Zmiany dotyczy umów-zleceń. Na chwilę obecną uczniowie i studenci do 26. roku życia, decydujący się na pracę w takim modelu, są atrakcyjni dla pracodawcy. Dlaczego? Bo od ich umów nie trzeba odprowadzać składek ubezpieczeniowych.
Poza zwiększoną konkurencyjnością na rynku pracy, to rozwiązanie jest korzystne dla samych żaków – otrzymują po prostu lepsze wynagrodzenia. Nawet za proste prace, pokroju bileterów, sprzedawców w sklepach czy roznosicieli ulotek.
Obecnie w kraju jest 1,4 mln studentów. Ci, którzy pracują, decydują się właśnie na umowę-zlecenie – 80-90 proc. pracuje na takich warunkach. Jednak rząd chce ozusować ich zatrudnienie z prostego powodu – to potrzeba zasypania dziury budżetowej w instytucji, donosi „Gazeta Wyborcza”.
O pomyśle negatywnie wypowiadają się eksperci z rynku pracy. Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan uważa, że po przeforsowaniu prawa, młodzi ludzie przestaną być zatrudniani, bo w oczach pracodawców stracą jeden ze swoich głównych atutów. Jego zdaniem, to utrudnianie znalezienia pracy, co w kontekście niskiej produktywności i braku doświadczenia negatywnie odbije się na młodym pokoleniu.
Co ciekawe, oskładkowane mają być również umowy o dzieło. Wspomniał o tym przedstawiciel Ministerstwa Pracy podczas prac sejmowej komisji polityki społecznej i rodziny. Zmiany miałyby objąć również aplikantów Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury.