Marcin Z. był dealerem Seata w Bielsku-Białej. Postanowił odejść z sieci sprzedaży. Krótko po tym odebrał sobie życie, we własnym salonie samochodowym.
Dziennikarz Daniel Dziewit, znajomy Marcina Z., napisał na swoim blogu o domniemanej kwocie rekompensaty za zerwanie współpracy z Seatem w wysokości 2,8 mln zł. Firma jednak temu zaprzecza.
– Tak, pan Marcin Z. był naszym dealerem. Postanowił odejść od sieci dealerskiej Seata ze skutkiem natychmiastowym, umowa zakłada jednak 24-miesięczny okres wypowiedzenia. Tak rozpoczął się ciąg wydarzeń, które niestety doprowadziły do tego, że Komot [nazwa firmy, w której zmarły był wspólnikiem] w tragicznych okolicznościach opuścił sieć dealerską. Nie dostał jednak żadnej kary – mówi w rozmowie z INN:Poland rzecznik Seata w Polsce, Jakub Góralczyk.
– Suma 2,8 mln zł pojawiła się w jednym z lokalnych mediów, jako estymacja roszczeń ze strony Grupy Volkswagena w przypadku, gdyby firma rzeczywiście zdecydowała się odejść z sieci ze skutkiem natychmiastowym. Natomiast nie było to oficjalne stanowisko Grupy. Zakładało ono bowiem, żeby spółka Komot kontynuowała swoją działalność przez zadeklarowany w umowie 24-miesięczny okres wypowiedzenia. Zatem nie jest prawdą, że Grupa Volkswagena nałożyła karę finansową na Komot – kontynuuje Góralczyk.
– Wniosek przyjęliśmy w nadzwyczajnych okolicznościach, jakie zaistniały po śmierci pana Marcina. To jest dla nas bolesna i delikatna sprawa, bardzo nas to wszystkich dotknęło, bo wszyscy się znaliśmy i szanowaliśmy. Dla nas jest to równie ogromna strata, jak dla najbliższego otoczenia śp. pana Marcina. Jest nam ciężko o tym mówić – dodaje.
O samobójczej śmierci przedsiębiorcy z Bielska-Białej napisał na swoim blogu Daniel Dziewit, dziennikarz i autor książek, opisujący nieuczciwe bądź nieopłacalne dla partnerów praktyki sieci i galerii handlowych.
– Według mnie samobójstwo Marcina to manifestacja. Zrobił to w miejscu, w którym ze wspólnikiem zbudowali salon, od zera. Zaczynali jako mała firma, potem podpisali umowę z Seatem. Marcin był życzliwym człowiekiem, nie był biznesmenem, który patrzy na świat z góry, był normalny – mówi nam Daniel Dziewit, który dobrze znał przedsiębiorcę z Bielska-Białej.
Przypomina się tu sprawa sprzed kilkunastu lat, gdy aż trzech dealerów hiszpańskiej marki (niezależnie od siebie) popełniło samobójstwo. Bezpośrednią przyczyną była dramatyczna sytuacja finansowa ich biznesów. Wtedy siecią sprzedaży zarządzała firma Iberia Motors, jednak od dwóch lat bezpośrednio prowadzi ją Seat.
– Samobójstwa wśród biznesmenów zdarzają się często. To jednak słabo rozpoznany temat i nie ma statystyk. U osób, które prowadzą własny biznes poziom odpowiedzialności i presja na postawione sobie cele jest większa, niż u tych, którzy pracują dla większych organizacji. Jest to czynnik na tyle stresujący, że może wywoływać potok czarnych myśli, nawet z tendencją do samobójstw – mówi w rozmowie z INN:Poland psycholog Beata Matys-Wasilewska.
– Natomiast mimo wszystko chodzi tu bardziej o typ osobowości człowieka, który jest mocno nastawiony na to, by coś sobą udowodnić. Kiedy czuje, że zawiódł, może nawet nie sam siebie, ale swoich bliskich, jest przekonany, że nie jest w stanie tego „odkręcić”. Do tego często dochodzą duże zobowiązania finansowe – konkluduje Matys-Wasilewska.
– Wszystko to skutkuje poczuciem ugrzęźnięcia, napotkania ściany - w jego przeświadczeniu nie do przeskoczenia. To może być pierwszym elementem, który jest jak kropla drążąca skałę. Następuje załamanie wewnętrzne i poddanie się, dojście do wniosku, że jedynym wyjściem będzie samobójstwo. Godne odejście, alternatywa dla bycia plamą na honorze rodziny, bycia bankrutem, ponoszenia konsekwencji finansowych, zawodzenia bliskich – tłumaczy psycholog.
– Chodzi tu o profil osobowości, która jest skupiona na sobie (ale to nie ma nic wspólnego z egocentryzmem). Taka osoba ma przekonanie, że to na jej barkach spoczywa udowodnienie lub zrealizowanie czegoś. I pomimo tego, że może mieć tysiąc mądrych doradców, to widać po jej toku działania, że to ona nadaje kierunek, co czasami jest przyjmowane jako dobra moneta. Wtedy inni mają przeświadczenie, że ten facet – bo to w większości są mężczyźni – wie co robi. Natomiast poczucie, że jest się jedynym kompetentnym, nieomylnym, jedynym który wie o co tu chodzi, to jest szalona presja, którą ten człowiek sobie sam nakłada. Ma też poczucie, że nikt mu nie pomoże, a jak nikt nie jest w stanie pomóc to trzeba się wycofać – kontynuuje Matys-Wasilewska.
Według danych Komendy Głównej Policji w Polsce rocznie samobójstwo popełnia około 6 tys. osób. Ilu wśród samobójców jest przedsiębiorców? – Nie wiadomo, nimi się nikt nie zajmuje. Nie ma narzędzia – to nie jest oskarżenie, tylko stwierdzenie faktu – żeby móc pomóc małemu przedsiębiorcy – mówi nam Daniel Dziewit.
On sam od kilku lat zajmuje się pomocą przedsiębiorcom, którzy mają problemy, szczególnie we współpracy z dużymi partnerami.
- Jeśli mówimy o ludziach, z którymi bezpośrednio miałem do czynienia, rozmawiając z nimi, rodziną czy znajomymi, to pamiętam ok. 10 przypadków samobójstw. To temat bardzo wstydliwy, trudny i złożony. I niejednoznaczny, bo jednoznaczny jest wtedy, gdy ktoś napisze list i przeleje swoje myśli na papier. Oni na ogół tego nie robią – podkreśla Dziewit.
Czy da się rozpoznać potencjalnego samobójcę?
Psycholog twierdzi, że są pewne symptomy, które powinny zaalarmować rodzinę i bliskich osoby z problemami. I niestety spoczywa to na ich barkach, bo przyznanie się przed samym sobą, że sobie nie radzę, jest najtrudniejsze. Osoby, u których mogą wystąpić tendencje samobójcze generalnie nie korzystają z pomocy innych, nawet lekarzy.
– Obraz symptomów zdradzających tendencje samobójcze jest bardzo różny. Czasem na tydzień, dwa, przed jakimkolwiek aktem samobójczym jest pozorna cisza i poczucie, że wszystko gładko płynie, chociaż wcześniej wiele rzeczy było nie w porządku. Osoba, która była podenerwowana, napięta, nagle staje się jakby wewnętrznie ułożona. Samobójcy wbrew pozorom mają w głowie plan. Jak do niego dojrzeją, to się uspokajają - bo znaleźli rozwiązanie. Pomimo tego, że dla żyjących to nie jest rozwiązanie sensowne. Z boku może to wyglądać, jakby człowiek ułożył się z życiem. Tymczasem on może się z nim żegnać – mówi Beata Matys-Wasilewska.
Według psycholog problemy zaczynają się wcześniej i przy określonym typie osobowości. Pierwsze są oznaki bycia w napięciu. Wiele osób z problemami chudnie, jakby zapada się w środku, trudno im się skoncentrować na czymkolwiek. Ciągle są w pracy albo w myślach o pracy. Pojawiają się zaburzenia łaknienia i funkcji jedzenia, natychmiast też zostaje zaburzony poziom czuwania i snu. Człowiek jest zmęczony, ale nie może normalnie spać, wybudza się, wstaje, jest nerwowy.
– Jeśli to wszystko samoistnie zniknie, zrobi się cisza, to nie jest dobry znak. Jeśli ktoś nie podjął żadnego leczenia, pracy nad sobą i nagle wycina złe rzeczy ze swojego życia, to powinno być sygnałem alarmowym dla bliskich, rodziny. Wtedy właśnie nie można uśpić czujności – ostrzega Wasilewska.
Kluczem do uniknięcia problemów jest według niej czujność bliskich oraz bycie blisko. Bywa to jednak trudne.
– Jest to czynnik który może pomóc, wpłynąć na taką osobę. Pod warunkiem, że ona choć troszeczkę dopuści innych do siebie. To często są bardzo zamknięte typy osobowości, pokazujące otoczeniu tylko rąbek siebie, na tak zwane odczepne. I otoczenie często w to wierzy, widząc genialnego człowieka, który ze wszystkim sobie doskonale radzi – mówi nam pani psycholog.
Daniel Dziewit ma też drugą receptę. – Nie należy się za bardzo przywiązywać do rzeczy materialnych, bo nic nie jest dane na całe życie. Trzeba być przygotowanym na trzęsienie ziemi, myśleć o tym co będzie jeśli stracę ten biznes, jeśli coś pójdzie nie tak, gdzie się odnajdę. Jestem zdania, że trzeba jakichś dedykowanych biznesowi konsultacji psychologicznych, nieodpłatnych – bo biznesmen w kłopotach często nie ma jak zapłacić psychologowi – przestrzega.
– Może taka pomoc powinna być w jakiś sposób dotowana, można w końcu powołać rzecznika przedsiębiorców, można też założyć fundusz wyciągający ludzi z kłopotów, pomagający w restrukturyzacji w szybki sposób. Nie chodzi o to, żeby spłacać czyjeś długi, ale o to, żeby system windykacji nie był taki drastyczny. Powodem takich desperackich decyzji jest często to, że człowiek nie widzi nadziei, szans, nie widzi już niczego – podsumowuje.