Wrzesień za pasem, rozpoczyna się sezon na grzybobranie. W końcu kto nie lubi świeżych lub suszonych rydzów albo borowików? Niestety, ulubiona rozrywka terenowa babć i dziadków nie jest tak prosta jak się wydaje. Za jej praktykowanie w państwowych lasach można zostać ukarany mandatem w wysokości nawet 5 tysięcy złotych.
Okazuje się, że nie tylko o grzyby tu chodzi. W znakomitej większości lasów w naszym kraju nie wolno na przykład dokonywać ”leśnego wandalizmu”.
Co to znaczy? Według Kodeksu wykroczeń jest to na przykład zbieranie w nienależącym do danej osoby lesie (Lasy Państwowe, jak sama nazwa wskazuje, należy do państwa, nie obywatela) mchu, ściółki, wrzosów, trawy czy ziół. A jeśli zostaniemy przyłapani na gromadzeniu szyszek, możemy dostać naganę lub grzywnę do 250 złotych.
Szyszki można jeszcze sobie odpuścić, bo nie stanowią istotnego elementu polskiej kuchni. Ale co z grzybami, o których wiersze pisał nawet Jan Brzechwa? Okazuje się, że w Polsce występuje aż 232 chronionych gatunków – wśród nich między innymi maślak trydencki, czy borowik królewski.
A za ich zbieranie leśnik może ukarać nas mandatem o maksymalnej wysokości 500 złotych. Jeśli jednak będziemy wyjątkowo oporni na jego uwagi, może sprawę skierować do sądu jako oskarżyciel publiczny. A ten może nałożyć karę do 5 tysięcy złotych.
Oprócz grzybów i ściółki, zabronione jest również niszczenie kosodrzewiny rosnącej w górach. Chroni ona glebę przed erozją i grzywna może wynieść do tysiąca złotych.
Skąd takie drakońskie kary i obostrzenia prawne? Rzecznik prasowy Lasów Państwowych podkreśla, że chodzi przede wszystkim o ochronę flory przed uszkodzeniami, spowodowanymi przez zbieraczy. Potrafią bowiem uszkadzać ściółkę i runo i je niszczyć, co w konsekwencji może doprowadzić do sytuacji, kiedy nie będzie czego zbierać.