„Mój mąż i ja żyjemy za 35 proc. tego, co zarabiamy. Dzięki temu przejdziemy na emeryturę przed czterdziestką” – pisze copywriterka i blogerka Catherine Baab-Muguira. Czy wyrwanie się z zaklętego kieratu praca – podatki – emerytura i życie tak, jak się chce jest możliwe również w Polsce? Tak, pod warunkiem, że przestaniesz liczyć na pomoc państwa.
Catherine twierdzi, że jej rodzinę natchnęła historia Petera Adeney, lepiej znanego jako bloger Mr. Money Mustache. Adeney zdobył sławę w sieci po tym, jak ogłosił, że przechodzi na emeryturę w wieku 30 lat. Wcześniej pracował jako inżynier oprogramowania. Wraz ze swoją żoną Simi (również z tej samej branży) zgromadzili dzięki oszczędnościom 700 tys. dolarów.
Jak to zrobili? Peter i Simi zarabiali łącznie 134 tysiące dolarów rocznie. Udało im się ograniczyć wydatki do minimalnego poziomu i dzięki temu oszczędzali co roku aż 90 tysięcy – czyli dwie trzecie dochodów. Zaczęli wcześnie, w wieku 20 lat. Po dekadzie mieli 600 tysięcy ulokowane w różnych inwestycjach oraz 200 tysięcy na kupno domu. Za gotówkę, bez kredytów.
Zrobili to w 2005 roku i oszczędzają do dziś. Na życie wydają rocznie 24 tys. dol., podczas gdy roczne wydatki ich sąsiadów sięgają 66 tysięcy. Mogliby sobie pozwolić na bogatsze życie, bo Mr. Money Mustache zarabia na blogu nawet 400 tysięcy dolarów rocznie. Czyta go miesięcznie 750 tysięcy ludzi, generujących 5 mln odsłon.
Peter pisze jak oszczędzić nawet 50 – 75 proc. swoich zarobków. Nie można jednak powiedzieć, że sam żyje biednie. Po prostu oszczędza. Nie wyrzuca resztek jedzenia, nie szaleje z rozrywkami, kupuje używane rzeczy. Jak twierdzi, jego blog ma trzy cele. Aby uczynić czytelnika bogatym, dzięki czemu będzie mógł wcześniej przejść na emeryturę, uczynić go szczęśliwym, by mógł się tą emeryturą cieszyć oraz powstrzymać cały rodzaj ludzki od zniszczenia się poprzez nadmierne szkodzenie środowisku.
Peter Adeney stworzył pojęcie FIRE. Brzmi jak zwolnienie z pracy, ale to skrót od Financially Independent Retired Early – osiągnięta wcześnie niezależność finansowa.
Catherine Baab-Muguira podąża jego tropem i również oszczędza. „Nie urodziłam się bogata, ale pomyślałam, że zamiast budować własny biznes po to, by stać się bogatą, mogę stać się bogatą po to, by robić to, co chcę” – pisze. Dodaje, że nie oszczędza po to, by przez kolejne 40 lat grać w golfa i obijać się, bo to zlasowałoby jej mózg. Woli robić ze swoimi pieniędzmi to, co chce. Mr. Money Mustache produkuje dywany, czasem kupi dom lub dwa, by je sprzedać. Nie nastawia się na duży zysk w krótkim czasie. Woli po prostu nie stracić.
W Polsce też się da, ale później
Najbardziej znanym w Polsce rentierem, który doszedł do finansowej niezależności dzięki własnej pracy jest Sławomir Muturi. Nie udało mu się przed czterdziestką, ale chwilę później. Zaczynał od oszczędności.
Ojciec Muturiego wykładał na jednej z warszawskich uczelni, mama była Polką. Sławomi Muturi studiował w stolicy, na początku lat 90. został pracownikiem firmy Arthur Andersen. Zajmował się audytem. Zarabiał nieźle, ale pracował nawet 80 godzin tygodniowo. Wcześnie zaczął oszczędzać, nie trwonił pieniędzy na zbytki. Po kilku latach pracy kupił kawalerkę przy rondzie ONZ w Warszawie i od razu wynajął za jedną setną tej sumy.
Ten schemat powielał wielokrotnie, nie rezygnując przy okazji z oszczędzania. Dziś ma ponad setkę własnych mieszkań, dodatkowo zarządza funduszem Mzuri, oferującym mieszkania na wynajem. Niezależność finansową osiągnął w wieku 43 lat, w 2009 roku. Dziś pracuje kiedy chce, ile chce a że nie lubi zimy, to spędza ją w ciepłych krajach. Jego pasją są podróże, zwiedził już wszystkie kraje na świecie. Ale również na to nie wydaje kroci, woli podróżować z plecakiem, niż wysypiać się w luksusowych apartamentach.
Co ciekawe – wielu znanych młodych ”emerytów” to blogerzy. Kolejnym z nich jest Michał Szafrański, autor bloga Jakoszczedzacpieniadze.pl. On również w okolicach czterdziestki przestał pracować zawodowo, skupiając się jedynie na pisaniu. Czy można uznać, że nie pracuje? Trochę tak, trochę nie. W końcu pisanie, polecanie sposobów zarabiania, prowadzenie bloga i udzielanie wykładów to też praca. Przyjemna, bez szefa, mało stresująca, ale praca.
Szafrański zarabia całkiem sporo. Strzałem w dziesiątkę okazała się dla niego afiliacja. Wybierał i polecał promocje bankowe, w których czytelnicy dostawali premię za założenie konta lub lokaty. Dostawał ją również bloger, oczywiście lojalnie uprzedzając, że na tej działalności zarabia. Ujawniał też swoje przychody z konkretnych promocji. W 2014 roku dzięki poleceniu lokaty w banku w ciągu ośmiu dni zarobił prawie 70 tys. zł.
– Ujawniłem wszystkie wydatki, a później również zarobki. To był odważna decyzja, ale m.in. tym pracowałem na zaufanie czytelników. Zobaczyli, że jestem człowiekiem z krwi i kości. Widząc moje „oświadczenia majątkowe” mogli lepiej ocenić, czy warto czytać o moich doświadczeniach i przemyśleniach – mówił Michał Szafrański w rozmowie z INN:Poland.
Jak twierdzi, jego pasja oszczędzania zaczęła się od pedantycznego spisywania wydatków.
– Wiem, że to wszystko brzmi trochę absurdalnie, ale naprawdę pomogło. Stopniowo uczyłem się wyciągać wnioski z tych zapisków, następnie zacząłem prowadzić domowy budżet, czyli świadomie planować przychody, wydatki i oszczędności. Równolegle zmieniało się moje podejście do zarabiania. Wydłużył się także horyzont planowania finansów. W taki sposób uczyłem się „panowania” nad pieniędzmi – twierdzi.
A co, jak się nie uda?
– Zawsze marzyłem o tym, żeby w wieku 36 lat przejść na emeryturę. Nie udało mi się to i poczytuję to sobie jako własną, osobistą klęskę. A dlaczego mi się nie udało? Bo w pewnym momencie okazało się, że mam więcej pracy, niż planowałem. Zająłem się kilkoma rzeczami naraz, które były zbyt łakomym kąskiem, żeby można je było sobie odpuścić. Przez to, że skupiłem się na 3-4 sprawach, nie byłem w stanie podjąć tej decyzji, że to już, że wystarczy – mówi w rozmowie z INN:Poland orzedsiębiorca, Paweł Szczepaniak.
Zbliża się do czetrdziestki, od lat zajmuje się własnym, niezależnym biznesem handlowym. Za granicą, choć sporo czasu spędza w Polsce i ma tu wielu kontrahentów. – To jest ironia losu, bo odkąd skończyłem 36 lat to pracuję więcej, niż bym chciał. Nie, dzisiaj nie niestety nie mógłbym przejść na emeryturę. Cały czas muszę pracować. Nie osiągnąłem jeszcze takiej niezależności, żeby zamknąć wszystko, sprzedać i jechać na wakacje – dodaje.
Nie narzeka jednak na swoją sytuację. – To prawda, że udało mi się dojść na pewien poziom. Robię to co lubię i wtedy kiedy lubię. Nie muszę pracować wtedy, kiedy ktoś mi każe. Potrafię sobie powiedzieć, że jadę na miesiąc na wakacje a wszystko dalej samo funkcjonuje. Jeżeli to miałaby być finansowa niezależność, to coś takiego osiągnąłem – mówi.
Do obecnego stanu doszedł sam, ucząc się handlu zagranicznego i produkcji w praktyce. Jego zdaniem kluczem do niezależności jest oszczędzanie i nieoglądanie się na państwo.
– W sieci jest dużo poradników jak uniknąć płacenia ZUS-u i całej reszty podatków. Ale tu nie o to chodzi. Trzeba się pogodzić z tym, że bogata emerytura nie nadejdzie. Trzeba sobie tak ułożyć pracę i życie, żeby mieć świadomość, że to co zarobisz i zainwestujesz wystarczy ci na przyszłość a nie liczyć, że państwo ci coś da. Bo inaczej dajesz sobie przyzwolenie na to, żeby zrezygnować z robienia czegoś dla siebie. Bo będziesz partycypował w dużym stopniu w składkach a potem liczył na jałmużnę. Jak nie musisz brać, to nie musisz dawać więcej, niż to potrzeba – mówi Szczepaniak.
– Ja odkładam sobie pieniądze za granicą, tam, gdzie mój dochód jest generowany. I liczę na to, że da mi to możliwość później godnie żyć. Ale nie liczę na to, że będę płacił na ZUS a on mi potem da na wczasy w Bułgarii albo u sąsiada na działce – dodaje.
Jego zdaniem oszczędzać można w różnej formie. – Znam osoby, które odkładają sobie pieniądze na lokatach i liczą na to, że to, co odłożą do czterdziestego któregoś roku będzie generować dochód, który potem wystarczy im na przeżycie. Ale to może być również inwestowanie w firmy, rozwijanie działalności. Jeśli w coś się angażujesz, to w końcu zaczyna to przynosić pozytywne efekty – przekonuje.
Drugi model jest taki, że ludzie określają sobie minimum, za które są w stanie przeżyć. Odłożone pieniądze generują im później zysk zapewniający przynajmiej egzystencję. A oni pracują jako na przykład freelancerzy i wszystko, co zarobią jest takim ekstra dochodem, bo minimum bytowe mają zapewnione.
– Problem w tym, że te minima są bardzo różne. Inne jest w Polsce, inne gdy masz dzieci a jeszcze inne jak jesteś singlem i podróżujesz z plecakiem przez Wietnam albo Kambodżę. Ja w sumie dziś mógłbym sprzedać wszystko i do końca życia mieszkać sam w Tajlandii. Problem w tym, że człowiek z natury jest zachłanny i chce żyć lepiej i mieć więcej, więcej. A w tym wszytkim najbardziej kosztochłonna jest rodzina – konkluduje.