Używasz tylko Facebooka? To błąd. Bez tego duszka nie podbijesz serc młodych internautów
Dawid Wojtowicz
06 marca 2017, 17:08·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 06 marca 2017, 17:08
Ma ponad 300 milionów wielbicieli, jego ojciec jest miliardem, a biznes stara się z nim zakumplować. Spokojnie, to nie kolejne złote dziecko Hollywoodu czy światowej estrady, o którym z namiętnością rozpisują się tabloidy. Takim godnym podziwu życiorysem może pochwalić się Snapchat, który stopniowo podbija serca amatorów social media. Również te, które biją w piersiach biznesmenów wydeptujących nowe ścieżki promocji. Dlaczego patrzą oni na niego z coraz większą życzliwością?
Reklama.
Żywot duszka
W swojej dotychczasowej historii, a nie jest ona długa – bo urodzony w 2010 roku Snapchat nadal cieszy się młodością – darmowa aplikacja na smartfony i tablety nie narzekała na brak powodzenia. Pomysł wysyłania krótkich i szybko znikających filmików czy zdjęć z podpisami do swoich znajomych narodził się (jak to w amerykańskim śnie) w głowach kreatywnych studentów. Evan Spiegel i jego koledzy na Uniwersytecie Stanforda swemu dziecku nadali najpierw imię Picaboo, ale dwa lata później ochrzcili go mianem, z którego dzisiaj słynie na cały świat – Snapchat.
Nie minęło dużo czasu (raptem rok), nim zęby na poczciwego duszka zaczął ostrzyć sobie Facebook. Zuckerberg oblizał się jednak smakiem – grzecznie podziękowano mu za ofertę w wysokości 3 mld dolarów – i choć FB wykupił później Instagrama i upodobnił go do Snapa, nowa konkurencja nie podebrała platformie Spiegela i spółki wiernych użytkowników. Apka przetrwała również cios, jakim był atak hakerów i wyciek danych aż 4,6 mln snapowiczów w 2014 roku.
Dwa lata później, Snapchat otworzył na oścież drzwi przed reklamodawcami. Dodano narzędzia tworzenia i sprzedawania materiałów reklamowych w serwisie, wprowadzono też nowe formaty reklam. Ku niezadowoleniu części lojalnych użytkowników Snapa, którzy musieli pogodzić się z tym, że ich społecznościowy ulubieniec staje się również zabawką, po którą sięgają firmy i inwestorzy. W Polsce w takiej roli zaczęto go widzieć mniej więcej w 2014 roku.
Snapowicz PL
Bez dwóch zdań w kraju nad Wisłą biznes ma o kogo walczyć w wiosce zamieszkałej przez snapowiczów. Według badań GEMIUS/PBI liczba osób, które przynajmniej raz uruchomiły apkę z duszkiem na swoich telefonach w styczniu 2017 r. sięga 1,8 mln. W odróżnieniu od Instagramu to właśnie aplikacja mobilna cieszy się znacznie większym powodzeniem niż serwis www. Z prostego powodu – aby mieć dostęp do treści tam umieszczonych, trzeba po prostu z niej korzystać.
Jaki jest zatem przeciętny polski użytkownik Snapa? Częściej będzie to kobieta (60 proc.) niż mężczyzna (40 proc.), bo to właśnie panie przepadają bardziej za komunikacją wyrażaną fotkami. Odkryciem Ameryki nie będzie również wiadomość, że gustują w nim przede wszystkim osoby młode (ponad 600 userów nie skończyło 15-24 lat).
Na tle tak wyglądającej struktury wiekowej siłą rzeczy przeważają użytkownicy mający w kieszeni świadectwo ukończenia szkoły średniej, a w drugiej kolejności legitymujący się dyplomem magistra czy inżyniera. Nie da się też ukryć, że duszek bardzo chętnie nawiedza korytarze ogólniaków i uniwersyteckie kampusy. Najrzadziej dają mu się opętać absolwenci zawodówek.
Pod względem miejsca zamieszkania miłośnicy Snapchata nie odstają zbytnio od polskich internautów – większość z nich mieszka przede wszystkim na wsi oraz w największych miastach. I to w takiej właśnie kolejności, bo pierwsza grupa liczy blisko 700 000 snapowiczów, natomiast liczebność drugiej sięga prawie 300 000.
Duszek w służbie biznesu
Z biznesowego punktu widzenia można zadać pytanie, po co pakować się w społeczność pstrykających fotki małolatów z klubów? Abstrahując od zbyt surowej i podlanej stereotypami oceny polskich snapowiczów – czy przypadkiem to nie uczniowie i studenci tworzą grupę konsumentów, na której można zbić kokosy? Owszem, to wymagająca i zmienna część społeczeństwa, ale też otwarta na nowości i jak mało która potrafiąca zrobić rozgłos wokół sprawy.
– Jeśli chodzi o promocję na Snapchacie, jest to narzędzie dla tych firm, których grupa docelowa ma 15-24 lata, bo najwięcej użytkowników tej aplikacji jest właśnie w takim wieku – mówi Sławomir Pliszka prezes grupy Polskie Badania Internetu. – Można by było ją też rozważyć przy prowadzeniu działań komunikacyjnych adresowanych do młodych pracujących specjalistów z wyższym wykształceniem – dodaje.
Krótki poradnik początkującego Snapowicza-biznesmena
• Snapchat to nie filmy na YouTube. Kierowany za jego pośrednictwem przekaz musi być prosty i łatwy do zapamiętania.
• W apce z logiem duszka komunikacja odbywa się za pomocą zdjęć, które PODPISUJEMY, a nie OPISUJEMY. Załączony tekst musi być więc hasłowy i chwytliwy.
• W odróżnieniu od konkurencyjnego Insta treści reklamowe trafiają bezpośrednio do indywidualnego użytkownika. Główny nacisk należy więc położyć na targetowanie przekazu i wysyłanie takich snapów, które wyglądają jakby było stworzone z myślą o konkretnych osobach.
• Na Snapie mile widziane są takie materiały reklamowe jak: kupony rabatowe, zaproszenia do konkursów, zgadywanki, ciekawostki, premiery nowości, atrakcyjne wyprzedaże czy kulisy życia w firmie.
• Snapchat sprawdza się doskonale jako kanał do krótkich relacji z miejsca zdarzeń, budując wśród odbiorców poczucie uczestnictwa w ważnych dla marki wydarzeniach.
• Wśród użytkowników tego kanału social media dominują młodzi ludzie, stąd przy wysyłaniu snapów warto okazać poczucie humoru i jak mawia młodzież – wrzucić na luz!
Od czego zacząć użytkowanie Snapchata jako kanału promocji? Oczywiście od wywiadu środowiskowego. – Trzeba najpierw poobserwować inne marki, które z sukcesem tam działają, poznać ogólne zasady, jakie obowiązują w społeczności i stosownie do nich zaplanować swoją komunikację – podpowiada szef PBI. Tym bardziej warto próbować swoich sił, zwłaszcza że od 2016 roku Snap daje możliwość zapamiętywania materiałów wizualnych.
Z pewnością należy unikać błędu polegającego na otwieraniu profilu w aplikacji tylko dlatego, że mówi się o nim w mediach, bez zastanowienia się, kto jest naszą grupą docelową i czy ta grupa na pewno ze Snapchata korzysta. – Kolejnym błędem może być brak pomysłu na odrębną komunikację i powielanie treści z innych kanałów. Jeśli komunikacja na Snapchacie ma angażować i podtrzymywać relacje z marką, to trzeba jej poświęcić sporo czasu. Najpierw stworzyć spójny pomysł, a później go konsekwentnie realizować – przekonuje Sławomir Pliszka.
Kto w takim razie powinien przygarnąć duszka pod dach swojej firmy? Na pewno ci, którzy swoją ofertę adresują do indywidualnych konsumentów (B2C), zwłaszcza uczniów i studentów. Wspólny język ze Snapem powinny więc znaleźć marki odzieżowe, producenci FMCG czy biznesy związane z filmem lub muzyką. – Ze Snapchata skorzystają również firmy, którym zależy na poszerzaniu grona swoich odbiorców o potencjalnych przyszłych klientów. To także przydatna apka dla twórców kampanii społecznych, zwłaszcza adresowanych do młodych ludzi – twierdzi nasz rozmówca z PBI.