„To się przełamie” – tłumaczył Jarosław Kaczyński, odpowiadając na pytania o zahamowanie wzrostu gospodarczego w Polsce. „Ale są dziwne, bardzo dziwne blokady. Na przykład, są na pewne cele pieniądze, a przedsiębiorcy związani z partiami opozycyjnymi nie chcą podejmować różnego rodzaju przedsięwzięć gospodarczych zyskownych dla nich, bo uważają, że lepiej zaczekać, aż wrócą dawne czasy” – mówił. Eksperci odpowiadają szefowi PiS: „to się nie dzieje”.
Z prośbą o komentarz zwróciliśmy się do szerokiego spektrum ekspertów: począwszy od organizacji takich, jak Konfederacja Lewiatan, Polska rada Biznesu, Związek Przedsiębiorców i Pracodawców, Fundacja Republikańska czy Klub Jagielloński (eksperci dwóch ostatnich organizacji odmówili komentarza do słów Jarosława Kaczyńskiego), natomiast przyczyny spadku dynamiki polskiej gospodarki skomentował z kolei były wicepremier i minister gospodarki, Janusz Piechociński.
„Warto byłoby Kaczyńskiemu wyjaśnić mechanizm podejmowania decyzji przez przedsiębiorców” – Jeremi Mordasewicz, współzałożyciel Business Centre Club, Konfederacja Lewiatan
Warto byłoby Jarosławowi Kaczyńskiemu wyjaśnić – i sądzę, że Mateusz Morawiecki mógłby to zrobić – mechanizm, w oparciu o który przedsiębiorcy podejmują decyzje. Jest on dosyć prosty: żaden przedsiębiorca nie zrezygnuje z opłacalnej inwestycji tylko dlatego, że u władzy jest ten czy inny rząd. Nie obchodzi nas, kto jest u władzy, jeżeli produkujemy meble, kosmetyki czy ubrania. Kierujemy się jednym wskaźnikiem: stopą zwrotu z inwestycji, ważoną ryzykiem.
Są dwa powody, dla których inwestycje w Polsce maleją, a przedsiębiorcy się z nimi wstrzymują. Po pierwsze, ryzyko, na które rządząca partia nie ma wpływu: koniunktura zewnętrzna, w europejskiej i światowej gospodarce. Przykładowo, dostarczamy komponenty do Niemiec, a oni eksportują gotowy produkt do Chin – tak jesteśmy w łańcuchu dostaw.
Drugi czynnik to sytuacja w kraju. Jeżeli rząd proponuje ustawę deregulacyjną i wylicza w niej oszczędności dla biznesu – 230 mln zł – a z drugiej strony wprowadza regulacje, które będą nas kosztować znacząco ponad 20 mld zł, to proporcje są oczywiste. Oferowana deregulacja to 1 proc. dodatkowych kosztów, jakie musimy ponieść w przypadku przeforsowania podatków od aktywów i handlu, zakazu handlu w niedzielę, podniesienia płacy minimalnej, obniżenia wieku emerytalnego, wzrostu kosztów energii w wyniku dotowania kopalń.
Oczywiście, taki podatek od handlu czy zakaz pracy w niedzielę nie zostały uchwalone. Ale np. taki zakaz będzie oznaczać w ciągu roku 45 dni pracy kapitału mniej. Stawianie zarzutu, że w takich warunkach nie chcemy inwestować, jest niesprawiedliwe. Nie wiemy, co będzie z handlem w niedzielę, oczekujemy jakichś regulacji, o których nie wiemy jeszcze, jakie będą. Czego tu oczekiwać?
„Teza absurdalna i niczym nie uzasadniona” – Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu
Nie wiem, czy ta wypowiedź nadaje się do jakiegokolwiek komentarza. Ona się komentuje sama przez się, nie ma tu co dodawać. Jest to, oczywiście, teza absurdalna i niczym nie uzasadniona.
Przedsiębiorcy już wielokrotnie dowodzili, że bez względu na to, jaki rządzi gabinet, jaki władza ma kolor i charakter, potrafią po prostu dostosować swoje nakłady i wydatki inwestycyjne do warunków, jakie zapewne tenże rząd. Nie ma to nic wspólnego z bojkotem, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie bojkotuje własnego biznesu.
„To się po prostu nie dzieje” – Marcin Nowacki, Związek Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP)
Tak naprawdę to nie wiem, jak rozumieć tę wypowiedź. Myślę, że pan prezes mógłby ją rozwinąć, bez tego trudno się odnieść. Nie obserwuję sytuacji tak bardzo, ale zdaje mi się, że przedsiębiorcy, mając różne sympatie polityczne, jednak są przede wszystkim zainteresowani rozwijaniem swojego biznesu, tworzeniem nowych przedsiębiorstw i wzrostem gospodarczym.
Nie widzę zatem żadnej korelacji: jeżeli przedsiębiorcy czekają z decyzjami biznesowymi, to jest to wynik niepewności na rynku, w tym otoczeniu prawnym – w Polsce i za granicą. Myślę, że to naturalne: jeżeli ktoś inwestuje swoje pieniądze i ma wątpliwości co do otoczenia prawnego, zwleka z decyzjami i ma do tego pełne prawo. Na tym polega prowadzenia biznesu i bycie przedsiębiorcą. Nie zakładałbym, że przedsiębiorcy sabotują w jakiś sposób naszą gospodarkę. Nie widzę czegoś takiego, to się po prostu nie dzieje.
„Kapitał grabi i zabiera, ale skończyło się to łupienie” – Janusz Piechociński, były wicepremier i minister gospodarki, prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego
Ostateczne dane dotyczące ubiegłego roku nie pozostawiają wątpliwości: mieliśmy wzrost rzędu 3,9 proc. PKB, w IV kwartale to było nawet 4,3 proc.: gospodarka się wtedy rozpędzała, efektem czego jest powstawanie dziś nowych miejsc pracy czy ubiegłoroczna nadwyżka w handlu. Tymczasem dziś polski wzrost opiera się już niemal wyłącznie na konsumpcji zewnętrznej, nawet eksport żywności jest cieniem dawnej potęgi – wzrósł w tym roku zaledwie o 1 proc.
Wyhamowały środki unijne – inwestycje dołują szczególnie w obszarze, za który odpowiada państwo; a spółki Skarbu Państwa straciły na giełdzie około 30 proc. swojej wartości. Jak wrócimy do zapowiedzi „mamy bilion na rozwój” z okresu kampanii, to w żaden sposób nie znajdziemy tego biliona.
Gospodarka nie wyhamowuje tak łatwo: w pierwszym półroczu jednak wiele się wydarzyło. Przede wszystkim uderzono w opinię o Polsce i Polakach – poza nastrojami kryzysowymi, bardzo szybko wygłupami i sporami wokół TK zburzono opinię o naszym kraju. Przestaliśmy być liderem optymizmu w regionie. Pojawiła się narracja „Polski w ruinie”, a wielu polityków – wchodząc do resortów, również gospodarczych – zajęło się polowaniem na poprzedników. Doszła do tego ta filozofia: jak najmniej kontynuacji, jak najwięcej rewolucji.
W efekcie wśród przedsiębiorców zaczęły się mnożyć zjawiska takie, jak niechęć do rozbudowywania aparatu wytwórczego: wykorzystuje się istniejący park maszynowy, pracując na kolejnej zmianie albo w weekendy, byleby nie inwestować w nowe maszyny. Pogorszyła się sytuacja zewnętrzna, a z Polski poszły sygnały, że nasilają się tendencje autarkiczne, skłonność do zamykania gospodarki. Kapitał zagraniczny „tylko grabi i zabiera”, ministrowie zaczynają rozmowy od tego, że „skończyło się łupienie”, zapanowała łatwość stygmatyzacji. Doprawdy trudno się dziwić, że wyniki mamy po tych dziewięciu miesiącach takie, jakie mamy.