Rok temu potentant hotelarski Tadeusz Gołebiewski zapowiedział, że zamierza wybudować kolejny hotel, tym razem w Łebie. Gigantyczny budynek miał mieć 700 pokoi i pomieścić nawet 2200 gości. „No pasaran” – powiedziała w końcu Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. Ale to nie koniec betonowania polskiego wybrzeża – Gołębiewski i tak zbuduje hotel, tyle, że w zachodniopomorskim Pobierowie.
Tadeusz Gołębiewski to znany polski biznesmen. Skupia się na dwóch rodzajach działalności. Ma fabrykę słodyczy Tago oraz 4 duże hotele – w Mikołajkach, Białymstoku, Wiśle i Karpaczu. Słodka gałąź jego biznesu przynosi ponoć przychody rzędu 200 mln zł rocznie, hotelowa – ok. 400 mln. Nie są to dane potwierdzone, bo Tadeusz Gołębiewski nie chwali się publicznie wynikami swoich firm.
Gołębiewski ma już 74 lata i do pełni szczęścia brakowało mu jedynie kolejnego wielkiego hotelu nad morzem. Wielkiego, bo biznesmen nie uznaje małych. Jego hotele są olbrzymie i dość często spotykają się z krytyką architektów. Zresztą miewa z tym poważne problemy, bo ma dość luźne podejście do przepisów. A to zbuduje jedno lub dwa piętra więcej, niż w danej okolicy wolno, a to przebuduje coś bez odpowiedniego pozwolenia.
Udało mu się uniknąć rozbiórki dwóch ponadnormatywnych pięter hotelu w Karpaczu, bo przeszklił je i zamienił w świetlik. Podobny trik zastosował również pewien krakowski hotelarz, rejestrując basen zlokalizowany w zabytkowych piwnicach jako zbiornik retencyjny.
Rok temu Gołębiewski postawił na Łebę i pokazał projekt, któremu przyklasnęli chyba tylko mieszkańcy i władze tej miejscowości. Na powojskowej działce na morskiej wydmie miał powstać 6-piętrowy gigant na 2200 miejsc noclegowych, wypełniający granice działki niemal co do centymetra. Było to jedyne miejsce, na którym można było wybudować coś wysokiego. Ale nie wystarczająco wysokiego dla Gołębiewskiego. Miejscowy plan zagospodarowania przewidywał budynek maksymalnie 12-metrowy, biznesmen chciał mieć ponad dwa razy więcej (25 metrów).
Planowana inwestycja Gołębiewskiego od razu wzbudziła olbrzymie kontrowersje. Przyklasnął jej burmistrz Łeby oraz spora grupa mieszkańców. Wiadomo, miasto dostałoby miliony z podatków, a mieszkańcy – pracę. Hotel na 2200 gości w mieście liczącym niespełna 4 000 mieszkańców oznaczałby więc spory zastrzyk gotówki. Inwestycja nie spodobała się za to ekologom oraz urzędnikom wojewódzkim. Dość jednoznacznie określili plany biznesmena jako ekologiczną katastrofę.
Na sześć pięter nie wyraziła zgody Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Gdańsku. Chodziło głównie o to, że w okolicy znajdują się aż trzy chronione Natura 2000: wydmy, wody Bałtyku oraz Mierzeja Sarbska. 25-metrowa budowla byłaby przeszkodą dla migrujących i lokalnych ptaków.
Gołębiewski miał też problemy z kupnem samej działki. Mimo rozpoczętych ponad rok temu rozmów z firmą PBG, która ciągle jest jej właścicielem, wciąż nie mógł dojść z PBG do porozumienia.
Wyjście Gołębiewskiego z Łeby nie oznacza jednak, że hotel nie powstanie. Hotelarz stanął bowiem do przetargu na działkę w Pobierowie (zachodniopomorskie, obok Rewala) i kupił ją w pierwszym podejściu, za 50,5 mln zł. I właśnie tu zamierza ulokować swoją inwestycję, ale nie wykorzysta gotowego już projektu. Zamierza go oczywiście powiększyć. Teraz już nie 6, ale 7 lub 8 pięter (o ile ktoś przypadkiem nie dobuduje kolejnych), 700 pokoi i powierzchnia większa niż jego innego hotelu w Karpaczu, do tej pory uznawanego za największy w Polsce.