No to mamy rekord ostatniego ćwierćwiecza z okładem: dług publiczny sięgnął 891 miliardów złotych, tylko w ciągu pierwszego półrocza 2016 roku mógł urosnąć o astronomiczną kwotę 60 mld złotych. A to dopiero początek.
Ministerstwo finansów opublikuje oficjalne dane w poniedziałek, ale już dziś resort wyprzedził dziennik „Rzeczpospolita”. Gazeta podsumowała dług publiczny – a więc zadłużenie administracji rządowej, samorządów oraz funduszy pozabudżetowych (m.in. Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, z którego środków korzysta choćby Zakład Ubezpieczeń Społecznych) – do sumy 891 mld złotych. O ironio, Warszawa nie wlicza sobie do długu publicznego zobowiązań zaciąganych przez instytucje takie, jak Krajowy Fundusz Drogowy, co pozwala nieco zmniejszać oficjalną skalę zapaści finansów publicznych.
Gdyby tempo zwiększania długu zostało utrzymane w najbliższych miesiącach, wystarczy nam zaledwie rok – maksymalnie półtora – by polski dług publiczny urósł do poziomu biliona złotych. Cóż, najwyraźniej jest jak w popularnej maksymie - „to już problem banku”.
Eksperci – zarówno ci, którzy z rządem sympatyzują, jak i jego krytycy – raczej nie potwierdzają oficjalnego stanowiska resortu finansów, sprowadzającego się do tego, że za wyniki te odpowiada osłabianie się złotego. Ich zdaniem, kolosalny wpływ na wzrost zadłużenia miał program Rodzina 500 plus. - Program konieczny, ale niezwykle kosztowny – kwituje Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP, obecnie rektor Kazachstańskiego Uniwersytetu Ekonomicznego. - Zamiast rozwoju poprzez inwestycje, widać raczej apetyty na coraz to nowe wydatki państwa, finansowane głównie długiej – punktował z kolei Janusz Jankowiak.
Teoretycznie, przynajmniej do ubiegłego roku zmniejszanie deficytu sektora finansów publicznych – oraz długu publicznego – było standardową deklaracją kolejnych szefów resortu finansów. Dopiero rząd PiS w otwarty sposób zrezygnował z planu redukcji zadłużenia. - W średnim okresie będziemy trzymali deficyt w ryzach, czyli wokół 3 proc. PKB, a nawet poniżej tego poziomu. Najważniejsze jest, by deficyt sektora finansów publicznych działał antycyklicznie – deklarował wicepremier Mateusz Morawiecki pod koniec ubiegłego roku.
O ironio – mimo wszelkich pozytywnych efektów programu Rodzina 500 plus, zarówno na poziomie socjalnym, jak i gospodarczym – powiększanie długu publicznego jest strzelaniem we własną stopę. Już na przełomie 2014 i 2015 roku, kiedy to wysokość długu publicznego szacowano na 821 mld złotych – tylko koszty jego obsługi szacowano na 33,5 mld złotych rocznie. Można z powodzeniem zakładać, że przekraczają one dziś 35 mld złotych.
To prawdopodobnie niemal dwukrotnie więcej niż wydatki na 500 plus. Obrazowo konsekwencje utrzymywania długu na tym poziomie moglibyśmy nazwać programem 1000 minus. Analitycy doliczali się już w 2013 r. symbolicznej kwoty 25 tysięcy złotych (dziś już zapewne wyższej), jaką musiałby wysupłać każdy Polak, by dług publiczny zniknął.
Oczywiście, dług publiczny istnieje wszędzie. Ale są kraje, którym udało się go zredukować o kilkadziesiąt procent w ciągu zaledwie kilku lat, najdalej dekady – m.in. Bułgaria, Turcja czy Chile. Dla Polski jednak taki scenariusz wydaje się nierealny, mimo że wszyscy na tym tracimy.