Raj dla wolnorynkowców w sercu socjalnej Skandynawii? Dlaczego nie. Z takiego założenia wyszli twórcy pierwszego prywatnego miasta na świecie. Założyciele Liberstad, bo tak ochrzczone zostało to miasto, obiecują przyszłym mieszkańcom totalną anarchię.
Prywatne miasto to nie reklamowy slogan. Potrzebujesz dostępu do wody? Załatw sobie. Problemy z odprowadzaniem ścieków? To Twoje zmartwienie. – Liberstad będzie miastem zbudowanym na filozofii anarchizmu, zasadę nieagresji i ochronę praw własności – reklamuje projekt na swojej stronie internetowej John Holmesland, jeden ze współzałożycieli miasta.
Cena za zamieszkanie w libertariańskim raju nie wydaje się nazbyt wygórowana. Kawałek poletka o powierzchni 1000 m2 można nabyć już za 35 tys. koron, czyli około 16 tys. złotych. Cała reszta pozostanie już tylko i wyłącznie naszym zmartwieniem.
Wolnościowe poglądy pomysłodawcy znajdują również ujście na innym poziomie. Miasto pozbawione będzie jakichkolwiek władz, rozbudowa i funkcjonowanie zależeć będzie tylko i wyłącznie od obywateli. Nie trzeba chyba dodawać, że podatków nie przewidziano.
Mieszkańcy zaopatrywać będą się mogli na lokalnym bazarze. Twórcy zapewniają, że umożliwi to wygodny dostęp do świeżej żywności, napojów i „wszelkich innych dóbr”. Pozostawiają jednocześnie sposób rozliczania się w gestii handlujących, choć sugerowane jest posługiwanie się Bitcoinami.
A wszystko to z daleka od wścibskich oczu biurokratów. Gospodarka Liberstad ma być całkowicie autonomiczna względem reszty kraju. John Holmesland twierdzi, że choć idea miasta może nie spodobać się norweskim władzom, wszystko jest całkowicie legalne.