Wypadek kolumny rządowej z premier Beatą Szydło to zwieńczenie niepokojącego procesu. W Biurze Ochrony Rządu o bezpieczeństwie polityków coraz bardziej decydują bowiem sami politycy. – Funkcjonariusze zostają natomiast sprowadzeni do roli "usługowo-kelnerskiej" – przekonuje w wywiadzie z INN:Poland Jerzy Dziewulski, były szef ochrony osobistej Aleksandra Kwaśniewskiego.
Po ostatnim wypadku kolumny rządowej w Oświęcimiu opinia publiczna zawrzała. To kolejny wypadek wysoko postawionych funkcjonariuszy państwowych na przestrzeni ostatniego roku. Z jednej strony słyszymy, że nic się nie stało. Ot, wypadek jakich wiele na polskich drogach. Z drugiej – że BOR wymaga głębokich refom. Gdzie jest prawda?
Problem istnieje i to nie o dzisiaj. Polega jednak głównie na mentalnym nastawieniu polityków i funkcjonariuszy BOR.
Czyli przemianowanie tej instytucji na Narodową Służbę Ochrony i odbudowanie jej etosu nie pomoże?
Jeżeli ktoś mówi o odbudowaniu etosu za pomocą odniesień do Armii Krajowej, tzn. że tak naprawdę nie ma żadnego pomysłu. To samo tyczy się idei zmiany nazwy. Obecna bardzo dobrze identyfikuje służbę w zakresie jej działań. A Narodowa Służba Ochrony? Ona przecież nie będzie chronić społeczeństwa tylko rząd. To brzmi jakbyśmy chcieli stworzyć kolejną straż miejską.
Gdzie więc leży recepta?
Konieczne jest usamodzielnienie się funkcjonariuszy BOR-u w zakresie podejmowanych decyzji. Politycy nie powinni decydować o obsadzie tej służby. Powinien się zmienić system oceny funkcjonariuszy. Każdy z nich powinien mieć specjalną kartę, na które dokonuje się oceny jego czynności – kogo ochraniał i jak wypełniał swoje zadania. To powinno decydować o przyszłych awansach.
Wydaje się to naturalne. Naiwnie zapytam – dzisiaj jest inaczej?
W tej chwili politycy mianują szefa BOR-u, po czym ignorują jego zalecenia. Szefem ochrony zostaje nie ta osoba, która cieszy się najlepszą opinią i zaufaniem przełożonych, tylko ta, na którą uprze się osoba, którą ma ochraniać. To doprowadza do sytuacji, w których funkcjonariusz staje się wykonawcą poleceń. Przestaje ochraniać, wykonuje raczej czynności usługowo-kelnerskie. Takie zawieź, podaj, pozamiataj.
To wymaga umiejętnego wkradania się w łaski polityków
Dlatego BOR-owcy zabiegają, żeby być blisko nich. Wie Pan jakie stanowisko cieszy się największym „wzięciem”?
?
Kierowca. Często dzięki prywatnym relacjom, które nawiązują się między funkcjonariuszem i politykowi, ten pierwszy może potem liczyć na polecenia przy decyzjach o kolejnych awansach. Wielu z nich, to późniejsi szefowie BOR-u.
Politycy nie doceniają charakternych ochroniarzy?
Pojawiają się zarzuty, że są konfliktowi i utrudniają pracę. Co oznacza dokładnie tyle, że potrafią się postawić, powiedzieć „nie”. Nie chcą na doraźne życzenie ochranianego łamać procedur bezpieczeństwa. Czyli są po prostu zasadniczy. Dobrze by było, żeby politycy przypomnieli sobie że występują w takich momentach w roli nauczycieli ludzi, którzy trzymają pistolet od kilkudziesięciu lat.
I to się zaczęło za PIS-u?
Jeżeli ktoś mówi, że to wina tylko i wyłącznie PIS-u, to zdecydowanie przesadza. To sytuacja zastana, służby funkcjonują tak od lat. Ale faktem jest, że przy obecnej władzy problem znacznie się nawarstwił. W kierownictwie BOR-u siedzą dzisiaj osoby, które „nabijały” sobie punkty u polityków poprzez działania w komisji smoleńskiej. Dzisiaj mają decydować o kształcie tej organizacji. Przecież ich koledzy to widzą. I nie są z tego powodu zachwyceni.
Za czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego również doszło do małego skandalu
Tak, w trakcie wyjazdu do Gruzji szef ochrony zostawił go samego w strefie, w której prowadzone były działania wojenne. A miał wówczas obowiązek sprzeciwić się głowie państwa.
Gdyby się sprzeciwił, mógłby mieć problemy. Przeciętny funkcjonariusz BOR-u zarabia około 4,5 tys., miesięcznie, a z pracą po zakończeniu służby nie jest najlepiej – przykładem jest chociażby specjalna Fundacja Byłych Funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu, która ma wspierać byłych funkcjonariuszy na rynku pracy. Z czysto ludzkiego punktu widzenia można zrozumieć ich uległość.
Z czysto ludzkiego można zrozumieć wszystko. Trzeba jednak postawić sobie jedno pytanie. Masz chronić przed utratą zdrowia i życia najważniejsze osoby w państwie, czy rozmyślać o swoich perspektywach zawodowych? To nie jest zwykła robota administracyjna. To misja w pełnym znaczeniu tego słowa, czasem trudna, ryzykowna i niewdzięczna. Ale ze społecznego punktu widzenia ciężko wyobrazić sobie bardziej wartościowe zajęcie.
W jaki sposób wygląda praca w Biurze Ochrony Rządu? Funkcjonariusze pracują w systemie trzyzmianowym. Jedna grupa się szkoli (np. strzelectwo, ćwiczenia fizyczne), druga w tym czasie odpoczywa, a trzecia pracuje. Ta ostatnia nie opuszcza VIP-a na krok. Z tego względu praca BOR-owca rzadko kiedy zawiera się w standardowym wymiarze pracy 8 godzin dziennie. – Pracują tyle czasu ile osoba, którą muszą ochraniać – mówi INN:Poland były funkcjonariusz BOR, Leszek Baran. Jeszcze ciężej jest w trakcie delegacji – wtedy borowik odpowiedzialny jest za VIP-a przez całą dobę. Na ile to wszystko zostało wycenione? Średnie zarobki w BOR to 4,5 tys. zł brutto miesięcznie, czyli nieco ponad 3,2 tys. „do ręki”. – Biorąc pod uwagę charakter pracy ciężko uznać to za atrakcyjną pensję dla młodych ludzi – opowiada Baran.