Polska kolonii nigdy się nie dorobiła, co nie przeszkadza jej nadrabiać braków. Nad Wisłą pracuje obecnie około 180 tys. niewolników – najwięcej w Unii Europejskiej, a spora ich część pochodzi spoza naszych granic. Zagraniczny paszport tylko zaostrza bezwzględność, z jaką traktują ich pośrednicy. – Wśród wielu Ukraińców panuje przekonanie, że brak zapłaty za pierwszą pracę to norma – opowiada INN:Poland Irena Dawid z Fundacji LaStrada.
Handel ludźmi coraz rzadziej ma twarz kobiety wykorzystywanej do świadczenia usług seksualnych, a coraz częściej osoby zwabianej do pracy przymusowej. Według Krajowego Centrum Interwencyjno-Konsultacyjnego dla Ofiar Handlu Ludźmi ta druga sytuacja ma nad Wisłą miejsce dwukrotnie częściej.
Niewolnictwo pleni się zresztą nad Wisła wyjątkowo szybko. Szacuje się, że w naszym kraju w charakterze niewolników pracuje około 180 tys. ludzi. Jeszcze dwa lata temu ta liczba była ponad dwukrotnie niższa. W opublikowanym kilka miesięcy temu Światowym Indeksie Niewolnictwa Polska zajęła 24. miejsce na świecie. To najgorszy wynik w Unii Europejskiej.
– Wśród wielu Ukraińców panuje przekonanie, że brak zapłaty za pierwszą pracę to norma. To przerażające – opowiada Irena Dawid z La Strady. Zdaniem szefowej fundacji, która zajmuje się pomocą ofiarom handlu ludźmi, oszukanie obcokrajowca bywa traktowane w innych kategoriach, niż zwiedzenie Polaka. Panuje przyzwolenie np. na to, żeby mieli gorsze warunki mieszkaniowe.
– Jeden z pracowników instytucji państwowej, z którym rozmawiałam, wyznał, że nie chciałby mieszkać w takich warunkach jak Filipińczycy. „Ale jak dla nich to całkiem przyzwoite było” – dodał. Obcokrajowcy są często traktowani jak ludzie gorszego sortu – tłumaczy. To "przyzwoite", jak się okazało, oznaczało m.in. możliwość wzięcia prysznica raz w tygodniu.
Z dużym zainteresowaniem spotkało się swego czasu odkrycie, że na polskich budowach pracują robotnicy z Korei Północnej. Według danych European Alliance for Human Rights in North Korea, mężczyźni wynajęci do pracy w porozumieniu z koreańskim rządem dostawali około 310 zł miesięcznie za 12 godzin pracy dziennie. Nawet uwzględniając wolne weekendy, oznacza to, że za godzinę pracy otrzymywali około 85 groszy.
Podwładni Kim Dzong Una to ofiary państwowej polityki. Gros ich zarobków zabiera rząd. Według danych Prokuratury Generalnej, nad Wisłą dominują jednak niewolnicy z Ukrainy, którzy stanowią aż 44 proc. cudzoziemców zmuszanych do pracy. Wiele jest również obywateli Wietnamu, Sri Lanki czy Bułgarii.
W ich wypadku wygląda to zazwyczaj zgoła inaczej. Zwabiani obietnicą pewnej i dobrze płatnej pracy, często nie mają możliwości powrotu do kraju. Według Ireny Dawid od agencji pośrednictwa mogą liczyć średnio na 45 proc. całej pensji. To niewiele, ale zainteresowani rzadko kiedy widzą nawet tak mizerną wypłatę. Organizatorzy tłumaczą się dużymi kosztami rekrutacji i uchybieniami pracownika. Potrafią wypłacić zaledwie jedną piątą pensji.
W ogóle od wypłaty próbowała się za to wymigać pewna polska rodzina. – Dobrze zapadł mi w pamięć przypadek 50-letniej kobiety z Ukrainy – opowiada Irena Dawid. – Na koniec opiekunce odmówiono zapłaty, ponieważ jej podopieczna się przeziębiła. Tymczasem mojej rozmówczyni kazano robić kilka rzeczy jednocześnie i kilka dni wcześniej w trakcie podlewania ogródka posadziła babcię na zewnątrz, żeby mieć na nią oko – tłumaczy ekspertka.
Poszkodowani nie mogą liczyć na pomoc państwa. W 2015 r. status pokrzywdzonych w śledztwach dotyczących handlu ludźmi otrzymało 115 osób, w tym 41 cudzoziemców. Biorąc pod uwagę liczby z początku tekstu – śmieszna wartość.
– Policja, straż graniczna i inspekcja pracy mają coraz większy opór przed podejmowaniem takich spraw. Boją się, że prokurator nie będzie chciał ich prowadzić. W sądach powszechne jest myślenie kategoriami – nie zamknęli, nie zgwałcili – mogła więc odejść w każdej chwili. A to nie jest prawda – opowiada Dawid.
Szefowa LaStrady przytacza historię, w której jedna z kobiet zmuszonych do prostytucji dostała od policji mandat za to, że nie porusza się po chodniku. – Tymczasem ona próbowała zwrócić uwagę policji na to, że stała się ofiarą handlu ludźmi – mówi Dawid.