Według raportu Komisji Europejskiej, polscy nauczyciele są jednymi z najgorzej opłacanych w Europie. Odnosząc ich zarobki do PKB per capita, nasi rodzimi belfrzy wypadają blado nawet przy nauczycielach z Bośni i Hercegowiny.
– Warunki pracy i wynagradzania są kluczowe, by pozyskiwać najlepszych kandydatów do tej pracy oraz utrzymać dobrych nauczycieli w zawodzie – skomentował raport unijny komisarz ds. edukacji Tibor Navracsisc. Brzmi to jak prztyczek wymierzony w nos polskiego systemu edukacji. Na tle sąsiadów nasi nauczyciele wyglądają bowiem jak ubodzy krewni.
Komisja Europejska postanowiła ocenić zarobki kadr dydaktycznych poprzez odniesienie ich do PKB per capita państw, w których pracują. W ten sposób dowiedzieliśmy się, że maksymalne wynagrodzenie nauczycieli na poziomie średnim wyższym w Niemczech to 199 proc. PKB na jednego mieszkańca, w Portugalii – 245 proc., na Cyprze – 282 proc., a w Bośni i Hercegowinie – 327 proc. A w Polsce? Niespełna 107. Dużo gorzej będzie jeżeli spojrzymy na niższe poziomy kształcenia. Na poziomie podstawowym to już bowiem nieco ponad 80 proc.
– Pensje są relatywnie niskie. Wielu nauczycieli pracuje na dwóch posadach – w publicznych szkołach nie zarabiają tyle, ile oczekują. Dorabiają więc w prywatnych placówkach, co rzecz jasna, odbija się na poziomie nauczania – opowiada INN:Poland Barbara Strycharczyk z Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego.
Przełóżmy powyższe wyliczenia na konkretne liczby. Według analiz spółki VULCAN, stażysta z tytułem licencjata otrzymuje brutto 1759 zł. Nauczyciel dyplomowany – 2336 zł. Najwyższe zarobki mają nauczyciele dyplomowani z tytułem magistra i przygotowaniem pedagogicznym. W ich przypadku minimalna płaca wynosi 3109 zł, co na rękę daje nieco ponad 2,2 tys. Czyli wciąż poniżej mediany płac w Polsce.
Nastrojów nie poprawia z pewnością fakt, że nauczyciele na podwyżki czekają już od 5 lat. Rządowe zapowiedzi, według których od przyszłego roku mają dostać od 35 do 65 zł brutto więcej, część z nich potraktowała zapewne jak splunięcie w twarz. – To bardziej ośmiesza tę podwyżkę, niż daje argument do pozostania w zawodzie – komentuje dla INN:Poland Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej.
Zdaniem posłanki, niskie wynagrodzenia powodują, że do zawodu pchają się głównie osoby, które nie mają zbyt wielkich perspektyw na rynku pracy. – Mamy do czynienia z selekcją negatywną. Z moich obserwacji wynika, że do zawodu często idą najsłabsi studenci. Jak można później wymagać, by kształcili nam olimpijczyków, skoro sami mają problemy z rozwiązywaniem zadań na tym poziomie? – pyta retorycznie.
Z opinią posłanki Nowoczesnej zgadza się Barbara Strycharczyk. – Biorę udział w rekrutacji nauczycieli i muszę powiedzieć, że wielu kandydatom brakuje kompetencji miękkich, dzięki którym mogą dotrzeć do ucznia. Są również mało dynamiczni, brakuje im koncepcji na prowadzenie zajęć – komentuje ekspertka.
Co więcej, młody nauczycieli jest ich stanowczo zbyt mało. W przytaczanych już wcześniej danych raportu VULCAN można znaleźć bowiem jeszcze jedną niepokojącą konkluzję. Od 2006 roku średnia wieku w naszych szkołach zwiększyła się o jakieś 4 lata. 30-latkowie stanowią dzisiaj w Polskich szkołach 7,7 proc. ogółu nauczycieli.
Zdaniem Lubnauer, problemy płacowe polskiej edukacji najbardziej uwidaczniają się przy poszukiwaniach nauczycieli informatyki i w szkołach zawodowych. – Konkurencja ze strony prywatnych podmiotów powoduje, że ze względu na niskie zarobki trudno zachęcić ich do pracy w szkołach – opowiada.
Posłanka twierdzi jednocześnie, że najbardziej pesymistycznego scenariusza nie powinniśmy się obawiać. Ogólnokrajowy brak rąk do pracy nam na razie nie grozi. – Na szczęście mamy niż demograficzny – podkreśla.