Władza centralna jak zawsze wie lepiej, czego chce lud. Posłanka Gosiewska uznała, że to niepotrzebnie wydane pieniądze. Tymczasem mieszkańcy Legionowa – jednej z najprężniej rozwijających sie podwarszawskich miejscowości – zmiażdżyli propozycję Prawa i Sprawiedliwości w lokalnym referendum. Powiedzieli jednoznacznie (ok. 94 proc. głosujących), że nic nie może ich przekonać do tego, by przyłączyć się do stolicy.
– Zwolenników PiS w Legionowie nie brakuje. Mieszkańcy po prostu utożsamiają się z tym miastem i nie chcą, żeby stało się częścią Warszawy. Decydujące znaczenie dla mieszkańców Legionowa miały nie kwestie polityczne, a rzeczywista lista potencjalnych zysków i strat, jakie niosłoby przyłączenie Legionowa do Warszawy. Tych zysków nie byłoby w ogóle albo bardzo niewiele. Prestiż mieszkania w stolicy to nie wszystko – mówi w rozmowie z INN:Poland Mirosław Jankowiak*, legionowianin z dziada pradziada.
– Legionowskie referendum wzbudziło bardzo duże zainteresowanie polityków. Pani Gosiewska stwierdziła nawet, że to wyrzucanie pieniędzy w błoto.
– Wydaje mi się, że tu są dwa poziomy problemu. Jeden to kwestia czysto polityczna, gdzie dwie partie starają się coś dla siebie ugrać. Ale wydaje mi się, że większe znaczenie dla mieszkańców miała druga płaszczyzna, ekonomiczna i społeczna. Mieszkańcy Legionowa nie głosowali politycznie, ale przede wszystkim zgodnie ze swoim interesem oraz poczuciem lokalnej, legionowskiej tożsamości.
– Co takiego jest w Legionowie, że tak silnie broni się przez przyłączeniem do Warszawy?
– Legionowo przez ostatnie kilkanaście lat zrobiło bardzo duży skok w rozwoju. Widać to po odremontowanych ulicach, ściąganiu inwestycji, budowach. To jest kwestia czysto ekonomiczna, ludzie widzą, że to miasto się bardzo zmieniło, bardzo poprawił się transport, miasto go dofinansowuje – m.in. Szybką Kolej Miejską. Autobusy kursujące po Legionowie są darmowe, opłaca je miasto. Ludzie widzą, że to funkcjonuje i mają realny wpływ na to, co się dzieje w mieście. Idą na wybory, głosują i widzą efekty swoich wyborów. Wydaje mi się, że ze wszystkich miejscowości podwarszawskich Legionowo jest bezkonkurencyjne pod względem poziomu życia, infrastruktury, skomunikowania z Warszawą i innymi miejscami.
– Mieszka Pan w Legionowie całe życie. Czego najbardziej obawiają się mieszkańcy?
– Tak, mieszkam w Legionowie, tu się urodziłem, stąd pochodzą moi rodzice i dziadkowie. Jestem więc mieszkańcem Legionowa, z krwi i kości. Od lat 80. na bieżąco obserwuję to, co się tu dzieje, widzę jak miasto się rozwija. I mam duże obawy, że jak byśmy zostali przyłączeni do Warszawy, to po prostu staniemy się dzielnicą na obrzeżach metropolii, gros pieniędzy będzie szło na centralne inwestycje, jak np. trzecia linia metra a nie na Legionowo. A miasto jest dość bogate, co widać po wysokim „janosikowym”. Po przyłączeniu ono by jeszcze wzrosło (według prezydenta Legionowa, Romana Smogorzewskiego, nowa metropolia płaciłaby ok. 100 mln zł "janosikowego" więcej, niż obecnie - przyp. red.) i jest niemal pewne, że po włączeniu do Warszawy wpłacalibyśmy do kas centralnych więcej, niż byśmy otrzymywali.
– Wspomniał Pan o silnej więzi mieszkańców z miastem.
– W odróżnieniu od lat 70. czy 80., gdy Legionowo było bardziej sypialnią Warszawy, władze miasta i gminy włożyły bardzo dużo wysiłku w to, żeby kształtować lokalną, legionowską tożsamość. Stąd różne inwestycje, arena sportowa, remonty dróg i ulic, transport, mnóstwo imprez kulturalnych. Szczególnie dobrze widać to właśnie w przypadku kultury, funkcjonuje Muzeum Historyczne w Legionowie, Towarzystwo Przyjaciół Legionowa, każdego roku jest wydawany Rocznik Legionowski. To wszystko pokazuje, że władze kładą nacisk na kształtowanie lokalnej tożsamości.
Pojawiły się więc obawy, że po włączeniu do miasta stołecznego stracimy samodzielność, z finansami też pewnie będzie gorzej. Bo jeśli centrala będzie decydowała o podziale środków to nie wiadomo czy te wszystkie kulturalne imprezy będą miały takie dofinansowanie jak do tej pory. Poza tym stracilibyśmy decyzyjność. Teraz władze dbają o różnego rodzaju inwestycje i kompleksowy rozwój miasta, decyzje w Warszawie zapadałyby o wiele wolniej.
– Skąd się bierze bogactwo Legionowa?
– Jest tu trochę handlu, sektora bankowego, drobny przemysł, zakłady. W Legionowie nie ma jakiegoś dużego przemysłu, ale kompleksowo jest to miasto dość bogate i przedsiębiorcze. Sporo osób pracuje oczywiście w Warszawie. W porównaniu do innych miejscowości jest też dość zwarte, ma stosunkowo małą powierzchnię w stosunku do liczby ludności. Dzięki temu środków finansowych jest też więcej, niż w przypadku bardziej rozległych, ale mniej licznych miejsc.
– Może jako część Warszawy moglibyście skorzystać choćby z lepszego transportu do stolicy?
– Wystarczy zadać sobie pytanie, czy jak do Warszawy włączone zostanie Legionowo i Jabłonna a z drugiej (geograficznie) strony Góra Kalwaria, to naprawdę będzie to jedna strefa biletowa? Nie wyobrażam sobie, żeby dało się jeździć na jednym bilecie od powiedzmy Góry Kalwarii do Legionowa czy z Ożarowa nad Zegrze. Jestem przekonany, że pozostałyby dwie albo i trzy strefy biletowe. Tymczasem Legionowo dofinansowuje transport, by ludzie mogli szybko i niedrogo dojeżdżać do pracy. Co roku prowadzi kampanie, by osoby tu mieszkające odprowadzały podatki w Legionowie.
– Transport i kultura to nie jedyne, co finansuje samorząd.
– Są też obawy, że zakończą się wszystkie inwestycje. Niedawno przy pomocy rządu Szwajcarii zbudowano dworzec kolejowy, jest nowoczesny i elegancki. Samorząd parę lat temu wybudował sporą arenę sportową. To są inwestycje, na które – będąc dzielnicą Warszawy – musielibyśmy długo czekać w kolejce. Po prostu nie byłoby nas na nie stać, bo więcej byśmy wpłacali, niż otrzymywali. Druga kwestia to brak decyzyjności. Administracja centralna musiałaby to wszystko – mówiąc kolokwialnie – przemielić. Najprawdopodobniej nie mielibyśmy żadnych przedstawicieli w radzie miasta, żadnej siły przebicia, więc inwestycje „warszawskie” miałyby pierwszeństwo nad np. naprawą wiaduktu w Legionowie.
– Widać to zresztą na przykładzie miejscowości, które obecnie są na obrzeżach miasta stołecznego.
– Tak, to widać, że są one po prostu niedoinwestowane. A Legionowo samo zrobiło bardzo duży skok. Kanalizacje, drogi, transport. Widać, że podniósł się standard życia. Bardzo pozytywnie wyróżnia się spośród innych miejscowości podwarszawskich. Kwestia polityczna tego referendum jest oczywista, ale ponad 90-proc. poparcie pokazało, że mieszkańcy Legionowa nie kierowali się tylko polityką. Zwolenników PiS w Legionowie nie brakuje. Mieszkańcy po prostu utożsamiają się z tym miastem i nie chcą, żeby stało się częścią Warszawy.
*Mirosław Jankowiak - lingwista, kulturoznawca, zajmuje się językowym i kulturowym pograniczem słowiańsko-bałtyckim. Absolwent warszawskiej białorutenistyki i polonistyki.