„Z artykułu odniosłem wrażenie, że dziwi się Pan żądaniom lekarzy” – pisze do nas czytelnik po wczorajszej publikacji tekstu w INN:Poland na temat rządowych propozycji wynagrodzeń dla lekarzy – i kontrpropozycji środowiska lekarskiego. „Jako lekarz chciałbym coś sprostować” – zaczyna Pan Jarosław swoją wstrząsającą replikę.
Przypomnijmy, sprawa dotyczy upublicznionej na początku tygodnia informacji o propozycjach podwyżek, jakie przygotowało ministerstwo zdrowia. Po wielomiesięcznych negocjacjach resort zaproponował protestującym z Porozumienia Zawodów Medycznych następujące stawki brutto – 4800 złotych dla lekarzy, 3900 złotych dla lekarzy bez specjalizacji, 3200 złotych dla pielęgniarek i położnych ze specjalizacją, 2400 zł dla tych bez specjalizacji oraz dla techników medycznych. Środowiska lekarskie tymczasem mają swoją kontrpropozycję, znacznie wyższą: trzykrotność średniej krajowej (11 700 zł) dla lekarzy, dwukrotność (7800 zł) dla rozpoczynających specjalizację rezydentów i pielęgniarek.
„Czy uważa Pan, że 2275 złotych na rękę za 7 lat ciężkich studiów (6 lat studiów + rok stażu) i decydowanie o życiu człowieka wielokrotnie w ciągu dnia, z całymi konsekwencjami, które się z tym wiążą, a więc np. sprawami sądowymi dotykającymi w chwili obecnej praktycznie każdego lekarza, to zbyt duża kwota?” – pyta nas – wcale nie retorycznie, pan Jarosław.
I używa mocnego porównania. „W Lidlu na kasie otrzymuje się ok. 2 tys. PLN netto (w Warszawie). Powiem więcej, w niektórych sklepach stoją nawet ogłoszenia mówiące o wyższych kwotach. Plus karta Luxmed i Benefit. A zatem jest to dokładnie taka sama pensja” – argumentuje, proponując, że uwiarygodni tę analogię zdjęciem.
Rzecz jasna, sytuacja w Polsce pod tym względem różni się od tej w krajach zachodnich, gdzie np. lekarz rezydent zarabia w kolejnych latach specjalizacji od 4100 do 5300 euro brutto, a pracownik dyskontu – 1840 euro.
– Jeśli chodzi o specjalistów, to sytuacja jest jeszcze gorsza: w moim szpitalu lekarz z 20-letnim stażem, świetny specjalista, zarabia 3,5 tys. zł netto. Z wysługą lat (sic!) – pisze pan Jarosław. – Niestety, w chwili obecnej wszyscy, którzy mogą, wyjeżdżają, bo nie dają rady fizycznie ani psychicznie pracować (i przede wszystkim żyć) za 2275 PLN netto, przy perspektywie wielokrotności tych zarobków praktycznie w każdym innym kraju – dodaje.
– Przez tak niski udział PKB dla służby zdrowia cierpi cały system – dorzuca z kolei pan Aleksander. – Taki stan rzeczy jest niebezpieczny dla pacjentów. Przez tak niskie stawki osoby, które bezpośrednio odpowiadają za cudze zdrowie są zmuszone pracować trzysta godzin w miesiącu – kwituje. Pan Jarosław opisuje to jeszcze inaczej. – Był pan kiedyś w szpitalu? Widział pan, jak mało jest lekarzy, a szczególnie specjalistów? Zauważył pan, że cały szpital opiera się głównie na pracy rezydentów, ponieważ oni nie mają wyboru, muszą zrobić specjalizację, a zatem muszą pracować za 2275 PLN? W moim szpitalu rezydenci stanowią... ponad połowę pracowników szpitala! – twierdzi.
Na warunkach pracy sprawa się nie kończy. – Aby dalej być w zawodzie lekarze muszą dalej się kształcić, a jedna konferencja lekarska kosztuje uczestników około 700 złotych, nie mówiąc już o książkach i kursach – podkreśla pan Aleksander. – W medycynie co miesiąc pojawiają się nowe leki, nowe terapie, nowe metody diagnostyki. Czy wie pan, jak wygląda możliwość kształcenia się w polskim szpitalu? Odpowiedź jest prosta: nie ma takiej możliwości. Nie tylko szpital nie wyśle pana na jakiekolwiek szkolenie, ale również nie zgodzi się, żeby pan pojechał (za własne pieniądze – sic!) na kurs – sekunduje mu pan Jarosław. – Bo nikt pana nie zastąpi. Bo nie ma kto pracować.
I znowuż pojawiają się tu przykłady wzięte z życia medyków za granicą. Przykładowo, w Niemczech medycy mają przymus dalszego kształcenia się.
Jak podsumowują nasi czytelnicy, to wszystko sprawia, że system opieki zdrowotnej mamy w Polsce taki, jaki mamy. – To tworzenie się kolejek, czekanie setek dni na badania, przemęczony personel, brak sprzętu – wylicza pan Aleksander. – Prawie nikt nie rozumie, że to, jacy lekarze zostaną, ma bezpośredni wpływ na to, jakie będzie nasze zdrowie. A zatem, jeśli nie zostaną stworzone warunki umożliwiające przeżycie przeciętnego lekarza, niestety, zdrowie nas wszystkich, także moje i pana, będzie w dużym niebezpieczeństwie – ucina pan Jarosław.