Wielki smog londyński w 1952 zabił 12 000 mieszkańców tego miasta. W Polsce w roku 2016 z powodu zanieczyszczenia powietrza umrze od 40 000 do 47 000 ludzi. Ministarstwo Energii ma pomysł jak się bronić przed zabójczym powietrzem. Zadziała?
Ministerstwo Energii dostrzegło, że polskie powietrze jest najbardziej zanieczyszczone w całej UE. I zapronowało rozwiązanie. To specjalna nocna taryfa opłat za prąd. Byłaby stosunkowo niska i skierowana do osób, które do ogrzewania domu wykorzystają prąd, a nie własne piece. Resort wyliczył, że przy produkcji 1kWh w elektrowni (nawet opalanej węglem!) powstaje 10 razy mniej pyłów niż podczas palenia w domowym piecu węglowym. Tymczasem osób, które ciągle grzeją się ciepłem ze spalania własnego węgla (i nierzadko śmieci) jest w Polsce 3 miliony.
Miasta usiłują walczyć ze smogiem na różne sposoby. Władze Krakowa usiłują dociec, skąd smog się u nich bierze. Podejrzewają sąsiednie gminy – aż jedna piąta zanieczyszczeń pod Wawelem pochodzi z ościennych miejscowości. Różne miasta coraz częściej wysyłają na front strażników miejskich, którzy kontrolują to, czym ludzie palą w piecach.
Kraków jest w tym momencie najbardziej zanieczyszczonym miastem w Polsce. Niedawno blady strach padł też na mieszkańców stolicy. Nad Warszawą przez kilka dni unosiła się cuchnąca dymem mgła, drapiąca w gardło, szczypiąca w oczy. Władze stolicy jak ognia unikają podnoszenia tematu smogu, choć mieszkańcy coraz częściej zaglądają na serwisy informujące o zanieczyszczeniu powietrza. Krakowscy włodarze starają się o środki na wymianę pieców w mieście i w najbardziej zanieczyszczone dni zapraszają do bezpłatnej komunikacji miejskiej.
To chyba nie wystarczy – uznali organizatorzy niedawno zakończonej imprezy start-upowej pod Wawelem. Nazwali ją Smogathon. Celem rywalizacji było nie tylko 100 000 zł, ale przede wszystkim skłonienie młodych, pełnych innowacyjnego myślenia umysłów do zmierzenia się z ekologiczną katastrofą, z którą władze miast (ale i regionów czy krajów) nie umieją sobie poradzić.
Najlepiej oceniony podczas Smogathonu projekt to niemieckie CityTree. Jest już wprowadzane na rynki przez firmę Green City Solutions. Rozwiązanie jest genialne w swojej prostocie – to wolnostojące konstrukcje pokryte mchem. Dosłownie zjadają zanieczyszczenia – są tak samo efektywne jak 275 drzew, zajmując jednak 99 proc. mniej powierzchni. A koszt? Jest niższy o 95 proc. od posadzenia prawie trzech setek drzew. Każda konstrukcja wielkości baneru reklamowego ma panele słoneczne, czujniki oraz system retencji deszczówki – jest więc w pełni wystarczalna.
Spore nadzieje można wiązać w zasadzie ze wszystkimi pozostałymi projektami. W znacznej mierze polegają one jednak na analizie zanieczyszczeń. Duże zainteresowanie wzbudziło polskie Airly. Produkty firmy są już dostępne na rynku. To nieduże i tanie (kilkaset razy tańsze od dużych, stacjonarnych stacji) czujniki zanieczyszczeń powietrza.
– Myśmy nawet nie planowali teraz sprzedawać czujników, chcieliśmy dalej rozwijać technologię – mówi nam Wiktor Warchałowski z Airly. – Klienci sami się pojawili. Mamy podpisane umowy z trzema podkrakowskimi gminami na umieszczenie sieci czujników, kolejne rozmowy się toczą. Nie sprzedajemy ich odbiorcom prywatnym, lecz instytucjonalnym. Zależy nam na wiarygodnych danych. Jeśli czujnik kupi ktoś „prywatny” i powiesi za oknem na 20. piętrze wieżowca, to będzie miał cały czas czyste powietrze. To zafałszuje wyniki, czujniki muszą być odpowiednio rozmieszczone.
– Nie chcemy zastępować stacji Wojewódzkich Inspektoratów Ochrony Środowiska, lecz oferować sieci dla samorządów, miast i gmin. Nasze urządzenie kosztuje kilkaset złotych, duże stacje – w od 300 tys. do 1 mln złotych. Niedużej gminie wystarczy kilkanaście czy kilkadziesiąt urządzeń, by uzyskać wiarygodne i aktualne wyniki jakości powietrza – dodaje Warchałowski.
Na tle konkurencji ciekawie wypadł też projekt Clair z Instytutu Fotonowego. To wysokowydajne filtry, które wyłapują nawet najmniejsze zanieczyszczenia – cząstki o rozmiarze PM 2.5. To m.in. produkty uboczne spalania węgla, ropy naftowej czy tytoniu. Są tak małe, że bez problemu przenikają przez barierę powietrze – krew. Filtry polskich naukowców wyłapują te zanieczyszczenia. Ich cena jest porównywalna ze stosowanymi dziś i uważanymi za wydajne filtrami HEPA. Mogą się przydać zarówno w przemyśle, jak i w domu.
Miejmy nadzieję, że te i podobne rozwiązania jak najszybciej trafią na ulice naszych miast, bo 33 nasze aglomeracje znajdują się wśród 50 najbardziej zanieczyszczonych miast w Unii Europejskiej.
Czy możemy się sami chronić przed smogiem?
Wiktor Warchałowski nie daje jednoznacznej odpowiedzi. – Jest kilka sposobów, w jaki nasze urządzenia mogą się przyczynić do likwidacji smogu. Pierwszy to lokalizacja źródeł zanieczyszczeń. W Krakowie wszyscy spierają się czy głównym źródłem problemu jest niska emisja (piece na węgiel) czy ciągi komunikacyjne i stojące w korkach pojazdy. Taka sieć jest w stanie pokazać źródła zanieczyszczeń.
Druga sprawa to wzrost świadomości mieszkańców. Mając gęstą siatkę czujników, mieszkańcy wiedzą, że jeśli np. palą śmieciami to trują też siebie i swoje dzieci. W momencie gdy duze stacje są od siebie oddalone o kilka kilometrów, to świadomość szkodzenia sobie jest żadna.
- Trzecia rzecz to predykcja. Mając tak dużą ilość danych jesteśmy w stanie przewidywać jakość powietrza. Przykładem może być niedawna sytuacja z Krakowa – jednego dnia mieliśmy olbrzymi smog. Następnego dnia miasto wprowadziło darmową komunikację miejską. Tymczasem w nocy przyszedł wiatr i oczyścił atmosferę. Decyzja władz miasta była więc po prostu spóźniona o dzień. Mając więcej danych, moglibyśmy zrobić to dzień wcześniej – zaproponować darmową komunikację wtedy, gdy była naprawdę potrzebna - dodaje Warchałowski.
– Co poza tym? Smogathon wygrała firma oferująca panele z mchem, pochłaniającym zanieczyszczenia. Inni proponowali wiatraki do przedmuchiwania miasta. Jeśli chodzi o nas, zwykłych ludzi, to możemy jedynie zakładać maski - jeden z naszych współzałożycieli pisze właśnie pracę na temat ich skuteczności. Ale tak naprawdę nie zrobimy nic, póki nie zmieni się świadomość mieszkańców, jeśli nie przestaną palić węglem niskiej jakości lub – co gorsza – śmieciami – podsumowuje Wiktor Warchałowski.