15 sierpnia po południu pani Wiesi przypomniały się stare, dobre czasy. Kiedy nie było jeszcze wszędzie dyskontów, a nie każdemu chciało się jechać do supermarketu. Tego dnia znów do lady stała kolejka, koszyki były pełne. I tylko brakowało już pieczywa. Święto Wojska Polskiego jest dniem ustawowo wolnym od pracy. Sprzedawać mogą tylko niewielkie punkty handlowe prowadzone przez właścicieli, ich rodziny lub pracowników zatrudnionych na umowę-zlecenie. To jeden z najlepszych dni w roku dla małego handlu. Świąteczny zakaz handlu, jest jednym z nielicznych ograniczeń, którego obejścia nie znalazły wielkie sieci handlowe.
Kiedyś z prowadzenia sklepiku spożywczego w podwarszawskim Piasecznie bez problemu utrzymywała się jej rodzina, a i na wakacje starczyło. Dziś coraz częściej myśli o zamknięciu swojego biznesu, który prowadzi już ponad 20 lat. Właścicielka sklepiku liczy, że zakaz handlu w niedzielę uratuje jej biznes. W 2014 roku zamknięto ponad 7 tysięcy małych sklepów. Jak wynika z badań Bisnode, w pierwszym półroczu 2016 roku zniknęło już 4,2 tysiące takich placówek. W tej liczbie dyskontów, hipermarketów i supermarketów było w sumie zaledwie kilkanaście. Za to małe rodzinne sklepiki padają jak muchy.
Dzisiaj w Sejmie zostanie złożony przez NSZZ Solidarność projekt ustawy obywatelskiej o zakazie handlu w niedzielę. Złożyło pod nim swoje podpisy co najmniej 350 tysięcy osób. Dla polskiego konsumenta, przyzwyczajonego do celebrowania wolnego dnia w świątyni konsumpcji, szykuje się duża zmiana, ale podobne rozwiązania funkcjonują choćby w Niemczech, Austrii czy Szwajcarii. Sonntagsruhe, czyli „niedzielna cisza” jest tam czymś naturalnym. Podobnie jak w polskim projekcie, dozwolone są wyjątki. Ale wielkie centra handlowe są zamknięte.
– Jeśli ustawa przejdzie, to przede wszystkim korzyść odniosą pracownicy, będą mogli spędzić więcej czasu z najbliższymi. Unia Europejska zwraca uwagę na pogodzenie życia zawodowego z osobistym – mówi w rozmowie z INN:Poland Alfred Bujara, przewodniczący krajowego sekretariatu banków i ubezpieczeń NSZZ Solidarność. – Druga rzecz, to kwestie społeczne związane z eksploatacją pracownika. Badania europejskie pokazują, że pracownik, który nie ma stałej przerwy w pracy jest narażony na stres i liczne choroby zawodowe. Koszty społeczne, jak leczenie, lekarstwa, czy renty, ponosimy jako społeczeństwo wszyscy. Nie jest sztuką robić zysk za wszelką cenę – dodaje filozoficznie.
– Kiedy słyszę o tym, że miałbym przestać sprzedawać w niedzielę, w pierwszej kolejności myślę, że musiałbym zredukować załogę, miałbym niższe obroty – mówi dla INN:Poland dyrektor dużego specjalistycznego sklepu należącego do znanej sieci. – Ale z drugiej strony… Konsumenci będą mieli do wydania wciąż tą samą pulę pieniędzy. Tyle, że będą musieli to zrobić w sześć, a nie siedem dni. Trochę gorzej będzie miała spożywka. Część z ich budżetów przesunie się na małe sklepy, tak jak to jest teraz w dni wolne od pracy – analizuje.
Jednak duże sieci nie zamierzają zasypiać gruszek w popiele. Na ewentualne zamknięcie w niedzielę, szykują się, agresywnie walcząc o klienta cenami. Na mocno konsolidującym się rynku, a takie procesy trwają w Polsce, to podstawowa broń.
– Spójrzmy na przykład Węgier, gdzie wszedł taki zakaz handlu w niedzielę. Co się tam stało? Duże sieci spożywcze zainwestowały mocno w promocję, marki własne i instrumenty marketingowe. Zaczęła się bardzo mocna presja na cenę, przeniosło się to na lokalnych dostawców – mówi dla INN:Poland Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji. – Zwiększyło to jeszcze różnice cenowe pomiędzy wielkimi i małymi sklepami do 25-30 procent dla produktów z podstawowego koszyka. Ludzie, mając do wyboru dużo tańsze zakupy w dni powszednie, albo droższe w niedzielę, zagłosowali nogami. Węgierski parlament w ciągu tygodnia odwrócił proces – dodaje.
– Polscy pracodawcy wspierają nasz projekt, sami zbierali podpisy. Za to nie jest on w smak pracodawcom międzynarodowym, duże sieci są przeciwne – mówi Alfred Bujara z NSZZ Solidarność. – Nie wiem, co przez nich przemawia, w handlu brakuje pracowników, teraz nie dają sobie rady z ułożeniem harmonogramów, grafików – dodaje.
Wedle ostatnich danych GUS, w handlu brakuje około 9 procent pracowników. Przekłada się to na 100 tysięcy wakatów. Sami pracodawcy mówią, że te dane są mocno niedoszacowane, mówi się nawet o dwukrotnie większych potrzebach na rynku. Paradoksalnie, zakaz handlu w niedzielę, może pomóc rozwiązać problem z brakiem obsady w dużych sklepach. Na każdej witrynie sklepowej w galerii handlowej widać ogłoszenia o wolnych miejscach pracy.
– W Polsce jest silne lobby dyskontowe, ogromne kampanie już trwają. Do tego na rynku jest deflacja – mówi Andrzej Faliński. – Rynek zaczną tracić przede wszystkim słabsi gracze wielkopowierzchniowi. Dla małych sklepów rozwiązaniem będzie system franczyzowy. Te działające samodzielnie łudzą się nadzieją. Procesów ekonomicznych nie da się oszukać – ekspert studzi nadzieje pani Wiesi. Wielcy gracze pogodzili się ze stratą kilku dni w roku. Ale o ponad 50 niedziel będą toczyć walkę cenową na śmierć i życie.