Zaczynał jako zakompleksiony informatyk, dziś sam uczy innych, jak skutecznie uwodzić kobiety. Bierze 750 zł za godzinę szkoleń. Marcin "Adept" Szabelski od 12 lat szkoli tych facetów, którzy mają problem z kontaktem z kobietami. Od marca będzie można oglądać w TVN Style, jak uczestnicy programu zmieniają się pod wpływem jego warsztatów. W rozmowie z INN:Poland tłumaczy, dlaczego coaching ma złą prasę, jak zarabia na swojej wiedzy i co robi z hejterami.
Od marca rusza Pana program w TVN Style. W jaki sposób rozpoczął Pan współpracę z telewizją?
W 2009 roku dostałem propozycję współtworzenia dokumentu o technikach uwodzenia pod tytułem Uwodziciele. Reżyserował to Konrad Szołajski.
Dla kogo go zrealizowano?
To był autorski projekt, głównie dla telewizji zagranicznych. Jeżeli to dobrze pamiętam, to film pojawił się na TVP Kultura. Jakiś czas temu wykupił go TVN Style. W sierpniu ubiegłego roku stacja się do mnie zgłosiła. Zaproponowali udział w programie. Jak się później okazało, sami wpadli na ten film. Spodobała im się koncepcja, a reszta jest już historią – realizacja, nagrywanie i premiera 7 marca.
Przeczuwa Pan, że będzie hit?
Trudno mi powiedzieć, bo nie oglądam telewizji. Oczywiście mam nadzieję, że tak. To zupełne novum. Pokażemy metamorfozy facetów z nieśmiałych i zakompleksionych na pewnych siebie i zdolnych poderwać dziewczynę.
Program będzie skupiony na przemianie?
Tak.
A efekty?
Czyli?
Czy zostanie pokazany efekt końcowy?
Oczywiście. Nagrywaliśmy, jak chłopaki podchodzili do nieznajomych dziewczyn i je zagadywali. Później brali do nich kontakt i ściągali na domówkę. Szczegółów nie mogę zdradzać.
W jednym z wideo opisuje Pan siebie jako osobę, która była zakompleksiona i nieśmiała. Co było impulsem do zmiany?
Rozstanie z dziewczyną. Byłem wtedy tak wkurzony, że nie radzę sobie z kobietami, że zacząłem szukać rozwiązań w internecie. Okazało się, że istnieje społeczność na Zachodzie, która zajmuje się tym tematem i tak się wciągnąłem.
Od kiedy zajmuje się Pan szkoleniami z technik uwodzenia?
Naukę zacząłem w 2005 roku. Po półtora roku sam zacząłem prowadzić własne szkolenia. Wtedy nie było jeszcze w Polsce nikogo, kto prowadziłby takie zajęcia praktyczne. Można powiedzieć, że byłem jednym z pionierów. Później, w 2009 roku, zacząłem prowadzić własnego bloga i od tego momentu zacząłem budować swoją markę. A od 2011 roku piszę własne książki. Wydałem ich łącznie 25, w formie poradników on-line.
Skąd Pan pobierał nauki?
W 2006 roku sprowadziliśmy do Polski chorwackiego trenera o pseudonimie Badboy. To on poprowadził pierwsze praktyczne szkolenie. Podrywaliśmy kobiety w klubie i w ciągu dnia na ulicy. Dawał nam instrukcję: wskazówki dotyczące mowy ciała czy tego, co mówimy.
W latach 2007-2008 zacząłem jeździć na Zachód na szkolenia innych nauczycieli podrywu. Między innymi Mystery'ego. Potem były dalsze szkolenia z uwodzenia. Do dzisiaj zresztą jeżdżę po świecie na warsztaty.
Czy podczas własnych szkoleń korzysta Pan z NLP [Programowanie Neurolingwistyczne – przy. Red.]?
W trakcie szkoleń – nie. Ale niektóre z metod z tego zakresu wykorzystuję podczas terapii indywidualnej.
Może Pan to rozwinąć?
Kiedy ktoś przychodzi do mnie na indywidualną terapię, na przykład z odkochiwania się czy rozwiązania konkretnego problemu. Wtedy NLP jest jedną z technik terapeutycznych.
Wiele osób uważa, że NLP to pseudonauka.
To dość kontrowersyjna dziedzina. Jedni w to wierzą, inni nie. Dla mnie wybrane techniki działają. Kiedy widzę zmianę w emocjach człowieka podczas sesji terapeutycznej to wiem, że działają. Są jednak takie, które moim zdaniem nie działają i nie zostały zweryfikowane. Wykorzystuję kilkanaście różnych narzędzi podczas pracy. Nie ma jednej techniki na wszystko.
Nie jest Pan doktrynerem.
Nie, wykorzystuję tylko te metody, o których z doświadczenia wiem, że mogą pomóc.
Prowadzi Pan kanał na Youtube. Niektóre komentarze podchodzą pod hejt – wyszydzają Pana działalność albo wyprowadzają argumenty ad personam.
Ja się tym nie przejmuję. Usuwam, nie czytam, mam to gdzieś.
Psy szczekają, karawana idzie dalej.
Dokładnie. Sam używam tego powiedzenia. Robię swoje, nie mam czasu na ludzi, którzy nie mają o tym pojęcia.
W kwestii biznesu – jak Pan zarabia na swojej wiedzy?
Może po kolei. Od 2009 roku prowadzę swojego bloga oraz kanał Youtube. Na blogu mam swoją społeczność i sklep, przez który sprzedaję swoje poradniki moim czytelnikom. W tej chwili mam około 60 tysięcy subskrybentów newslettera. Mam również dwa portale o podrywaniu. Do tej pory miałem 7 tysięcy klientów, którzy kupili różne poradniki czy skorzystali ze szkoleń. Ale głównie skupiam się na poradnikach. Wydałem ich już 25. Ich łączna promocyjna cena to 997 zł. Koszt jednego z nich to 177 zł.
To teraz Pana główne zajęcia?
Do 2007 roku pracowałem jako informatyk. Potem zacząłem prowadzić szkolenia czy terapie. Od 2011 roku zarabiam stricte z tej działalności.
I da się wyżyć?
Jak ma się markę ogólnopolską. Inaczej się nie da.
I Pan taką markę ma.
Według mnie mam wiodącą rolę na rynku polskim. Tylko pracowałem na nią 12 lat.
Jak Pan ocenia rynek mentoringu i warsztatów w naszym kraju? Pojawia się wiele opinii, że branża jest pełna naciągaczy.
Część ludzi wchodzi w branżę rozwojową z chęcią zysku, bez wprowadzania wartości dodanej. W każdej dziedzinie są takie przypadki. Natomiast jest o tyle łatwiej w tej branży, że w początkowych etapach trudno zweryfikować wiedzę instruktora czy coacha.
Bo coaching został wprowadzony z metką czegoś, co jest łatwe do przeprowadzenia. W teorii wystarczy wyuczyć się kilku pytań, nie posiadać żadnej wiedzy merytorycznej i już można coachować ludzi. Kilka lat temu był boom na zostanie coachem. Bardzo dużo osób nimi zostało, ale rynek bardzo szybko to zweryfikował.
Ponieważ jest niska bariera wejścia w bycia „kołczem”, wiele niekompetentnych osób próbuje swoich sił w tej dziedzinie. Stąd wziął się coaching, który reklamował znaczne efekty w kwestii zmiany życia, a wyszło jak zawsze. Według mnie to obniżanie poziomu usług. Wiele osób rozczarowało się efektami pracy pseudo-coachy. Stąd hejt i zła prasa.
Odczuł Pan to na swojej skórze? Zainteresowanie usługami spadło?
Odczuwam nawet większe zainteresowanie. Tylko już nie świadczę usług czysto coachingowych. Przeprowadzam konsultacje w konkretnych przypadkach.
Ile kosztują takie konsultacje?
To zależy od tego, ile godzin taka osoba chce wykupić. Standardowo przyjmuję, że moja godzina jest warta 750 złotych. Najczęściej to odzyskiwanie byłej. Podkreślam, że robię to już rzadko, bo skupiam się na tworzeniu materiałów dla szerokiego grona odbiorców.