Kamil Stysiak swoje rowery sprzedaje do całej Europy Zachodniej. Za jeden potrafi dostać nawet 10 tys. złotych. Wokół dwóch kółek kręci się cały jego świat, teraz przymierza się do pobicia europejskiego rekordu prędkości rowerów elektrycznych.
Cruisery to Ferrari wśród rowerów. Eleganckie, designerskie...i zdecydowanie droższe niż przeciętne dwa kółka, którymi poruszają się na co dzień Polacy. Nad Wisłą popyt na nie jest prawie żaden. Cena za jeden rower to minimum 4,5 tys. złotych. Górna granica może sięgać nawet 10 000 zł. Dla klientów z zagranicy nie stanowi to żadnego problemu.
Stysiak opowiada, że praktycznie całość jego produkcji idzie na eksport. Najwięcej do rozmiłowanych w dwóch kółkach Holendrów. – 90 proc. tego co sprzedaję, to ramy i półprodukty – zastrzega Polak. – Mam swoje grono stałych odbiorców. To dość wymagający klienci. Ode mnie biorą tylko półprodukt i na tym budują resztę pojazdu. Samych rowerów sprzedaję do 10 rocznie – opowiada.
Rowery chętnie kupują od naszego rodaka również Francuzi („zamęczają je, więc najczęściej decydują się na typowo miejskie modele"), Niemcy i Hiszpanie („oni znowu cechują się dużą fantazją, zamówienia są niesamowicie skomplikowane”) – Każdy kraj ma jakąś swoją charakterystykę – mówi Stysiak.
Rynek europejski, choć chłonny, nie zaspokaja całkowicie jego ambicji. Białostoczanin jest w trakcie rozmów z Amerykanami. Chce znaleźć odbiorców, którym mógłby wysyłać większe partie towaru i zwolnić z uciążliwej sprzedaży detalicznej.
Dla 30-latka z Białegostoku przygoda z dwoma kółkami zaczęła jeszcze w liceum. – Jeździłem na deskorolce. Okazało się w pewnym momencie, że ma trochę zbyt krótki zasięg. Wtedy przesiadłem się na rower. Od tego się zaczęło – opowiada. Historia jak wiele, z jednym wyjątkiem. Stysiak postanowił, że swój rower zbuduje własnymi siłami.
– To była jakaś masakra, rozpadał mi się w trakcie jazdy – wspomina. Doświadczenia jednak zaowocowały – drugi model był, jego zdaniem, niemal bezbłędny.
Kamil Stysiak dużą wagę przywiązuje do oryginalnego designu. Ramy, które tworzy, rzeczywiście ocierają się o sztukę. – To nic innego jak mała architektura. Cykl projektowania jest dokładnie taki sam jak w przypadku innych produktów – przekonuje autor.
Jego najbliższe plany? Oprócz wejścia na rynek amerykański marzeniem Stysiaka jest pobicie rekordu prędkości Europy rowerów elektrycznych. – Obecny rekord dla pojazdów zbudowanych z fabrycznych części to 130 km/h. My budujemy jednak sprzęt z silnikiem motocyklowym. Będzie ponad 5 razy mocniejszy. Nie widziałem jeszcze roweru o takiej mocy, o ile można to jeszcze nazwać rowerem – zastanawia się. Projekt jest w trakcie przygotowań. Niedawno w Dubaju Stysiak zaprezentował ramę, którą zamierza wykorzystać podczas próby bicia rekordu.
To wszystko osiąga jak na razie własnymi siłami, w ramach założonej przez siebie firmy Kamilos Kreationz. – Pomaga mi tylko moja dziewczyna. Odciąża mnie we wszystkich sprawach niezwiązanych z projektowaniem i wykonaniem samego roweru. Mam już jednak plany, żeby powiększyć swoją firmę – przyznaje białostocczanin. Sam przestaje nadążyć już za ilością zamówień.
– Czy można powiedzieć, że nie wyobrażam sobie życia bez rowerów? – zastanawia się Kamil Stysiak. – Siedzę w tej chwili na schodach, na piętrze. Mam obok siebie komplet kół i opon. Na parterze obok telewizora z jednej i drugiej strony stoją rowery. Samochód mam przystosowany do wożenia rowerów. Są wszędzie. Więc chyba tak – uśmiecha się.