Grypę bada od prawie pięciu dekad. Dla antyszczepionkowców symbolizuje interesy wielkich koncernów farmaceutycznych, sama zaś uparcie przekonuje Polaków, by szczepili się na grypę w sezonie zachorowań. Profesor Lidia Brydak, kierowniczka Krajowego Ośrodka ds. Grypy Państwowego Zakładu Higieny w rozmowie z INN:Poland tłumaczy, dlaczego nie wolno bagatelizować tej choroby i jak szczepienia mogą uchronić przed tragicznymi powikłaniami.
Stwierdziła Pani, że osoby, które nie szczepią się przeciwko grypie, powinny płacić za leczenie powikłań z własnej kieszeni.
Oczywiście. Jeżeli przejedzie pan na czerwonym świetle, to ubezpieczyciel pokrywa panu opłatę za wystawiony mandat? Nie. Szczepionka przeciwko grypie jest najtańszą na rynku i szeroko dostępna. Zamiast wydawać pieniądze z podatków na leczenie osób, które z premedytacją się nie szczepią, te pieniądze można przekazać na hospicja lub badania naukowe.
Jest pani jedną z głównych propagatorek szczepień w naszym kraju. A dla ruchu antyszczepionkowego wrogiem publicznym numer jeden.
To prawda. Mało tego, zostałam nawet obrażona – w jednym z programów doktor Jerzy Jaśkowski, jeden z głównych antyszczepionkowców, oskarżył mnie, że mój nieślubny syn prowadzi hurtownię szczepionek w Małopolsce i pomagam mu, siejąc propagandę. Ale ja nie mam syna! Gdyby powiedział, że jestem głupia czy niedouczona, to bym nie zareagowała. Ale tego nie mogłam przepuścić – zaskarżyłam go do sądu i wygrałam sprawę przeciwko niemu. Nie pozwolę się opluwać. Zresztą, Gdański Uniwersytet Medyczny, w którym Jaśkowski pracował, oficjalnie się od niego odciął. Nie rozumiem, jak człowiek po doktoracie może opowiadać takie rzeczy o szczepionkach.
Odniosła pani zwycięstwo, ale statystyki są bezlitosne. Na początku 2016 roku w Polsce przeciwko grypie zaszczepiło się zaledwie 3,4 proc. społeczeństwa. Mówi pani, że to najtańsza szczepionka, to skąd ten niski odsetek?
Po pierwsze, to wynika z braku akceptacji dla tej formy profilaktyki. Procent zaszczepionych pracowników ochrony zdrowia to raptem 6,4 proc. w Polsce – od portiera, na kierowniku kliniki skończywszy. Po drugie, część lekarzy nie pamięta o prawnym obowiązku zalecenia szczepień w myśl ustawy z 2009 roku. Po trzecie, brakuje wiedzy o powikłaniach pogrypowych i wysokich kosztach ich leczenia. Jak słyszę, że ktoś twierdzi, że pochorował się po szczepieniach, to podnosi mi się ciśnienie. Szczepionki rekomendowane na polskim rynku posiadają jedynie fragment wirusa grypy – on nie jest w stanie wywołać tej choroby.
Owszem, niektóre osoby mogą czuć dyskomfort, ale on mija. Ludzie mylą skutki poszczepienne z powikłaniami. Poza tym w powietrzu krąży ponad 200 typów wirusów, które mogą wywołać różne choroby. Najtragiczniejsza z nich jest jednak grypa.
Pragnę również dodać, że 16 czerwca zeszłego roku zgromadzenie ogólne PAN zarekomendowało szczepienia. A trudno zarzucić, że co drugi profesor, który jest jej członkiem, posiada hurtownie leków.
Ale skąd ten opór do szczepionek?
Niewiedza i ciemnogród. Dalej jednak uważam, że Polacy to naród inteligentów i tym bardziej powinniśmy zdawać sobie sprawę, jak istotne jest szczepienie. Powiem panu tak: 15 stycznia minęło 47 lat, od kiedy badam grypę. Wśród moich członków rodziny pamiętają pandemię grypy – jedzenie podawano chorym na długich kijach, byle tylko nie wchodzić do mieszkania. Tak robiono zwłaszcza w małych miejscowościach.
Kiedy w 1918 roku wybuchła pandemia hiszpanki, pochłonęła od 50 do 100 milionów ofiar. Jak w 1941 roku wprowadzono pierwszą szczepionkę na grypę, która nie była tak dopracowana jak obecnie, to myśli pan, że ktoś ją obalał? Nie, bo ludzie pamiętali widmo śmierci, jakie niesie za sobą grypa. Kolejne pandemia, która wybuchła w 1957 roku, zabrała od 1 do 4 milionów osób. Dostrzega pan różnicę w tych liczbach?
Jak widać, to dalej nie przekonuje ludzi.
Czyli muszą czekać na śmierć ukochanej osoby z powodu powikłań? To kolejny aspekt: bagatelizowanie objawów. Ludzie mylą chorobę z przeziębieniem, a potem pojawiają się choroby neurologiczne lub nawet utrata słuchu. To nie są żarty. Nie posiadam prywatnej praktyki ani hurtowni leków. Całe życie poświęciłam badaniu grypy i jest mi przykro, kiedy widzę te statystyki.
Nie boi się pani coraz większej liczby znachorów, zachęcających do wlewów z witaminy C na wszelkie choroby?
Tak było, jest i będzie. Proszę mi uwierzyć, że jeśli członek rodziny takiej osoby będzie miał powikłania pogrypowe, to wtedy przyjdzie otrzeźwienie.
Przykład idzie z góry. Pracownicy się nie szczepią, to pacjenci również.
Dlatego minister zdrowia zaszczepił marszałka Senatu przed kamerami. Ale potrzebne są też rozwiązania legislacyjne. W niektórych krajach jest prawo, według którego pracownik służby zdrowia, nieważne, czy sprzątaczka, czy salowa, nie ma wstępu do kliniki, jeśli się nie zaszczepi. Mam nadzieję, że dożyję tego momentu.
Wierzy pani, że akcje rządowe czy społeczne zachęcą ludzi do szczepień?
Jesteśmy krajem malkontentów. Czy wiedział pan, że urzędy marszałkowskie oferują bezpłatne szczepienia emerytom? Myśli pan, że się chętnie szczepią? Skąd, myślą że to jakiś przeterminowany produkt. Opór w społeczeństwie jest ogromny.
To jak przekonać ludzi do szczepień?
Wszystko jest w rękach lekarza rodzinnego. Kiedyś mówiło się, że są trzy ośrodki zaufania: ksiądz, lekarz i aptekarz. W gestii doktora jest to, żeby przekonać pacjentów do szczepień.