Nasz tekst o porażce Polaków w wyścigu o grafen wzbudził niemałe poruszenie wśród czytelników. Niestety grafen to nie jedyna wpadka polskiego świata nauki i biznesu. O problemach z komercjalizacją wynalazków mówi się w naszym kraju od dawna. Świat nauki narzeka, że wielki biznes go nie słucha. Z drugiej strony, przedsiębiorcy uważają, że naukowcy całkowicie oderwani są od rzeczywistości rynkowej i ciężko się z nimi dogadać. A świat nam w tym czasie ucieka…
Ilu ekspertów, tyle opinii. Wszyscy zgadzają się jednak w jednym punkcie – ze spieniężaniem polskich wynalazków mamy poważny problem. Przypadek grafenu, to tylko jeden z wielu przykładów.
– W środowisku naukowym bardziej opłacalne jest opublikowanie 6 prac, z czego 4 to jeszcze często powtórzenia innych dzieł, niż wejście z nowym patentem – opowiada INN:Poland Michał Kleiber, były prezes PAN. Jego zdaniem funkcjonujące w Polsce regulacje zniechęcają do podejmowania wdrożeń innowacyjnych przedsięwzięć.
– Problemem jest siła kapitałowa polskich przedsiębiorstw – wskazuje natomiast Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z Konfederacji Lewiatan. Kapitał naszych firm to około 1/3 tego, czym dysponują przedsiębiorstwa z krajów starej Unii. – To ogranicza chęć do podejmowania ryzyka. W przeciwieństwie do firm z USA czy Korei, na naszym podwórku taki błąd może oznaczać upadłość – komentuje ekonomistka.
Zdaniem ekspertki, biznesmeni mają kiepskie doświadczenia w kontaktach z nauką. Problem ma tkwić w komunikacji pomiędzy obiema stronami. – Przedsiębiorca przychodzi do naukowców z konkretnym problemem. Chce dostać rozwiązanie w jak najkrótszym czasie, bo właśnie czas jest tutaj kluczowy. Jeżeli nie dostanie tego, czego chce w ciągu kilku miesięcy, innowacja pojawi się w innym miejscu na świecie, a mu pozostanie kupno stosownej licencji na korzystanie z niej – tłumaczy.
Wynalazcy lubią jednak „podłubać” przy swoim dziele. Problem w tym, że czasami udoskonalane w nieskończoność odkrycia stają się...przestarzałe. Najlepszym tego przykładem jest niebieski laser.
Niebieski laser
Prawdopodobnie najbardziej spektakularny przykład porażki naszej myśli naukowej. Niebieski laser miał być dla nas przepustką do produkcji całej masy produktów, korzystających z tej technologii, jak laserowe czujniki chemiczne, laserowe systemy dla telekomunikacji, a także czytniki DVD i BluRay. Co stanęło na przeszkodzie? – Naukowcy cały czas uważali, że ich produkt jest niedoskonały. Przeciąganie prac spowodowało, że ubiegli nas Japończycy. A przecież mogliśmy na bazie wcześniejszych dokonań wprowadzać już na rynek jakieś produkty – opowiada Starczewska-Krzysztoszek . Ostatecznie na wynalazku zarobiła firma Sony, która wprowadziła na rynek wspomnianą technologię Blue-Ray.
Zderzak Łągiewki
Rozpędzony Fiat 126p uderza przy prędkości 40 km/h w przeszkodę. O dziwo, wychodzi z tego bez szwanku. Nic nie stało się również kierowcy. Zastosowany w popularnym „maluchu” zderzak Lucjana Łągiewki miał zrewolucjonizować przemysł motoryzacyjny, redukując skutki zderzeń nawet o 90 proc. Od tamtego czasu sprawa nie posunęła się do przodu ani o milimetr. Rozwiązanie Łągiewki nie zostało zaakceptowane przez środowisko naukowe, jego utajnienia domagało się wojsko, które uznało, że odkrycie może mieć znaczenie strategiczne. Co gorsza polski urząd patentowy odmówił rejestracji odkrycia. Wykorzystali to Brytyjczycy z Cambridge, którzy o patent biją się dzisiaj z Łągiewką przed Europejskim Urzędem Patentowym.
Minikomputer K-202
To akurat historia odnosząca się do naszej trudnej przeszłości. W latach 70. polski informatyk Jacek Karpiński skonstruował 16-bitowy minikomputer. W ówczesnych czasach wynalazek naszego rodaka przewyższał nawet osiągnięcia speców z IBM. Karpiński nie miał jednak łatwego życia z władzami PRL. Szykanowany przez polityków zdołał sprzedać tylko kilkadziesiąt komputerów, a niecałą dakadę później zrezygnowany osiedlił się na Mazurach i zajął hodowlą trzody chlewnej. Pracę twórczą wznowił dopiero po wyjeździe do Szwajcarii.
Inteligenty wózek inwalidzki
Kolejny pomysł, do którego realizacji zabrakło pieniędzy. iWheel, bo taka jest oficjalna nazwa wózka, zdobył nagrodę "Polski Wynalazek" w 2015 roku. Patryk Arłamowski stworzył wózek inwalidzki sterowany za pomocą oczu. Niepełnosprawny za pomocą żyroskopowego kontrolera ma możliwość decydowania o kierunku jazdy. – Urzędnicy uznali, że projekt jest nieinnowacyjny, a w Polsce nie ma niepełnosprawnych. A są ich ponad 3 miliony, z tego prawie milion porusza się na wózkach – opowiadał w 2014 roku Gazecie Wrocławskiej Arłamowski. Teraz Polak czeka na zainteresowanie inwestorów zagranicznych.
Paliwo z dwutlenku węgla
W 2013 roku grupa naukowców z Uniwersytetu w Georgii stworzyło bakterie, które pochłaniają z atmosfery dwutlenek węgla i przerabiają go na paliwo. Rok później w Niemczech otwarto pierwszy zakład do produkcji tego innowacyjnego paliwa. Odkrywcza metoda dużo wcześniej mogła być jednak wykorzystywana przez Polaków. W 2009 roku podobny efekt uzyskał bowiem Zakład Chemii Środowiskowej UMCS pod kierownictwem prof. Dobiesława Nazimka. Dzięki sztucznej fotosyntezie nasi rodacy przerabiali CO2 na metanol, a ten następnie na paliwo. Ministerstwo Gospodarki nie było jednak zainteresowane odkryciem polskich naukowców.
Szanse uciekają, a problem z komercjalizacją polskich wynalazków jak był, tak jest. – Polskim przedsiębiorcom brakuje świadomości, że rynek staje się globalny. Sądzą, że nie ma potrzeby się o to troszczyć, bo nasz kraj jest stosunkowo duży i dadzą sobie radę, handlując na jego terenie. Ale to ułuda. Zwiększenie poziomu innowacyjności to nie tylko szansa na dynamiczny rozwój. W tej chwili to jedyna szansa na stabilne przeżycie – puentuje naukowiec.