Aptekarz – zwykło się pisać o Misiewiczu. Na takie określenie skóra cierpnie jednak całemu środowisku. Portal farmacja.net wystosował nawet oświadczenie, w którym prosi, by nie kojarzyć pracownika MON z ich zawodem.
Bartłomiej Misiewicz od początku nie ma dobrej prasy. Rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej był krytykowany za brak kwalifikacji, ukończonych studiów. Niedawno dał się natomiast przyłapać „Faktowi” podczas imprezy w Białymstoku, podczas której miał popisywać się przed przypadkowymi ludźmi i obiecywać im stanowiska w ministerstwie.
Fraza „aptekarz z Łomianek”, która pada od czasu do czasu w kontekście jego osoby, wyraźnie irytuje jednak całe środowisko farmaceutyczne. Na oświadczenie zdecydował się portal portal farmacja.net, który skupia społeczność ponad 30 tys. farmaceutów i techników farmaceutycznych.
– W związku z nieprawdziwymi informacjami rozpowszechnianymi w Internecie chcemy zaznaczyć, że Bartłomiej Misiewicz nie jest aptekarzem – zastrzegają twórcy strony na oficjalnym profilu facebookowym.
Autorzy portalu argumentują, że tytułem aptekarza ma prawo posługiwać się farmaceuta wykonujący zawód w aptece, punkcie aptecznym lub hurtowni farmaceutycznej, a tytułem farmaceuty – osoba, która posiada dokument „Prawo wykonywania zawodu farmaceuty” wydany przez Naczelną lub okręgową izbę aptekarską. – Tytuł zawodowy farmaceuty podlega ochronie prawnej – zauważają.
Bartłomiej Misiewicz nie ukończył tymczasem studiów wyższych na kierunku farmaceutycznym, nie figurował również w rejestrze farmaceutów ani aptekarzy. W aptece pracował prawdopodobnie jako technik farmaceutyczny. To zawód, który można wykonywać już po ukończeniu szkoły policealnej i odbyciu stażu w aptece. Choć inną możliwą wersją jest to, że obecny rzecznik MON nie miał żadnych uprawnień i pracował tam po prostu w charakterze zwykłego pomocnika.