Polscy piwosze oszaleli na punkcie kraftowych piw. Choć ceny szybują w górę, kolejki do barów i tak osiągają gigantyczne rozmiary. Biznes zrobił się na tyle dochodowy, że zainteresowali się nim spekulanci – informuje Gazeta.pl
Napisać, że Polacy rozsmakowali się w wyrobach małych browarów byłoby truizmem. W ciągu ostatnich lat udział koncernów na naszym rynku spadł z 95 do 85 proc. W tę lukę weszli właśnie mali producenci.
Tylko, że ich wyroby do najtańszych nie należą. Mowa tu szczególnie o limitowanych produkcjach. Niedawno pisaliśmy o tegorocznej premierze Porteru Bałtyckiego Imperium Prunum. Ceny za półlitrową butelkę dochodziły nawet do 90 złotych. – Kupiliśmy drogo i cholernie drogo sprzedajemy – tłumaczył się wtedy jeden ze sprzedawców.
Limitowane edycje liczone nieraz w pojedynczych beczkach są jednak bardzo trudne do zdobycia. Zdarza się, że sklepy mogą zakupić tylko kilka sztuk, co prowadzi do scysji między zainteresowanymi ich kupnem klientami. W rozmowie z gazetą.pl Magda Nowicka, właścicielka Świątyni Piwa, przytacza historię walki o ostatnią butelkę w jej sklepie. – Dwie kobiety. Widziały, że biegną w tym samym kierunku. Jedna drugiej zajeżdżała drogę wózkiem z dzieckiem. Prawie się pobiły. To było szaleństwo – relacjonowała. Mniej drastyczne historie działy się również w takich pubach jak Jabeerwocky czy Piwomaniak. Tam piwo potrafiło rozejść się w ciągu 30-40 minut, a klienci, by je dostać, zwalniali się w środku dnia pracy.
Boje o zdobycie piwa bezpośrednio w sklepie nie mogą jednak dziwić, biorąc pod uwagę to, co dzieje się z nimi później. Jacek Materski, współwłaściciel Browaru Artezan, opowiada, że część sprzedaży trafia w ręce spekulantów. I podaje ceny z zamkniętych, facebookowych grup. Butelka Imperium Prunum (z browaru Kormoran) chodziła tam za 150 zł, Samiec Alfa (Artezan) - 250 zł, a cena Buba Extreme (SzałPiw) dochodziła nawet do 370 zł.