„Lepiej być spawaczem niż politologiem” – powiedział kilka lat temu ówczesny premier Donald Tusk. Czas pokazał, że nie do końca. Podczas gdy absolwenci szkół wyższych dość szybko znajdują zatrudnienie (jakiego rodzaju to praca, to już temat na oddzielny artykuł), osoby po zawodówkach przeżywają na rynku pracy ciężkiej chwile. Z ostatniego raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, że aż 41 proc. Polaków kończących szkoły zawodowe idzie na bezrobocie. Jak to możliwe?
– Tu nie ma prostych odpowiedzi – tłumaczy INN:Poland Joanna Kluzik-Rostkowska, była szefowa Ministerstwa Edukacji Narodowej. Jej zdaniem, główną bolączką jest to, że szkoły, zamiast rozpoznawać zapotrzebowanie rynku, kształcą w kierunkach, do których maja przygotowanych nauczycieli. Raport NIK dodaje jeszcze, że zawodówki są "pozbawione zaplecza w zakładach pracy do prowadzenia zajęć praktycznych i źle wyposażone".
Pogardzani do tej pory politologowie mają swoją chwilę triumfu. Choć sytuacja absolwentów „bezrobotnych” kierunków wciąż nie jest idealna, dane potwierdzają, że, jeżeli chodzi o poszukiwanie pracy, są i tak w dużo lepszej sytuacji, niż ich koledzy z zawodówek.
Statystyki Ekonomicznego Losu Absolwentów (ELA) pokazują, że wskaźnik bezrobocia dla absolwentów nauk politycznych po Uniwersytecie Warszawskim to zaledwie 2 proc. Nieco gorzej jest w Zielonej Górze – 18 proc. To już dużo. Wciąż jednak nie zbliżamy się nawet do zatrważających statystyk dotyczących zawodówek, po których pracy nie może przecież znaleźć 4 na 10 Polaków.
– Nie mamy dobrze zdefiniowanych potrzeb regionalnych rynków pracy – podkreśla Kluzik-Rostkowska. Ekspertka przytacza badania Specjalnej Strefy Ekonomicznej w Katowicach. Próba rozpoznania lokalnych rynków pracy na poziomie powiatów dała nieciekawe wnioski. Okazało się, że w zawodzie, na który ze strony pracodawców było największe zapotrzebowanie, kształciło się tylko 4 proc. uczniów. Prawie 1/3 uczyła się natomiast w profesji, która w zestawieniu była dopiero na 5-6 pozycji.
Osobną kartę wśród bezrobotnych absolwentów zawodówek zapisują kobiety. Kinga Lohmann, dyrektorka Koalicji Karat, która badała sytuację kobiet w szkołach zawodowych, opowiada, że wiele z nich pochodzi z małych miejscowości, a do wyboru placówki zmusza je sytuacja ekonomiczna rodziny. Zazwyczaj trafiają również do stereotypowo kobiecych zawodów, co powoduje, że masowo kształcą się w profesjach, na które w okolicy nie zawsze jest zapotrzebowanie. – Ile fryzjerek w małej miejscowości znajdzie zatrudnienie w swoim zawodzie? – pyta retorycznie Lohmann.
Jeszcze większy problem jest w „męskich” profesjach. Mechanicy wprost mówili, że chętnie wzięliby kobietę, ale boją się reakcji klienta, który może zobaczyć, że jego auto trafiło w ręce przedstawicielki płci pięknej. A ta z definicji znać się na tym fachu przecież nie może. – Nie wierzy się w ich kompetencje. Nie bierze się pod uwagę, że już sam wybór „niekobiecego”zawodu świadczy o silnej osobowości i determinacji – tłumaczy Lohmann.
Wśród ogólnej beznadziei trafiają się także pozytywne przykłady. Jednym z nich jest Zespół Szkół nr 1 im. Powstańców Wielkopolskich w Swarzędzu, która działa w porozumieniu z Volkswagenem. Uczniowie kształcą się tam w zawodach, które niemiecki koncern motoryzacyjny najbardziej potrzebuje, a po zakończeniu edukacji mają możliwość podjęcia w nim pracy. Swoją „patronacką” klasę w Murowanej Goślinie od 10 lat prowadzi również Solaris.
Łączenie szkół z konkretnymi firmami jest na pewno jednym z wyjść. Brak porozumienia oświaty z biznesem może bowiem prowadzić do takich sytuacji:
– Znam przypadek pewnej szkoły hotelarskiej na Mazurach. Zainteresowanie było duże, mimo że absolwenci na lokalnym rynku nie mieli zbyt dużych perspektyw. Wszyscy uczyli się po to, by wyjechać do Londynu – opowiada Joanna Kluzik-Rostkowska.
Czy miażdżący raport NIK oznacza, że, odwracając stwierdzenie Donalda Tuska, dziś lepiej być politologiem niż ślusarzem? – pytamy prowokacyjnie. – Na portalu Praca.pl znajdziemy dzisiaj ponad 5100 ogłoszeń na pracowników fizycznych, w tym 725 na spawacza. Ogłoszeń o pracę na stanowisko politologa niestety nie ma. Rynek z pewnością potrzebuje pracowników z wykształceniem zawodowym – odpowiada Aleksandra Wesołowska z praca.pl. Przynajmniej spawacze mogą więc spać spokojnie.