Już za trzy miesiące wejdzie w życie nowa ustawa regulująca udzielanie i spłacanie kredytów hipotecznych. Zwiastuje rewolucję. Z jednej strony ma być bezpieczniej dla kupującego mieszkanie. Z drugiej – banki będą ostrzej sprawdzały kredytobiorców i prawdopodobnie podniosą opłaty.
Osoby liczące na stosunkowo tani, ale ryzykowny kredyt, już go nie dostaną. Nowa ustawa wprowadza zasadę, że pożyczka na mieszkanie może być udzielona jedynie w takiej walucie, w której pożyczkobiorca osiąga większość dochodów. W ten sposób oferta frankowych – już ograniczona w ostatnich latach – w praktyce odejdzie do lamusa. Nie weźmiemy też kredytu w euro ani w innej walucie, o ile oczywiście w niej nie zarabiamy.
– Nie jest to żadna wielka zmiana, bo oferta kredytów we frankach została praktycznie wycofana z większości banków. Na dodatek kredyty w innych walutach – euro czy dolarach – istnieją w zasadzie tylko na papierze – mówi w rozmowie z INN:Poland Anetta Girtler, pośrednik Open Finance z Augustowa.
Kredytów hipotecznych będą mogły udzielać jedynie instytucje kontrolowane przez Komisję Nadzoru Finansowego, a więc w praktyce tylko banki i SKOK-i. Na ten rynek nie wejdą firmy pożyczkowe, zarówno te poważne, jak i te o podejrzanej proweniencji.
Z zapisów ustawy (przeszła już przez Sejm i Senat) wynika, że ustawodawcy zarzucili pomysł, by pośrednicy kredytowi nie mogli być wynagradzani przez banki. W pierwszej wersji projektu był zapis, mówiący o tym, że musieliby pobierać opłaty od wnioskodawców. Wielu pośredników zniknęłoby wiec z rynku, co – jak wskazywali – nie sprzyjałoby konkurencyjności.
Są jednak złe wieści dla pośredników kredytowych. KNF będzie musiała prowadzić ich rejestr i ma on być gotowy za pół roku (czyli w 3 miesiące po wejściu w życie ustawy). Pośrednicy będą musieli zdawać odpowiednie egzaminy a poza tym nakłada się na nich nowy swoisty podatek. Będą wnosić na rzecz KNF 0,3 proc. opłaty pobieranej za pośrednictwo. Nietrudno się domyślić, że zostanie ona finalnie przerzucona na klienta.
Nie są to relatywnie duże pieniądze. Pośrednik kredytowy dostaje średnio 2 proc. prowizji liczonej od wartości kredytu. Jego wynagrodzenie przy kontrakcie na 300 tys. zł wynosi więc średnio 6 000 zł, więc 0,3 proc. od tej wartości daje kilkanaście złotych. Nie wiadomo jednak jeszcze jak będą się kształtowały ceny ewentualnych egzaminów dla pośredników. Na ogół jest to kilkaset złotych.
Kompletnie zmieniają się procedury uzyskania kredytu. W skrócie będą wyglądały tak: idziemy do banku, ten bardzo wnikliwie bada naszą sytuację finansową i przedstawia propozycję. Jeśli jest pozytywna, to musi dotrzeć do nas dokładnie w 21 dni po złożeniu wniosku. Kredytobiorca ma 14 dni na jej przyjęcie, bądź odrzucenie.
Jeśli decyzja jest negatywna, to bank musi przedstawić powody odmowy, czyli de facto przedstawić raport dotyczący sytuacji finansowej niedoszłego kredytobiorcy. Na dodatek osoba biorąca kredyt może w ciągu tych 14 dni zrezygnować z oferty danego banku i nie ponosi z tego tytułu żadnych kosztów.
– Ten zapis jest w zasadzie zgodny z tym, co dziś oferują banki. W większości z nich również mamy dwa tygodnie na zdecydowanie się na to, czy skorzystamy z oferty. Nie jest to jakaś rewolucja, ale raczej dostosowanie prawa do tego, co się dzieje na rynku – twierdzi Anetta Girtler.
– Samo wydanie decyzji pozytywnej nie jest wiążące dla klienta, po wydaniu decyzji klient ma od 30 do 60 dni na podpisanie umowy kredytowej, z której również możemy się wycofać pod warunkiem, że kredyt nie został jeszcze wypłacony – dodaje.
Można się jednak spodziewać, że finalny koszt kredytu znowu będzie wyższy, bank musi bowiem brać pod uwagę straty wynikłe z odmów klientów. Tym bardziej, że wraz z decyzją kredytową klient musi otrzymać formularz informacyjny zawierający informacje niezbędne do porównania kredytów hipotecznych dostępnych na rynku, co umożliwi mu podpisanie najkorzystniejszej dla niego umowy kredytowej.
– Faktycznie można się spodziewać tego, że wzrośnie koszt kredytu i że kredyty hipoteczne będą trudniej dostępne. Taką sytuację możemy zresztą obserwować już od zeszłego roku a dokładnie od momentu, gdy KNF narzucił bankom przyjmowanie wyższych kosztów utrzymania gospodarstwa domowego. One wzrosły prawie dwukrotnie, odcinając wiele osób od możliwości finansowania. Na dodatek trudno powiedzieć, co tak bardzo pomocnego dla konsumentów jest w nowej ustawie – zastanawia się Anetta Girtler.
Dodaje, że jej klienci zawsze dysponują pełnym oglądem sytuacji a banki, dla których jest partnerem już dziś otrzymują przekazują pełne informacje o kosztach kredytu.
Możemy mieć też pewność, że bank lub SKOK będzie badał naszą zdolność kredytową bardziej wnikliwie, niż dotychczas. Dlaczego? Jeśli ocena zdolności kredytowej nie została wykonana prawidłowo , to instytucja udzielająca kredytu nie będzie mogła z tego powodu wypowiedzieć umowy.
Jeśli kredytobiorca przedstawi niekompletne informacje o swojej sytuacji, to również nie będzie mogło być powodem do anulowania umowy. Wyjątkiem jest celowe zatajenie pewnych informacji, ale na razie nie wiadomo gdzie jest granica między błędem a podaniem nieprawdziwych danych. Wzmacnia to pozycję konsumenta, ale osłabia bank.
Nowe przepisy znoszą również poziom wynagrodzenia personelu dokonującego oceny wniosków kredytowych od liczby akceptacji. Nie będzie więc można liczyć na drobną uprzejmość bankiera czy pracownika SKOK.
Banki nie zarobią też na sprzedaży wiązanej, nie będą mogły więc automatycznie dołączać do umowy na przykład karty kredytowej czy innego produktu, wyjątkiem jest bezpłatne konto do obsługi rachunku kredytowego. Bank lub SKOK może za to przygotować dwie oferty – jedną „czystą” a drugą ze zniżkami za kupno innego produktu. Muszą być łatwo porównywalne, ze wszystkimi informacjami finansowymi.
Wszelkie informacje dotyczące kredytu będą musiały być zawarte również w reklamach i dokumentach informacyjnych, łącznie z RRSO (rzeczywistą roczną stopą oprocentowania) i typem oprocentowania, całkowitą kwotą kredytu, okresem spłaty, całkowitą kwotą do zapłaty etc. To akurat dobre wiadomości dla klientów, bo będą oznaczały łatwiejsze porównania ofert.
Na dodatek klient, który znajdzie się w tarapatach finansowych będzie mógł sam sprzedać kredytowaną nieruchomość w ciągu pół roku od pogorszenia się jego sytuacji, by spłacić zadłużenie.