Regularnie nie płaci rachunków za prąd, jeżeli wsiada do autobusu, nie kupuje biletu, bo liczy na to, że nikt go nie złapie. Kim jest? Nie, nie jest to ledwie wiążący koniec z końcem ojciec gromadki dzieci z Polski B. Główna grupa to... dobrze zarabiający Polacy.
Zarabiają powyżej 3 tys. miesięcznie, a szkoda im wydać 110 zł za bilet miesięczny? Niewiele wyższa faktura za prąd obejmująca 2 miesiące też nie wydaje się przeszkodą nie do przejścia. Co więc kieruje Polakami, którzy swoich rachunków zwyczajnie nie płacą?
Krajowy Rejestr Długów odnotował, że w 2015 roku zadłużenie Polaków wyniosło 5 mln złotych. Według badań DB Maison, największą grupę dłużników stanowią nie biedni, lecz tzw. „zapominalscy”, czyli ludzie, którzy o swoich zaległościach finansowych zapominają albo nawet nie wiedzą o ich istnieniu. Należy do niej średnio co czwarty Polak. To najlepiej wykształcona ze wszystkich grup z dochodem 3,8 tys. zł brutto miesięcznie. Ponad 90 proc. z nich w dłuższym okresie bez problemu spłaci zadłużenie. I tu stan domowej skarbonki nie jest więc problemem. W czym tkwi problem?
– Część dobrze sytuowanych osób uważa, że obowiązują ich inne standardy zachowań. Demonstrują w ten sposób swój status społeczny. Działają w myśl nieco paradoksalnej zasady – „nie płacę, bo stać mnie na to, żeby zapłacić” – komentuje w rozmowie z INN:Poland Izabela Kielczyk. Psycholog biznesu zauważa, że istnieją środowiska, w których obnoszenie się z tym należy do dobrego tonu. – Uniknąłem zapłaty, czyli jestem zaradny, cwany. Funkcjonuje to w ich rozumieniu jako „przedsiębiorczość” – opowiada.
Na dłużników narzeka też polska kolej. Gapowicze są winni już 209 mln złotych. Nie lepiej jest wśród miejskich przewoźników – tu zaległości wzrosły w ciągu roku o 30 proc. i sięgają już 350 mln złotych. Tutaj również podejrzenia o zwykły brak pieniędzy mijają się z prawdą. Ubiegłoroczne badanie IMAS International pokazują, że ludzie, jeżdżący na gapę komunikacją miejską, liczą przede wszystkim na to, że uda im się nie spotkać kontrolera. Druga grupa to osoby, którym zwyczajnie szkoda na to pieniędzy. Badanie pokazuje, że sami postrzegają się raczej jako „ryzykanci” niż „nieuczciwi”. Około 1/4 z nich zarabia ponad 3 tys. złotych „na rękę” miesięcznie.
– To może wynikać również ze zwykłego roztargnienia. Dla części dobrze sytuowanych osób, które na co dzień poruszają się samochodem, kupno biletu nie musi być sprawą oczywistą. Tak samo jak znalezienie punktu, w którym te bilety można nabyć. Po prostu wsiadają i jadą. To bardziej przejaw niefrasobliwości niż nieuczciwości – twierdzi psycholożka.
Zalegająca na stole, niezapłacona sterta rachunków może mieć również inne, bardziej przyziemne wytłumaczenie. Tempo życia, w jakim żyjemy, może przytłaczać i powodować, że naszej uwadze umknie mnóstwo informacji i spraw do załatwienia. W codziennym natłoku wydarzeń nawet przypomnienie sobie własnego numeru telefonu może sprawić trudność, nie mówiąc już o tym, by pamiętać o opłaceniu rachunku, który przyszedł do nas pocztą dwa tygodnie wcześniej.
Izabela Kielczyk zwraca także uwagę na problem z rozłożeniem priorytetów. – Niektórzy z nas pieniądze wolą wydać w pierwszym rzędzie na przyjemności. W ten sposób rachunek za prąd ląduje w kącie, a my koncentrujemy się na tym, żeby nie zapomnieć opłacić wakacji nad morzem – puentuje psycholożka.