Zapuszczajcie brody, zakładajcie czarne golfy à la Steve Jobs, kupujcie tęczowe okulary i elektryczne hulajnogi. Nadchodzą niesamowite czasy dla start-upowców. Rząd rozpoczyna największe w historii poszukiwania innowacyjnych firm.
Zajrzałem właśnie pod podszewkę rządowego programu Scale up. Ministerstwo Rozwoju wydaje 60 mln zł, aby 10 wybranych instytucji wyłoniło 200 najbardziej obiecujących polskich start-upów. Zaś do nich popłyną już nieprawdopodobne pieniądze. Za kilka lat mamy zobaczyć zobaczymy polską, globalną superfirmę na miarę SpaceX czy Tesli. "Polski Amazon" już jest, to Wish stworzony przez Piotr Szulczewskiego - niestety powstał poza granicami Polski.
Jeśli ktokolwiek ma wątpliwości, to rozwiewa je wiceminister rozwoju:
Amatorzy i zawodowcy
Kto się załapał do programu? Aleksander Szalecki (inwestor i prawnik, który zdobył dla firm unijne granty o wartości 500 mln złotych) ocenia, że w projekcie biorą udział zarówno uznane w start-upowym światku marki, jak i firmy, o których osiągnięciach nie można zbyt wiele powiedzieć. Do pierwszych zalicza się choćby fundusz Hard Gamma, podłączony pod współpracę z Google, Amazonem i Microsoftem. Może się pochwalić realnymi inwestycjami i zyskiem.
InnPoland przyjrzał się rodowodowi innych zwycięzców konkursu. Okazało się, że wśród znajduje się spółka, która powstała zaledwie 3 lata temu, mieści się w mieszkaniu nad sklepem Biedronka, a jej kapitał zakładowy wynosi 5000 złotych. Cóż, trzeba wierzyć, że również Ministerstwo Rozwoju zakupiło abonament w wywiadowi gospodarczej i sprawdziło dane beneficjenta, który przyjmie 6 mln zł.
Start-upy jak króliki z kapelusza
Każda z 10 instytucji, które ubiegają się o fundusze, przygotowała projekt powstania akceleratora dedykowanego konkretnej branży. Na przykład Huge Thing sprzymierzył się z Alior Bankiem i razem mają poszukać ciekawych rozwiązań dla fin-techów. Firma doradcza DGA we współpracy z przedsiębiorstwem H. Cegielski - Poznań S.A poszuka usprawnień dla dużego dla przemysłu.
Ma to działać tak, że uczestnicy programu za pieniądze z ministerstwa będą teraz poszukiwać nowych firm. "Akcelerować" je, służyć im dobrą radą i naukami od mentorów. Skąd wezmą owych podopiecznych? Znowu obok zawodowców pojawiają się amatorzy Sprawdziliśmy, że w przypadku jednego z uczestników programu jego "innowacyjne" zaplecze to:
Pani organizująca warsztaty z zabawkowymi robotami dla dzieci. Pan, który zajmuje się analizą ryzyka w biznesie, a posiada stronę internetową, telefon komórkowy i pocztę na portalu WP. Artysta animator, dwie kancelarie prawnicze, inżynier budowlaniec, pan przedstawiający się jako "inne technologie", właściciel szkoły nauki jazdy, biuro turystyczne, tester produktów konsumenckich (karma dla psów, pieluszki, cukierki czekoladowe), a także "mistrz promocji" i "łowca talentów".
Państwowe firmy jako wielcy innowatorzy?
Programie Speed Up jako partnerzy pojawiają się także wielkie, kontrolowane przez skarb państwa spółki: PKO BP, PGNiG, Polskie Radio. Być może nie wiedzieliście, że Poczta Polska ma własny portal, na którym poszukuje start-upów z branży logistyki. Energetyczna spółka Tauron również stawia na innowacje. Zgodnie z nową strategią będzie inwestować w rozwój e-mobility, rozwiązania Smart Home, Smart City oraz usługi około energetyczne. Po 2020 roku deklaruje wydatki w wysokości 0,4 proc. wartości rocznych przychodów na działalność innowacyjną.
Zarząd Portu Morskiego w Gdańsku, Zarząd Portu Morskiego w Gdyni SA, wespół z Polską Agencją Kosmiczną zabierają się za projekt kosmiczno-satelitarny.
Wszyscy są oni głodni start-upów i rozpoczynają wielkie łowy pomysłów. Autorzy projektu "Scale up" uważają, że właśnie połączenie potencjału start-upów z doświadczeniem oraz zasobami dużych korporacji, w tym spółek skarbu państwa, wywoła huragan innowacji, a cała akcja nie skończy się jak pamiętne dotowanie portali z wróżbami za czasów Elżbiety Bieńkowskiej. Wypada zauważyć, że każdy z państwowych partnerów ma swoje kłopoty na głowie. Tymczasem ma jeszcze poświęcić czas na niańczenie firm.
Pieniądze na zmarnowanie?
3 miliardy złotych, którymi chce zasilić start-upy Ministerstwo Rozwoju i Polski Fundusz Rozwoju to świetna wiadomość dla początkujących przedsiębiorców. Ale także pożywka dla ściemniaczy, cwaniaków i opowiadaczy bajek o technologiach, którzy jako pierwsi przetestują kompetencje twórców programu.
– Środki trafią nie tylko do tych obiecujących start-upów, ale również na zupełnie nieprzewidywalne projekty wysokiego ryzyka, z których większość polegnie – uważa Artur Racicki, założyciel Social Wifi, startupu, który już "podbija świat", a jego nieprawdopodobną historię opisywaliśmy tutaj. - Ważne jednak, że dostaną swoją szanse - dodaje Racicki. – Największe zagrożenie jakie widzę na rynku to proporcjonalnie mała liczba VC i zrzeszeń Aniołów Biznesu na 2 i 3 rundę finansową w stosunku do początkujących startupów. Te tysiące startupów, żeby się nie wykrwawiała po pierwszych miesiącach działaności wymagają często kontynuacji inwestycji. Nawet jeśli nie są jeszcze rentowne, to mają często trakcje i zaczynają przynosić sensowne przychody. W takim momencie trzeba te biznesy jeszcze przez jakiś czas wspierać - mówi dalej.
2677 - taka liczba start-upów znajdowała się w tym roku w bazie Fundacji Startup Poland.
Większość polskich startupów żyje zaledwie chwilę. Gdy odznaczają się błyskotliwym pomysłem napiszą o nich gazety, a internet ogłosi, że „Polakom się udało…”. Ale 9/10 startupów nie może przetrwać pierwszego roku na rynku. Pożera je brak pieniędzy i pomysłu na rozwój.
52 proc. – startupów notuje przychody.
8 inwestycji – typu VC przekroczyło wartość miliona złotych w II kwartale 2016 roku (warto dodać, że 2 z nich dotyczył pomysłów działających od 8 lat).
Udało się nam zmobilizować bardzo dużą liczbę nie tylko potencjalnych akceleratorów, ale przede wszystkim dużych przedsiębiorstw, w tym spółek z udziałem skarbu państwa, których potencjał i otwarcie na start-upy może sprawić, że na rynku pojawią się nowe produkty i usługi. Liczymy, że za dwa lata pojawi się 200 nowych innowacyjnych firm