Ministerstwo Środowiska chce, by polskich kopalin pilnowali uzbrojeni po zęby strażnicy. W ich arsenale mogą znaleźć się takie środki jak karabiny czy miotacze gazu.
Ministerstwo Środowiska doszło do wniosku, że dotychczasowe środki odstraszające złodziei kopalin okazały się niewystarczające. Dorabiający sobie w biedaszybach wałbrzyszanie, nadmorscy złodzieje bursztynu – wszyscy powinni zacząć się bać.
Resort Środowiska przygotował projekt ustawy, która powoła do życia Polską Służbę Geologiczną. Jej zbrojnym ramieniem ma zostać Straż Geologiczna. W planowanej jednostce pojawią się osoby o „nieposzlakowanej opinii”, które ukończyły 21 rok życia i dadzą rękojmię zachowania tajemnicy. Strażnicy nie będą mogli podjąć dodatkowego zatrudnienia bez zgody prezesa Polskiej Służby Geologicznej. Skąd tak rygorystyczne środki? Członkowie SG dostaną uprawnienia dotyczące broni palnej (tak krótkiej, jak i długiej). Będą mogli posługiwać się także pałkami, kajdankami, paralizatorami i miotaczem gazu.
– Bardzo nierozsądny pomysł. Wiele lat mieszkałem w Australii. Nigdy nie słyszałem o służbie, która miała by chronić diamenty. To raczej przywodzi na myśl państwa afrykańskie – komentuje dla INN:Poland dr hab. inż. Kazimierz Bęcek z Politechniki Wrocławskiej.
Celowości w działaniu ministerstwa nie widzi również Dawid Salamądry z Klubu Jagiellońskiego. – Zupełnie niepotrzebna formacja, za którą ciągnąć się będzie cała administracja. Te wszystkie działania mogłyby być spokojnie wykonywane w ramach policji, straży granicznej lub celnej – podkreśla.
W samym projekcie zaciekawienie budzi również liczebność straży, która według projektu, ma liczyć ok. 15-20 funkcjonariuszy. „Straż Geologiczna ma zapewnić skuteczną walkę z nielegalnym wydobyciem, obrotem i wywozem poza granice państwa kopalin (...)” – czytamy w uzasadnieniu projektu. Górnolotne cele. Jak zapewnić je dysponując 20 osobami?
Nie udało nam się niestety dowiedzieć, skąd pojawiła się ta liczba, ani w jaki sposób tak "liczna" straż ma ochronić złoża w Polsce, jednego z większych krajów w Europie. W Departamencie Geologii i Koncesji Ministerstwa Środowiska słyszymy, że z komentarzami i wyjaśnieniami trzeba poczekać, bo na razie mamy do czynienia tylko z projektem.
Zdaniem Salamądrego, świadczy to jednak o tym, że działanie ma charakter typowo wizerunkowy. – W Stanach Zjednoczonych mamy np. DEA (Amerykańska Agencja Narkotykowa). Każdy rząd stara się wyróżnić pewne problemy względem innych, a Polska jest jednym z bogatszych pod względem surowców krajem w Europie – opowiada ekspert.
–Sytuacja jest dość dziwna, bo mamy przecież Okręgowe Urzędy Górnicze. Swoista „policja geologiczna” już istnieje – zauważa z kolei Krystian Krawczyk, naczelny portalu górniczego nettg.pl. Ekspert opowiada, że już teraz wspomniane urzędy mogą nakładać na nieuczciwych „górników” kary idące nawet w setki tysiące złotych. Radzi jednak, by z chłostaniem projektodawców, poczekać na ostateczny kształt ustawy.
Rzeczywiście, tylko Wyższy Urząd Górniczy w Katowicach nałożył za ubiegły rok łącznie 13 mln złotych kar za nielegalne wydobycie kopalin. Myli się jednak ten, że problem koncentruje się na węglu i bursztynie. Niedawny raport NIK-u mówi, że 80 proc. przypadków związanych jest z bezprawną eksploatacją piasku i żwiru.
W samym projekcie najbardziej intrygujące jest jednak uzasadnienie, którym posługuje się Ministerstwo Środowiska. Projektodawcy skarżą się, na problemy z koordynacją działań z policją. – Urzędnicy nie są w stanie działać w nocy, kiedy jest największa szansa na złapanie osób prowadzących nielegalną działalność wydobywczą – czytamy w projekcie.
Kilkanaście osób z karabinami ganiających w środku nocy za...no właśnie kim? Osobami, które dorabiają sobie w biedaszybach? Koszmarna wizja. Zorganizowanymi grupami przestępczymi kradnącymi bursztyn? Tu tym razem trąci tragikomedią. Na szczęście wszystko, jak na razie, pozostaje tylko na papierze.