"I w ten sposób po ponad 12 latach żegnam się z PKO BP" - pisze na Twitterze jeden z internautów. Nie jedyny. O co poszło? Bank na swojej stronie szumnie reklamuje konkurs wiedzy o żołnierzach wyklętych, organizowany wspólnie z kontrowersyjną marką "Red is Bad", na dodatek publikuje pompatyczne teksty z ich życiorysami.
"„Wyklęci”, „niezłomni”, „żołnierze drugiej konspiracji” – to tylko kilka określeń członków antykomunistycznego ruchu partyzanckiego, po wojnie stawiającego opór sowietyzacji Polski. Przez dziesiątki lat byli zapomniani lub przedstawiani w zwierciadle kłamstw. Jednak prawda o nich ocalała, a pamięć o bohaterach jest skutecznie przywracana. Przejawem tego są m.in. obchody Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Sprawdź swoją wiedzę o żołnierzach wyklętych i wygraj tablet."
To nie jest wycinek z prawicowego bloga ani tekst z tygodnika dziennikarzy niepokornych. To strona jednego z największych polskich banków. Obok konkursu wiedzy o żołnierzach wyklętych można przeczytać pompatyczny skrót życiorysu rotmistrza Pileckiego. Jego bohaterstwo nie budzi wątpliwości i historycznych kontrowersji, ale obok możemy znaleźć życiorysy wyklętych z oddziałów "Łupaszki" czy "Burego". Czyli dowódców – eufemistycznie rzecz ujmując – o niezbyt jasnej przeszłości.
– Problem polega na tym, że banki rzadko kiedy są tubą propagandową. W tym przypadku to nie jest tak, że dobra zmiana dotarła do banku, lecz jest on używany jako narzędzie propagandowe. I nikt nie powziął refleksji nad tym, czy to pomoże firmie czy nie, ona ma po prostu spełnić zadanie. De facto jest to używanie wizerunku banku na potrzeby partii – nie na odwrót – mówi w rozmowie z INN:Poland Lech C. Król, ekspert branży reklamowej.
Konkurs, jak i całe zaangażowanie PKO BP w przypominanie o żołnierzach wyklętych budzi spore kontrowersje i niesmak dużej grupy klientów. Kilka miesięcy temu bank okleił warszawską Rotundę, czyli swój najbardziej charakterystyczny budynek w samym centrum miasta podobiznami wyklętych. Już wtedy akcja wzbudziła sporo zamieszania. Teraz klienci wprost deklarują opuszczenie banku.
Szczególne kontowersje budzi współpraca banku z marką "Red is bad", otwarcie promującą się jako odzież patriotyczna. Jej twórcy nie kryją się ksenofobicznymi poglądami. Co ciekawe, ze strony PKO BP zniknęło logo Red is Bad, chociaż krąży w archiwalnych tweetach, znaleźć je można także na oficjalnym profilu marki odzieżowej na Facebooku:
Spora grupa internautów wprost oskarża PKO BP o nacjonalityczne zapędy. W słowach nie przebiera m.in. Bogumił Kolmasiak z Akcja Demokracja.
– Trzeba sobie zadać pytanie komu to pomaga i po co? Odpowiedź na nie też nie jest trywialna. Uważam, że to nie pomoże bankowi. Scott Bedbury, który stworzył markę Nike twierdził, że marka to każda rzecz, z którą się kojarzy dana firma, którą robi dana firma, wszystkie te elementy w jakiś sposób przyklejają się do wizerunku. Jeśli jest grupa ludzi, która traktuje żołnierzy wyklętych niekoniecznie dobrze. Siłą rzeczy ich irytacja, ich pogląd przeniesie się na bank. Powstaje pytanie o skalę tego uczucia. Jeśli ktoś uważa, że to byli mordercy i bandyci, to może zlikwidować konto – mówi Król.
Jego zdaniem bank ucierpi na tym wizerunkowo.
– Jeśli działanie poruszy negatywnie jakąś – nawet niedużą – część klientów, to firma straci. PKO BP mogłoby się reklamować np. przy pomocy pocztu królów polskich i nikt nie zamknąłby konta z powodu wizerunku Mieszka I na reklamie. Można jakiegoś króla mniej lub bardziej lubić, ale nikt się nie obrazi. W przypadku żołnierzy wyklętych te emocje bywają naprawdę skrajne. I to bank staje się częścią ich promocji. Nie żyjemy też w latach 90. i zmiana banku nie jest żadnym wydarzeniem, można to zrobić szybko i bez wychodzenia z domu – mówi nam.
Czy ktoś zyska? – Jeśli przemawiam do grupy ludzi o prawicowych poglądach i postrzeganiu patriotyzmu, to jest to z korzyścią nie dla banku, ale dla konkretnej partii. Ci ludzie widzą, że rządzący skupiają się na wizerunku, idą słuszną drogą, patrzą tylko w prawą stronę i nie ma wątpliwości – twierdzi Lech C. Król.