Od pracownika zatrudnionego na etacie łatwo wymagać, by ten wyciskał z siebie siódme poty. Co jednak zrobić, kiedy cała firma oparta jest na grupie ludzi prowadzących własną działalność gospodarczą, którzy pracę dla ciebie traktują w charakterze przerywnika?
Z takim dylematem muszą się każdego dnia mierzyć włodarze Ubera. Nie ma kierowców, ludzie muszą długo czekać na realizację zamówionej usługi. W końcu większość z nich zrezygnuje i wykręci numer konkurencji – taka wizja musi być stale obecna w głowie przedstawicieli amerykańskiego start-upu.
Jak donosi "New York Times", Uber radzi sobie z tym problemem za pomocą psychologicznych sztuczek. Kiedy kierowcy chcą się wylogować z systemu, aplikacja informuje ich, że są bardzo blisko założonego celu na dany dzień. W niektórych miastach firma eksperymentuje również z okienkami popup, które w trakcie jazdy wyświetlają komunikaty w rodzaju: „Jesteś prawie w połowie drogi, gratulacje!”.
Zniechęconym kierowcom Uber wyświetla również strefy, w których liczba osób oczekujących na zamówienie jest największa. – Decyzja o tym czy kontynuować jazdę jest jednak w 100 proc. podejmowana przez nich – zapewnia rzecznik firmy Michael Amodeo.
Motywowanie kierowców nie jest z pewnością łatwy wyzwaniem, szczególnie w świetle pogarszającego się wizerunku spółki. Głośnym echem odbiło się np. starcie szefa Ubera Travisa Kalanicka z jednym z kierowców. Wcześniej media informowały również o przypadkach molestowania seksualnego pracownic przez przełożonych. W pewnym momencie pracownicy Ubera poczuli się także wykorzystywani finansowo, co wywołało serię strajków, również nad Wisłą.
– Od godziny 6 rano do 24 nie logujemy się do systemu. Kierowców, którzy nie wiedzą o proteście lub chcą się z niego wyłamać będziemy zamawiać z aplikacji Pasażera i anulować po 4 min – pisali organizatorzy „Protestu Kierowców Przeciwko Wyzyskowi”. Strajk zaplanowany na okres poświąteczny nie odniósł jednak skutku. Kierowcy gremialnie stwierdzili bowiem, że prezenty wydrenowały ich kieszenie i utrata dalszego zarobku nie wchodzi w grę. Niezależnie więc od zabiegów psychologicznych Ubera, firma będzie zapewne w końcu zmuszona sięgnąć do kieszeni. W polskim przypadku to właśnie pieniądze okazały się przecież najlepszym motywatorem.