Kilkuletnie dziecko zimnokrwistym zabójcą? Na to wychodzi po serii eksperymentów.
Kilkuletnie dziecko zimnokrwistym zabójcą? Na to wychodzi po serii eksperymentów. Mentalfloss/Kadr z filmu "Kevin sam w domu"

Coraz bliżej święta. Wiecie, co to oznacza? Sałatkę jarzynową, sianko pod obrusem i tradycyjny już seans “Kevina samego w domu”. Oglądając perypetię rezolutnego ośmiolatka, który stawia czoła parze nierozgarniętych bandytów nasuwa się pytanie – czy pułapki, które Kevin przygotowuje pod koniec kultowego filmu, mogłyby być niebezpieczne w prawdziwym życiu. Nad tym zagadnieniem pochylił się kanał popularnonaukowy VSauce. Po serii eksperymentów można śmiało zadać sobie pytanie, kto jest prawdziwym złoczyńcą w serii filmów o Kevinie.

REKLAMA
Na warsztat wzięto trzy znane z filmu pułapki – rozgrzaną do czerwoności klamkę, puszkę farby, którą złoczyńcy oberwali w twarz oraz tarantulę, którą jeden z nich próbował ubić, gdy ta poruszała się po klatce piersiowej powalonego kolegi.
Efekt pierwszej z nich był najbardziej zbliżony do rzeczywistego działania. W filmie jeden z bandytów chwycił klamkę, która pozostawiła poważne poparzenie na dłoni. Aby rozgrzać ją do czerwoności (tak jak zrobił to Kevin) potrzebna była temperatura ponad 550 stopni Celsjusza. Co ciekawe, drzwi powstrzymały transmisję ciepła między wewnętrzną, a zewnętrzną klamką. O ile działanie temperatury, sprawdzone na kawałku mięsa, było podobne, tak Kevin prędzej spaliłby drzwi, niż nagrzał obie klamki.
Kolejną sprawdzoną pułapką były zawieszone na sznurkach puszki pełne farby. Tutaj film całkowicie odpłynął. Jak się bowiem okazuje, uderzenie w twarz byłoby tak silne, jak dwa ciosy od Mike'a Tysona. W tej samej chwili. Bandyci mieliby 100 proc. szansy na utratę przytomności i 42 proc. na to, że nabawiliby się pęknięcia czaszki. Zamiast biec na górę, musieliby liczyć, że Kevin się nad nimi zlituje i w miarę szybko zadzwoni po karetkę.
Na koniec zaś pozostawiono łom. Tutaj nie było zaskoczeń – w filmie połowa bandyckiego duetu była tylko trochę obolała. Gdyby taka sytuacja miałaby miejsce w prawdziwym świecie, jedno uderzenie wystarczyłoby, by połamać mu żebra. Ba, na testowanym manekinie udało się złamać siedem naraz – te zaś przebiły serce i płuca. I wszystko przez tarantulę, którą Kevin wypuścił na intruzów.
Po tych rewelacjach nasuwa się pytanie, czy „Kevin sam w domu” nie powinien otrzymać wyższej kategorii wiekowej.

Napisz do autora: grzegorz.burtan@innpoland.pl