Telewizja Publiczna właśnie wyemitowała program „Szeptem”, który ma podejmować trudne tematy. Miał z góry założoną tezę, że szczepionki szkodzą. W roli "ekspertów" wystąpili Justyna Socha, agentka ubezpieczeniowa, od lat twarz ruchów antyszczepionkowych. Sekundował jej Ryszard Grzebyk, który tytułuje się „doktorem medycyny naturalnej” i zarabia na sprzedaży książek temu poświęconych. W studiu nie było zaś specjalisty od szczepień czy lekarza.
Program TVP to tylko wierzchołek góry lodowej. Dezinformacja nt. szczepionek ma miejsce od dawien dawna i łatwo znajduje podatny grunt wśród, nie ukrywajmy, niedoinformowanych pacjentów, których szalenie łatwo nastraszyć prostą, chwytliwą tezą, szafując zagrożeniami zdrowia i życia.
Zwraca na to uwagę Aneta Nitsch-Osuch z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego w artykule magazynu Polskiej Akademii Nauk „Academia”. „Kamieniem milowym” aktywności ruchów antyszczepionkowych było opublikowanie w 1998 roku przez Andrew Wakefielda w czasopiśmie „The Lancet” artykułu, w którym na podstawie opisu kilkunastu przypadków wysnuł wniosek o możliwym związku pomiędzy szczepieniem przeciw odrze, śwince, różyczce a rozwojem autyzmu i zapaleniem jelit” – pisze Nitsch-Osuch.
Publikacja odbiła się szerokim echem i spowodowała wzrost liczby przeciwników szczepionek w Europie i USA. Mimo udowodnienia Wakefieldowi fałszerstwa i manipulacji naukowej, wycofania artykułu i nałożenia na autora kary pozbawienia prawa wykonywania zawodu lekarza, zarówno tekst, jak i rozpowszechniane wciąż nieprawdziwe treści nadal funkcjonują jako „argument” przeciwko szczepieniom ochronnym. To tylko jeden z licznych, groźnych przykładów dezinformacji.
– Ruchy antyszczepionkowe robią bardzo dużo hałasu. Dziwię się, że coś takiego mogło zdarzyć się w telewizji publicznej. To nie jest telewizja „krzak”, tylko w misyjna telewizja publiczna. Nie wolno robić takich rzeczy. To niesłychanie szkodliwe. Jeśli takie audycje będą się mnożyć, będzie to miało negatywne znaczenie. Pani Socha jest autorką niesłychanie tendencyjnego artykułu pt. „Szczepionki śmierci”. Pan Grzebyk mówił ewidentną nieprawdę w majestacie rzekomej wiedzy lekarskiej – mówi w rozmowie z INN:Poland Mirosław J. Wysocki, dyrektor Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - PZH, i Krajowy Konsultant w dziedzinie Zdrowia Publicznego.
– Szczepionki chronią nas przed wieloma zagrożeniami, począwszy od szczepienia WZW B (zapalenie wątroby typu B). Dzięki szczepieniom możemy też uniknąć takich chorób jak odra, różyczka, błonica czy tężec. Zapomnieliśmy ponadto o polio w Polsce i całej Europie. Te choroby zbierały kilkadziesiąt lat temu masowe śmiertelne żniwa. Jeśli do Polski przechodzi odra zza zachodniej granicy, to mamy do czynienia z niezwykłą rzeczą. Kiedyś to było powszechne. A dziś mamy wschodnie zagrożenia, bo za wschodnią granicą szczepi się niewielki odsetek dzieci. Chodzi tu np. o epidemię polio kilka lat temu w jednej z republik postradzieckich Azji Centralnej i przeniesienie tej choroby do Rosji. My w tej sytuacji byliśmy bezpieczni, ponieważ olbrzymia większość niemowląt i dzieci jest szczepiona przeciwko polio – dodaje Mirosław Wysocki.
– Pozytywne jest to, że 93-95 proc. dzieci w Polsce do drugiego roku życia szczepi się według kalendarza. Bardzo dobrym posunięciem jest wprowadzenie szczepionki przeciwko pneumokokom – zauważa.
– Szczepionki wiele lat badają najlepsi europejscy eksperci. Przy tym badania jakości są tak restrykcyjne i tak liczne (nawet setki), że nie ma tu miejsca na jakąkolwiek pomyłkę. Jeśli są jakiekolwiek zastrzeżenia, szczepionka jest natychmiast wycofywana, jeszcze zanim trafi na rynek. Dopuszczenie szczepionki na rynek i proces jej rejestracji jest obwarowany bardzo szczegółowymi wymaganiami prawa farmaceutycznego. Nie ma tu żadnej przypadkowości – dodaje prof. Ewa Augustynowicz z NISP.
– Szczepionka, jak każdy produkt leczniczy, musi być najpierw zarejestrowana. W Polsce za ten proces odpowiada Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. Znacznie częściej leki są dopuszczane do obrotu w całej Unii Europejskiej i za ten proces odpowiada Europejska Agencja Leków – mówi Augustynowicz.
– Żeby szczepionka była zarejestrowana, wcześniej musi zostać określony sposób jej wytwarzania. Najpierw odbywają się badania laboratoryjne, następnie powstaje jej prototyp. Następnie prototyp jest sprawdzany na zwierzętach. Jeśli wyniki modelu zwierzęcego są zadowalające, szczepionka jest sprawdzana w kolejnych etapach badań klinicznych, najpierw na małych, później na coraz większych grupach osób. Na tej podstawie oceniane jest bezpieczeństwo i skuteczność takiego produktu. Ponadto, działanie popularnych szczepionek znamy od kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu lat. Przykładem jest tu najbardziej kontrowersyjna szczepionka przeciwko odrze, śwince i różyczce – dodaje.
– To bardzo długotrwały proces, nie mówiąc o ogromnych kwotach, jakie są przeznaczane na testowanie szczepionki na nawet setkach tysięcy pacjentów. Np. w przypadku bardzo innowacyjnej szczepionki przeciw meningokokom grupy B od momentu badań laboratoryjnych do momentu rejestracji w Europejskiej Agencji Leków minęło 10 lat, w tym prawie 8 lat trwały jej badania na ludziach. Poza tym każda szczepionka przed wprowadzeniem na rynek jest sprawdzana przez niezależne laboratorium państwowe. To dodatkowy czynnik kontroli – kończy prof. Augustynowicz.