Na pierwszy rzut oka życie w Dolinie Krzemowej wygląda na usłane różami. W „Hollywood dla pracowników IT” jak bywa określana ta technologiczna mekka, wiecznie świeci słońce, a jeden dobry pomysł sprawia, że stajemy się milionerami. Przynajmniej w teorii.
O życiu w sąsiedztwie Google czy Facebooka napisała niedawno autorka bloga „Dolina Krzemowa Welcome To. Polka w Kalifornii”. I nie jest to bynajmniej idylliczny obrazek. Polka na co dzień mieszka w San Jose, często jednak bywa w pobliskim San Francisco. To właśnie to kalifornijskie miasto napawa ją przerażeniem.
– Boję się ludzi, których mijam na ulicy. Boję się ulic i okolic, bo nigdy nie wiadomo, kogo tam spotkam. Boję się wsiąść do Ubera i boję się ładnie ubrać, żeby przypadkiem nie zwrócić na siebie uwagę. Boję się korzystać z komunikacji miejskiej, boję się trzymać telefon w ręce, boję się iść na obcasach, bo nie wiadomo, kiedy będę musiała biec – opisuje swoje wrażenia.
Nasza rodaczka podkreśla, że miasto jest pełne skrajności. Obok elegancko ubranych pracowników korporacji, spotkać można całe tysiące bezdomnych. Ta przepaść rodzi przemoc. Autorka podkreśla, że tylko między 2012 a 2013 rokiem liczba kradzieży wzrosła o 27 proc., napadów o 18, a gwałtów niemal o połowę. – Ludzie są sfrustrowani, smutni i robią głupie rzeczy – komentuje.
Bieda w San Francisco nie musi jednak wynikać z bezrobocia. Problemem całej Doliny Krzemowej jest bowiem bardzo wysoki poziom cen. Przykłady? Wynajem kawalerki to koszt 3100 dolarów (ok. 12 tys. zł) – o 350 proc. więcej niż wynosi średnia dla całego kraju. Jednocześnie zarobki są średnio tylko 2 razy wyższe niż w innych częściach USA.
Wszechobecna drożyzna to jeden z powodów, dla których pracownicy po zetknięciu się ze światowym centrum start-upów, decydują się na wyprowadzkę. Taką decyzję podjęła np. Nupur Dave. Obywatelka Indii miała dobrze płatną pracę w Google, uznała jednak, że lepiej będzie wrócić do ojczystego kraju.
– Wysoki czynsz powodował, że musiałam na wszystkim oszczędzać – narzekała. Jednocześnie mnogość obowiązków służbowych i godziny poświęcane na dojazdy powodowały, że w domu meldowała się zazwyczaj około 20:30. Nie tak wyobrażamy sobie pracę w Dolinie Krzemowej.