynie negatywnie na gromadzenie Big Data?
W żaden sposób. Podkreślam, my nie pobieramy tego typu informacji, tylko bazujemy na tych już dostępnych. Głównie z tych z segmentu freemium, gdzie korzystanie jest bezpłatne pod warunkiem wyświetlania reklam. Użytkownicy powinni zdawać sobie sprawę, że jeśli korzystają z darmowych usług, to ich uwaga staje się produktem i to o nią zabiegają reklamodawcy.
Poza tym, jeśli ta dyrektywa rzeczywiście blokowałaby gromadzenie danych, to unicestwi cały segment freemium w UE. Zwłaszcza na Androidzie, gdzie większość aplikacji działa w tym modelu. Nie wierzę, aby tak się stało, bo ucierpieliby również twórcy aplikacji na ten system, którzy na tych reklamach zarabiają.
Więc wszystko odbywa się jawnie?
Nie mamy wpływu na to, że ktoś zgodził się na warunki korzystania z usługi bez ich przeczytania. Sami rzadko je czytamy (śmiech). Użytkownicy bazują na swoich przyzwyczajeniach i przeklikuje się przez komunikaty wyrażając zgodę.
Co potem robicie z tymi danymi?
Segregujemy.
Jak?
Mamy wydzielone 46 grup. Obserwujemy 200 tysięcy aplikacji i kilka milionów stron w wersji mobilnej. Przykładowo, widzimy, że ktoś jest w galerii handlowej w dużym mieście i jednocześnie używa aplikacji dedykowanej dla kobiet w ciąży. Zakładamy więc, że jest to spodziewająca się dziecka kobieta z dużego miasta. Przydzielamy ją do danego profilu, a następnie osobom pasującym do tego profilu wyświetlamy reklamy naszych klientów.
Czyli to jest Wasza główna siła? Spersonalizowanie?
Proszę sobie wyobrazić, że masz firmę z usługami internetowymi i wchodzisz do wschodnich województw w Polsce ze swoimi usługami. Możesz kupić reklamę telewizyjną przed wiadomościami, którą zobaczy milion osób z całej Polski. Ale po co, skoro mieszkają w zupełnie innych regionach?
My z kolei pokażemy tę reklamę mieszkańcom z Podkarpacia czy Lubelszczyzny. I nie tylko o jednej konkretnej godzinie, ale wtedy, gdy korzystają z telefonu i właśnie szukają dostawcy usług internetowych. Który wariant reklamy ma więcej sensu?
Telewizja jest zatem główną konkurencją.
Jeszcze tak, ale coraz więcej osób korzysta ze smartfonów, a reklama telewizyjna trafia do każdego, czyli do nikogo. My to zawężamy jak najbardziej się da i to jest główna zaleta dla reklamodawców.
W waszej bazie znajduje się 51 milionów profili. Ile z nich jest z Polski?
Około 12 milionów.
A reszta?
Głównie Ukraina, Rosja, Czechy, Słowacja i Węgry. Planujemy tam dalszą ekspansję, chcemy też wejść do pozostałych krajów dawnego Bloku Wschodniego.
Wymieniliście państwa, gdzie sytuacja polityczna nie jest zbyt stabilna. Chcecie się tam rozwijać?
Jak najbardziej, bo to młode i bardzo chłonne rynki. Kiedyś sytuacja musi się tam ustabilizować. Wtedy wszyscy będą chcieli tam wejść. My już to robimy. Zresztą w większych ośrodkach, jak w Kijowie, życie toczy się normalnie, także w sektorze reklamowym. Spodziewamy się, że bycie pionierami teraz zaprocentuje, gdy sytuacja międzynarodowa się uspokoi.
Dalekie plany. A przez jakiś czas dane są aktualne?
Są „świeże” przez około 3 miesiące. Wszystkie dane jednak nieustannie aktualizujemy.
To szybki przemiał. Dużo ludzi to obsługuje?
Pracuje u nas 15 osób. Do przetwarzania tylu danych nie potrzebujemy wielkiego zespołu matematyków – nad wszystkim czuwają algorytmy, które agregują i profilują dane.
I dobrze można na nich zarobić?
Nie mogę podać szczegółów, ale powiem tak – powstaliśmy na przełomie 2014 i 2015 roku. 2016 zamkniemy z przychodem kilku milionów złotych.