Nie ukryjesz się przed rewolucją na rynku pracy – przekonuje w książce "Praca 2.0" dr Sergiusz Prokurat. W rozmowie z INN:Poland ekspert opowiada o tym, że model pracy od 8 do 16 nieuchronnie odejdzie w zapomnienie, a kierunek studiów, który wybierzemy nie ma tak naprawdę większego znaczenia.
Pisze pan, że dzięki technologii praca zaktualizowała się do pracy 2.0, która w dużej mierze oparta jest na nowych technologiach. Część ekspertów od rynku pracy przekonuje w związku z tym, że koniecznie trzeba iść na informatykę, bo ktoś musi tworzyć jej podwaliny. Z drugiej strony słyszymy, że bardziej przyszłościowa jest filozofia – uczy kreatywnego myślenia, które w gospodarce opartej na innowacjach zawsze będzie w cenie. Jak sobie w tym całym zamieszaniu poradzić?
To na co się zdecydujemy, ma mniejsze znaczenie. Ważne jest, by znaleźć swoją niszę. Dominującym trendem na rynku jest bowiem hiperspecjalizacja. Im węższa wiedza, tym większe na nią zapotrzebowanie. Proszę spojrzeć, że na Zachodzie ludzie coraz częściej wolą poświęcać czas na doskonalenie się w swojej niszy, niż np. przygotować sobie lunch. Ten drugi możemy sobie przecież kupić u osoby, która z kolei specjalizuje się w gotowaniu. Dlatego ludzie coraz rzadziej gotują, chyba że dla własnej przyjemności..
By podkreślić konieczność specjalizacji, kilka stron książki poświęca pan na wymienienie certyfikatów dla informatyków. Dyplomów uczelni tam nie było...
Bo specjalistyczne szkolenia przejmują rolę edukacji uniwersyteckiej, która jest trochę oderwana od rzeczywistości. Dostarcza informacji, które już w momencie przekazywania, są nieco zdezaktualizowane.
To po co właściwie jeszcze studiujemy?
Cóż, to z pewnością świetne miejsce do spędzania czasu. Możemy tam również rozwijać swoją kreatywność.
Te słowo nie jest nieco przereklamowane? W swoim CV ma je dzisiaj każdy pracownik.
Musimy przede wszystkim zrozumieć, co właściwie oznacza. Nie polega przecież na tym, że namalujemy sobie ładny obrazek, który powiesimy w pokoju. Chodzi raczej o wymyślanie rozwiązań, które mają potem przełożenie na rynek. To dzięki kreatywności zachodni świat wciąż ma ekonomiczną przewagę nad resztą globu.
Mówi się o tym, że Chiny nas doganiają
Cały czas jesteśmy krok przed nimi, bo produkują rzeczy, które my wcześniej wymyśliliśmy. Azjaci mają z tym ogromny problem. Kraje które produkują produkty, nigdy nie przegonią krajów, które tworzą idee.
Produkcja idei jest jednak z perspektywy pracownika mocno uciążliwa. Wymaga dużego zaangażowania, nie znosi sztywnych reguł. Część z nas marzy o powrocie do systemu, w którym pracujemy od 8 do 16.
W świecie 2.0 godziny praca to luźna konwencja. Dzisiaj funkcjonujemy w świecie, w którym ludzie mogą kupować przez 24h na dobę. Wszystko jest dostępne za pomocą dwóch kliknięć. Dla konsumenta to wygodne, dla pracownika wiąże się jednak z wieloma niedogodnościami. Tradycyjny podział na życie zawodowe i rodzinne upada na naszych oczach. Z drugiej strony kreatywności nie da się przecież włączyć i wyłączyć o określonych godzinach.
Nasze prawo pracy jeszcze tego nie zauważyło.
Część instytucji pracy pochodzi jeszcze z systemu fabrycznego i nie nadąża za rzeczywistością. Aż ciśnie się w tym momencie na usta przykład z początkiem przemysłu motoryzacyjnego w Wielkiej Brytanii.
?
Przez pierwszych kilkanaście lat przed samochodem musiał iść człowiek z flagą i napisem „jedzie samochód”. Przez to cały przemysł motoryzacyjny na Wyspach stanął. To pokazuje co się dzieje, gdy prawo nie nadąża za rzeczywistością. Dzisiaj widzimy to na przykładzie Ubera.
Innym trendem, z którymi mieli zetknąć się pracownicy, jest telepraca. Pisał o niej już w latach 70. Alvin Tofler. Wciąż jednak wolimy przychodzić do biura.
Istnieją tutaj dwie poważne bariery. Jedną z nich jest mentalność pracodawców, którzy wciąż wolą obserwować swoich pracowników w trakcie wykonywania obowiązków. Ale trzeba przyznać, że sami pracownicy również się do tego nie garną. I to być może jest nawet poważniejszym argumentem przeciwko telepracy – potrzebujemy kontaktu z innymi ludźmi. W innym wypadku zdziczejemy. Stąd fenomen co-worków. Ludzie, którzy mają techniczne możliwości, by pracować z domu, przychodzą do centrów po to, by mieć towarzystwo.
Automatyzacja może rozwiązać ten dylemat za nas. Po prostu większość z nas pójdzie na bezrobocie.
Pracy nie zabraknie dopóki nasza ostatnia potrzeba nie zostanie zaspokojona. A tych mamy mnóstwo. Jeden chce mieć helikopter, inny rower. Ich spełnianie zależy głównie od zasobności portfela.
Moja wyobraźnia lepiej radzi sobie z przykładem roweru. Zamówienie odbierze ode mnie bot, który doradzi mi, który model będzie dla mnie najbardziej odpowiedni. Mój egzemplarz zmontują roboty, a na koniec pod dom dostarczy mi go dron firmy kurierskiej.
To prawda. Proszę jednak zauważyć, że jeżeli mamy potrzebę obejrzenia sztuki teatralnej albo obrazu, to robot nie będzie już w stanie zastąpić żywego człowieka.
Ale dobrą powieść już może za nas napisać
Tak, są algorytmy, które pozwalają symulować np. pracę dziennikarza. Kamery obserwują piłkarzy, których zachowanie jest analizowane przez specjalny algorytm. Następnie komputer, mając w swojej bazie określony zasób sportowego słownictwa, zabiera się do przeprowadzenia relacji meczowej. I robi to równie dobrze jak dziennikarz sportowy!
I w ten sposób kolejny zawód staje się zbędny...
Kowalski, Smith, Schmitt – wie pan co łączy te nazwiska?
Są bardzo popularne?
Przede wszystkim mają to samo znaczenie – kowal. Ten zawód dzisiaj już praktycznie nie istnieje. Nazwiska stanowią pewną historyczną pamiątkę. Nie oznacza to jednak, że zaczęło brakować pracy. Pojawiają się nowe zawody, nowe formy umiejętności. Tak samo będzie i tym razem. Ktoś te aplikacje, które zabierają nam pracę musi w końcu projektować.
Więc XXI-wieczny luddyzm nam nie grozi?
Myślę, że dzisiaj wszyscy już wiedzą, że niszczenie technologi jest bezsensowne. Nikt nie zacznie niszczyć iPodów czy laptopów, bo każdy z nas widzi, jak bardzo ułatwiają nam pracę. Wyobraża pan sobie księgową, która kasuje Excela w komputerze i wraca do rachunków w brulionie? Bo ja nie.