Spektakularne awanse społeczne to domena nielicznych, wybitnych jednostek. Najnowsze badania pokazują, że nasz życiowy sukces zależy w dużej mierze od tego kim byli nasi przodkowie.
Większość z nas marzy o świecie, w którym nasz status społeczny zależeć będzie wyłącznie od naszych zdolności i pracowitości. Najnowsze badania „Dynastic human capital, inequality and intergenerational mobility”przeprowadzone w Szwecji przez miejscowych uczonych, to dla wyżej wymienionych, prawdziwy cios w twarz.
Szwedzi przyjrzeli się członkom rodzin w czasie wielu dziesięcioleci. Zauważyli, że zmiany dot. sytuacji materialnej między dwoma następującymi po sobie pokoleniami nijak się mają do tych, które zachodzą w perspektywie wielu pokoleń. Na przestrzeni lat status socjoekonomiczny jest bowiem zadziwiająco stabilny.
Wnioski, do których doszli naukowcy są zbieżne z tezą wysnutą w pracy "The Son Also Rises: Surnames and the History of Social Mobility," Gregory'ego Clarka. W wydanej przez Princeton publikacji ekonomista wykazał, że wysoka pozycja społeczna potrafi utrzymywać się nawet przez 10-15 pokoleń. Nie przeszkadzają w tym nawet kryzysy ekonomiczne i rewolucje.
Dlaczego tak się dzieje? Każda bogata rodzina ma w swoich szeregach członków, którzy zarabiają stosunkowo niewiele. Dziecko hipisa z San Francisco, którego rodzice byli lekarzami może mieć bardzo niskie zarobki, ale jego szanse na to by dostać się na studia medyczne i tak będą większe niż w przypadku potomka budowlańca. Jego dochody nie determinują bowiem w całości pozycji społecznej. Kapitał wypracowany przez poprzednie pokolenia procentuje tutaj w postaci kontaktów. Pewną rolę mogą także odgrywać postawy życiowe dominujące w danej rodzinie.
Efekty badań pokazują, że zwolennicy redystrybucji dóbr dostają do ręki silny argument. Nie można bowiem powiedzieć, że to co mamy, zawdzięczamy tylko swojej pracy i dochodom. W dużej mierze zależy to również od rodziny, w której się urodziliśmy.