Pani Jola z Bydgoszczy z dnia na dzień wyleciała z pracy w Polomarkecie – dyscyplinarka za rzekome podmienianie etykiet na wędlinach. Po interwencji lokalnej prasy i aktywistów odniosła częściowe zwycięstwo. A firma zmaga się z coraz większą liczbą oskarżeń o wykorzystywanie pracowników.
Pracownica straciła pracę w grudniu. Zwolnienie dyscyplinarne nie wymaga zachowania żadnych okresów wypowiedzenia ani wypłacania odprawy.
W rozmowach z dziennikarzami twierdziła, że jest kozłem ofiarnym a sieć handlowa zwolniła ją bezpodstawnie. W sumie trudno przypuszczać, by pracownik sam z siebie podmieniał daty ważności na paczkach wędlin – a to było podstawą dyscyplinarki.
Po kilkunastu tygodniach zarząd Polomarketu zdecydował się na zmianę podejścia i pani Jola co prawda nadal nie ma pracy, ale otrzyma ekwiwalent za urlop, zaległe wynagrodzenia oraz „stosowne odszkodowanie”.
Sieć zmieniła zdanie nie tylko po publikacjach prasowych, ale i po proteście, jaki w Bydgoszczy przeprowadzili byli pracownicy Polomarketu, pod egidą Związku Syndykalistów Polskich. Zarzuty, jakie wysuwają pod adresem byłego pracodawcy są ciężkie. Od niepłacenia nadgodzin i za pracę w nocy, również osobom niepełnosprawnym, po takie, że pracownicy z własnej kieszeni opłacali akcyzę na alkohol i własnymi samochodami przewozili towar pomiędzy marketami.
Państwowa Inspekcja Pracy potwierdziła część zarzutów (m.in. brak lub zła rejestracja czasu pracy, brak uprawnień do kierowania wózkiem widłowym) po kontroli w innym bydgoskim markecie sieci. Polomarket odcina się od pozostałych i grozi byłym pracownikom sądem.