Fundacja Panoptykon dowiedziała się w jaki sposób urzędy pracy oceniają, kto rokuje na zdobycie pracy, a kto nie. Wychodzi na to, że najlepiej być młodym, sprawnym mężczyzną z wyższym wykształceniem i biegłą znajomością języków obcych. To właśnie tacy ludzie mogą liczyć na największe wsparcie ze strony pośredniaków.
A co, jeżeli jesteś kobietą po 50? Niedobrze. Właśnie zarobiłaś 6 punktów karnych. Jeszcze 17 i spadasz do niższej kategorii. A im niżej, tym mniej urząd pracy będzie miał ci do zaoferowania. W taki właśnie sposób polskie pośredniaki pomagają zdobyć zatrudnienie. Oceniając ludzi, a nie problemy, które sprawiają, że od potencjalnych pracodawców, odbijają się jak od ściany.
– Znane są przypadki, gdzie urzędnicy już na wejściu mówią: „Patrz, przyszła trójka” – opowiada INN:Poland Jędrzej Niklas z Fundacji Panoptykon. Jego zdaniem, w wielu przypadkach UP szufladkują kandydatów, de facto, utrudniając im znalezienie pracy. – Takie etykietowanie bardzo mocno wpływa na ludzi, którzy rzeczywiście chcą podjąć pracę – tłumaczy.
Z całym kwestionariuszem zapoznać możemy się tutaj. Warto jednak przytoczyć kilka co bardziej zdumiewających pytań. Poza wspomnianą płcią i stopniem niepełnosprawności możemy znaleźć pytanie o miejsce zamieszkania. Miasto – 0, wieś – 2. Konieczność utrzymania rodziny jako główna motywacja podjęcia pracy – kolejny punkt. Zbytnia szczerość może więc skutkować poważnymi ograniczeniami w pomocy przy szukaniu pracy. Na nic chęci i determinacja.
Najlepiej dostać się oczywiście do pierwszej kategorii. Druga również daje pewne nadzieje, bo wciąż możemy liczyć na to, że urząd dofinansuje nam dodatkowe szkolenia czy studia podyplomowe. A trzecia? To właściwie cios wymierzony w plecy. – Około 40 proc. urzędów w ogóle nie uruchamia dla nich pomocy – opowiada Niklas.
Po teście i zaszufladkowaniu, klasyfikacji nie da się już zmienić. Zdaniem eksperta Panoptykonu – tylko w teorii. – Bezrobotni starają się obchodzić ten system. Niektórzy wyrejestrowują się i ponownie profilują, żeby przeskoczyć do wyższej kategorii. To oszukiwanie, ale w systemie, w którym komputer wie lepiej, poszukujący pracy starają sobie radzić na własną rękę – wyjaśnia Niklas.
Urzędów nie motywuje również obecny system wynagradzania. Dodatki z budżetu centralnego wypłacane są za efektywność, czyli za przywrócenie bezrobotnego na rynek pracy. Najłatwiej wyprowadzić na prostą osoby, które poradziłyby sobie nawet bez pomocy UP. Znalezienie zatrudnienia dla osoby z trzeciej kategorii nie jest dodatkowo premiowane. Dla urzędników to próżny trud, wysiłek jest nieproporcjonalny do nagrody.
A mogłoby być inaczej. – W Niemczech taki wywiad trwa 60 minut. Jest prowadzony przy udziale doradcy klienta i psychologa. Wtedy kwestionariusz jest tylko narzędziem pomocy do
identyfikowania problemów. U nas bardzo często jest odwrotnie. Przy obecnych środkach i zasobach urzędów pracy na przeprowadzenie wywiadu jest tylko 7 minut. Komputer staje się wówczas wyrocznią – opowiada Niklas.
Staraliśmy się również zdobyć komentarz od warszawskiego urzędu pracy. Odpowiedź do tej pory nie nadeszła.