Ministerstwo Nauki planuje iście kopernikański przewrót w polskim szkolnictwie wyższym. Jedna z propozycji, które leżą na stole, mówi o ograniczeniu puli bezpłatnych studiów, do kierunków, które wskaże minister Jarosław Gowin. Za resztę studenci zapłacą z własnych kieszeni.
Ministerstwo Nauki szykuje prawdziwą rewolucję w szkolnictwie wyższym. Na jego zlecenie Uniwersytet SWPS, Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu i Instytut Allerhanda przygotowały trzy propozycje. Na ich podstawie resort ma opracować ostateczny kształt reformy. Z perspektywy studentów i rynku pracy najciekawszy wydaje się projekt SWPS. Jego szczegóły ujawniła „Gazeta Prawna”.
Zakłada on, że kierunki studiów zostaną przydzielone do 3 kategorii – regulowanych, uniwersyteckich i nieregulowanych. W tej pierwszej szufladce znajdą się fakultety, których absolwenci powinni cieszyć się zaufaniem publicznym. Takie kierunki studiów jak prawo, medycyna czy architektura będą ściśle kontrolowane przez ministerstwo – studia będzie można otworzyć tylko za jego zgodą, państwo zapewni jednak całość środków potrzebnych na ich prowadzenie. O pieniądze na równych zasadach mają ubiegać się placówki publiczne i prywatne. Wiązać się to będzie jednocześnie z zakazem odpłatnego oferowania nauki. Absolwentów ministerstwo przetestuje na koniec w formie egzaminu zewnętrznego.
– Jeżeli ktoś płaci, ma prawo wymagać – komentuje dla INN:Poland prof. Michał Kleiber. Byłego prezesa PAN martwi jednak informacja o otwartych konkursach. – Sama idea jest dobra, ale w polskich warunkach może nie okazać się skuteczna. Mamy niski poziom kapitału społecznego. Od razu pojawią się kontrowersje i oskarżenia – dlaczego ta, a nie inna placówka otrzymała pieniądze – komentuje.
Podobne obostrzenia będą związane ze studiami uniwersyteckimi, gdzie trafią kierunki o dużym znaczeniu dla rozwoju państwa (np. informatyka). Tutaj w ograniczonym zakresie będzie można jednak oferować płatne kształcenie.
Żadne regulacje nie będą już natomiast dotyczyły trzeciej kategorii. Do niej trafią zapewne wszystkie „niezatrudniane” kierunki wśród, których prym wiodą dzisiaj przede wszystkim studia humanistyczno-społeczne. Brak wymagań nie jest jednak w tym wypadku dobrą informacją. Projekt SWPS zakłada bowiem, że państwo zakręci kurek z pieniędzmi. Pojawią się zainteresowani – niech zapłacą i otwieramy fakultet – tak w skrócie ma wyglądać edukacja na kierunkach od lat obleganych przez maturzystów.
– Jeżeli podatnik łoży pieniądze na szkolnictwo wyższe, to nie można go zmuszać do płacenia drugi raz za to samo – oponuje dr Aneta Pieniądz. Przedstawicielka ruchu społecznego „Obywatele Nauki” zauważa, że próby wprowadzenia odpłatności za studia były już podejmowane i zakończyły się spektakularnym fiaskiem. Trybunał Konstytucyjny orzekł (syg. 35/11), że pobieranie czesnego za drugi kierunek jest sprzeczne z Konstytucją.
– W orzeczeniu mamy mowę o tym, że odpłatność za studia może występować w wyjątkowych przypadkach. Ten program chce natomiast z niego uczynić regułę – zauważa ekspertka.
Twórca omawianego projektu prof. Hubert Izdebski odpiera ten zarzut, argumentując że obowiązek nieodpłatnej nauki w szkołach wyższych jest zależny od tego, na ile państwo stać. Jeżeli pieniędzy brakuje należy ograniczyć się do pewnej puli kierunków, a resztę oferować studentom za pieniądze.
W całej reformie jest jednak jeszcze jeden problem. Jak zauważa prof. Kleiber projekty, którymi za niedługo zajmie się ministerstwo są ze sobą całkowicie niekompatybilne. Pozostałe dwie propozycje kierują bowiem uwagę na badawcze funkcje uczelni wyższych. Zgoda co do konieczności podjęcia konkretnych działań, które uzdrowią szkolnictwo wyższe jest powszechna, ale zgodę co do kierunku może być bardzo ciężko wypracować.
– Wprowadzenie opłat za studiowanie na publicznych uczelniach jest nieuniknione. Opłaty powinny być jednak niskie i wspomagane rozbudowanym systemem stypendialnym – postuluje prof. Michał Kleiber.
– Wolny rynek nie jest żadną odpowiedzią. Metodą na poprawienie konkurencyjności polskich uczelni jest przede wszystkim kontrola jakości. Potrzebna jest bardzo skrupulatna i regularna ocena kształcenia – oponuje dr Aneta Pieniądz.