Roberta Gryna trudno złapać, a co dopiero z nim porozmawiać. Niegdyś klient, a obecnie szef firmy Codewise, znaczną część swojego czasu spędza na podróżowaniu po całym świecie. Jednak INN:Poland miało okazję porozmawiać z nim w trakcie targów Mobile World Congress w Barcelonie. Na same stoisko na jednej z najważniejszych imprez technologicznych na świecie Gryn wydał ponad milion złotych. W rozmowie z nami wyjaśnia, dlaczego tak mocno inwestuje w swój wizerunek, czym dokładnie zajmuje się Codewise i jak reaguje na hejt w internecie.
Podobno stoisko na MWC to wydatek rzędu 300 tys. dolarów. Ile wydał Codewise?
Mniej więcej będzie to właśnie 300 tysięcy, które padły.
Który raz Codewise jest obecne na MWC?
To już nasz trzeci raz na targach MWC. To dla nas bardzo ważne przedsięwzięcie i wkładamy wiele wysiłku w przygotowanie się do tego wydarzenia.
Zależy Wam na tym, by zauważyli Was klienci z całego globu?
Zdecydowanie tak. Wynika to głównie z faktu, że w Polsce mamy niewielu kontrahentów. To tylko ułamek procenta naszych wszystkich przychodów. Skupiamy się na zagranicy. Większość naszych klientów pochodzi ze Stanów Zjednoczonych.
Ile łącznie macie klientów?
Około 6-8 tysięcy.
Jak ich „łowicie”?
Przede wszystkim budujemy silny wizerunek marki, na przykład uczestnicząc w wydarzeniach, takich jak MWC. Umawiamy także spotkania z takimi firmami jak Google czy Facebook i udowadniamy im, że mają do czynienia z poważną firmą. Wizerunek jest dla nas bardzo istotny.
Jako firma z Polski macie z tym problem?
Tego bym nie powiedział. Prawda jest taka, że jest niewiele firm z Polski, które są rozpoznawane na skalę światową. Dlatego trzeba się pozycjonować tak, żeby zostać zauważonym. Pokazać, że jest się kimś.
Kiedy trafiłeś na listę Forbesa, branża zareagowała dość gwałtownie. Czytałeś komentarze? Dostajesz typowo hejterskie wiadomości?
Od początku mieliśmy styczność z hejtem, ale mam do tego dystans. Kiedy człowiek próbuje coś zbudować, odnosi sukcesy, zawsze pojawią się hejterzy. Dla mnie to normalne.
Jak sam podkreślasz, w Polsce, ale nie tylko tutaj, pojawiają się głosy zazdrości. Teraz zrobiło się o Was głośno i może pojawić się ich jeszcze więcej.
Takie życie. Ale z drugiej strony, ludzie pisali, że jestem dla nich inspiracją. Kiedy ja zaczynałem w Codewise, nie miałem takiej osoby, wzoru, z którego mógłbym czerpać motywację. Szczególnie w Polsce ciężko jest wystartować, brakuje takiego wsparcia. A jeśli mi się uda zainspirować kilka osób, pokazać im, że można, to już jakiś wkład z mojej strony.
Miewałeś chwile zwątpienia? Pamiętasz jakąś?
Bezsenność przez dłuższy okres czasu.
Dlaczego?
Sporo inwestowałem, zwłaszcza w promocję swoich produktów, promowałem je na różnych targach. Dużo wydawałem, bo chodziło nawet o kwoty rzędu kilkuset tysięcy złotych.
Bałeś się, że nie wyjdzie?
Raczej chodziło o prowadzenie swojego biznesu. Dużo informacji w głowie, obowiązki wobec swoich pracowników – to wszystko się kumuluje.
Kiedy czytam artykuły o Tobie i Codewise, przewija się pewien wątek. Mianowicie, niewiele osób rozumie, czym zajmuje się firma. Czy mógłbyś powiedzieć, w najprostszych słowach, co dokładnie robi Codewise?
Na najwyższym poziomie zajmujemy się reklamą. Mamy produkt o nazwie ZeroPark, który ulepsza sprzedaż reklamy na rynku pop-upów. To jest po prostu czysta technologia. Z drugiej strony mamy Voluum, które jest narzędziem do śledzenia ruchu w internecie.
Jedna z osób, która w branży jest od wielu lat, opublikowała na Facebooku post o Codewise. Opisano tam działalność firmy jako legitymizację sprzedaży oszukańczych preparatów czy zachęcania do gry na rynkach forex, gdzie większość osób jednak traci pieniądze.
Niektórzy ludzie mówią, że pop-upy, które obsługujemy są irytujące, ale z drugiej strony użytkownicy oczekują dużych ilości contentu. Faktem jest też, że internauci są coraz bardziej przyzwyczajeni do tego typu reklam. Rynek jest wart pięć miliardów dolarów i będzie jeszcze rósł. To ogromny, niewykorzystany jeszcze w pełni potencjał.
Czyli tak działa internet?
Dokładnie. Ludzie, którzy, chcą się utrzymać w sieci, muszą znaleźć jakiś sposób, by zmonetyzować swoją stronę. I my im to umożliwiamy.
A jak z konkurencją?
Ta jest spora, bo chodzi o kilkaset firm. Ale ja nie zwracam uwagi na konkurencję. Robimy swoje i tak było od początku. Niektórzy mają obsesję na punkcie tego, jak działają firmy z tej samej branży. My skupiamy się na rozwijaniu własnego produktu.
W czym Codewise jest lepszy?
Moje główne motto brzmi „ludzie, produkty, zysk”. Naszym głównym atutem jest zespół ambitnych specjalistów, którzy w przyjaznym środowisku pracy są w stanie stworzyć zaawansowane technologicznie i unikalne produkty. Mamy grupę podobnie myślących ludzi, którzy wiedzą, czego chcą i pragną rozwijać Codewise.
A jeszcze w 2013 byłeś klientem Codewise.
Nawet wcześniej, bo w 2011 roku. W 2013 go przejąłem.
I zostałeś szefem.
Ale oryginalni twórcy byli dalej na pokładzie. Dopiero później mój CTO odszedł.
Dlaczego?
Zarabialiśmy już dużo pieniędzy, ale on miał dość, potrzebował odmiany.
Jak w ogóle doszło do tego, że zasiadłeś za sterami Codewise?
Przez przypadek poznałem jednego z założycieli. To było zresztą w czasach, kiedy grałem jeszcze w Counter-Strike, w którym zresztą osiągałem bardzo dobre wyniki. Wtedy miałem też pomysł na własny start-up. Skojarzyłem potem, że jest taka firma jak Codewise, więc do nich napisałem z pytaniem o współpracę i cóż... reszta jest historią.
Historią z wielkimi pieniędzmi w tle. Sukces bardzo Cię zmienił?
Dystansuję się emocjonalnie od finansów. One są środkiem do celu, a nie celem.
Twoje konto na Instagramie trochę temu przeczy.
Lubię podróżować i chcę zachować ten zdrowy balans między pracą a życiem prywatnym. Po co mi pieniądze, skoro nie mogę z nich korzystać?
Słuszna uwaga. Mówisz o sobie "self-made man". Tymczasem jesteś dobrze wykształcony – w końcu ukończyłeś szkołę w Wielkiej Brytanii.
Tak, często ludzie mi to wypominają. A ja ledwo skończyłem te studia. Dla mnie szkoła to jest żart. Pierwszą domenę kupiłem w wieku 12 lat. Budowałem własne strony internetowe jeszcze jako nastolatek. W ten sposób więcej nauczyłem się o biznesie, niż na sali wykładowej. Edukacja może nawet zniechęcać do przedsiębiorczości. Pamiętam staż w jednej z firm telekomunikacyjnych. Uciekłem stamtąd już drugiego dnia. To dla mnie nienormalne, że ludzie chcą spędzić swoje życie w korporacji.
Dlaczego odszedłeś tak szybko?
Siedzę przy swoim biurku, ktoś przychodzi i mówi mi, co mam robić. Dzień później to samo, tylko tym razem to inna osoba. Potem jest pora lunchu i wracam do siebie. To nie jest życie. Praca jest jego znaczną częścią i powinna pozwalać nam się spełniać również pod kątem kreatywności. Wiadomo, że łatwiej jest pójść do korporacji – decyzja o przejściu na własną działalność jest bardzo trudna. Ale daje więcej satysfakcji. Poza tym chciałem coś udowodnić.
Komu?
Sobie i światu.
Co dokładnie chciałeś udowodnić?
Że mała firma też może osiągnąć sukces, a ludzie nie są skazani na bycie trybikiem w maszynie.
I jak to się przekłada na pracę w Codewise?
Zatrudniamy prawie 120 osób. Każda z nich działa według filozofii naszej firmy – nikt ci nie mówi każdego dnia, jakie masz zadania i co masz robić. To ty definiujesz, co masz robić, jak rozwiązywać problemy. Ta autonomia jest dla nas bardzo istotna. To rozwija ludzką ciekawość i pomysłowość. No i można tak rozplanować pracę, by mieć czas dla siebie.
Tak jak Ty.
Cóż, plusem Codewise jest to, że tak rozkręciłem tę firmę, że mogę pozwolić sobie na dłuższy urlop. Jestem zwolennikiem tzw. modelu „lifestyle business” – nie prowadzę pracowników za rękę, dalej jestem szefem, ale nie spędzam wszystkich weekendów w biurze.
Gdzie mieszkasz na co dzień?
Można powiedzieć, że w Krakowie, ale rzadko tam teraz bywam. Lubię zmieniać swoje otoczenie i spędzać czas aktywnie.
Dlatego macie siłownię w biurze.
Dokładnie [śmiech]. Życie jest za krótkie, by tylko pracować.
Ale to nie są jedyne benefity z pracy w Codewise – pracownicy mają też dostęp na przykład do masaży.
I to też wynika z moich doświadczeń. Przez pewien okres uczęszczałem na fizjoterapię, która bardzo mi pomogła. Pomyślałem sobie, dlaczego ludzie, których zatrudniam, też nie mogą z tego skorzystać? To kolejny element kultury pracy, który wyznaję – traktuję innych tak, jak sam chciałbym być traktowany. Poza tym, zdrowie i ruch sprawiają, że człowiek również efektywniej działa.
Dużo osób odeszło?
Dosłownie kilka. Bardzo ciężko się do nas dostać, bo mamy wysokie oczekiwania, ale ludzie, którzy odnajdą się w naszej kulturze, raczej zostają. Nie skupiamy się na wykształceniu, ale chęci rozwoju i ambicjach.
Jaka jest Twoja największa porażka życiowa?
Ciężko mi cokolwiek wymyślić. Nie traktuję niepowodzeń jako porażek, ale lekcji, z których się uczę i wyciągam wnioski na przyszłość. Tak było na przykład z moim pierwszym start-upem.
Co poszło nie tak?
Za bardzo zafiksowałem się na swoim pomyśle – klasyczny błąd start-upowych „żółtodziobów”. Wszyscy mają pomysły, jednak ich realizacja to zupełnie inna kwestia.
A co jest Twoim największym sukcesem?
Kiedy wstaję w poniedziałek rano i nie mogę doczekać się pójścia do pracy. Jeśli to się skończy, to będzie znak, że trzeba coś zmienić. Nie mam zamiaru tracić czasu i życia w pracy, która mnie nie spełnia.
Oczywiście, że nie. Albo sukces, albo nic – to moja dewiza. Dlatego na początku wynająłem biuro, na które nie było nas stać. Wtedy nie było innego wyboru, jak zacząć zarabiać. Podobnie było w sytuacji, kiedy w zeszłym roku odszedł mój wspólnik.
Dlaczego?
Bo jestem strasznie słabym programistą, zawsze byłem ostatni w klasie. Wtedy myślałem nawet, żeby sprzedać swoje udziały. Ale w końcu doszedłem do wniosku, że przecież mogę spróbować samemu pociągnąć ten biznes.
I opłaciło się.
Jak widać.
Jakie masz dalsze plany?
Pracujemy nad trzecim produktem. Integrujemy całe swoje środowisko programów, żeby jeszcze wydajniej pracować nad reklamami. Chcemy dostarczyć narzędzia, które pozwolą na obsługę większości ruchu na świecie.
A Twoje życiowe cele?
Po prostu chcę korzystać z życia, i w pracy, i poza nią. W biznesie będę robił to, co robię, dopóki będzie mi to sprawiało przyjemność. Na pewno będę też chciał więcej podróżować.