Polscy biznesmeni uwielbiają narzekać najpierw na trefnych kandydatów, a potem na nieprofesjonalnych pracowników. A co, jeżeli to głównie ich wina? – Przedsiębiorcy mylą kompetencje z ich wyobrażeniem – opowiada INN:Poland Piotr Goliński, partner zarządzający CTER, członek Senior Management Worldwide (SWM) w Polsce.
Agencja pracy MonsterPolska.pl przytacza następującą historię. Właściciel restauracji poszukuje pracownika na zbliżający się sezon wiosenno-letni, bo wkrótce ma zamiar postawić przed lokalem ogródek. A to okazuje się drogą przez mękę.
– Jeden pracownik skłamał, że pracował w gastronomii, a po kilku dniach było jasne, że ma dwie lewe ręce do pracy w kuchni. Podziękowałem mu. Kolejny po dwóch dniach uznał, że bolą go nogi. Następny pracownik zgłosił się do pracy, choć miał jedynie wizę turystyczną, więc też nie mogłem go zatrudnić. Był jeszcze kandydat, który nie znał polskiego nawet na poziomie podstawowym. Zgłosiła się też osoba jedynie do pracy na weekendy, choć poszukiwałem pracownika etatowego. Ostatni pracownik okazał się nałogowym palaczem – opowiada właściciel.
Strudzony przedsiębiorca szuka pracownika i trafia na coraz bardziej daremne przypadki. Klasyk. Zdaniem Piotra Golińskiego największy błąd polskich pracodawców polega na nieumiejętności określenia cech i umiejętności, które potencjalny pracownik powinien posiadać, by wykonywać pracę z sukcesem. – Obserwuję, że bardzo mało przedsiębiorców i osób pracujących w firmach jest przygotowanych do tego, żeby przeprowadzić profesjonalną rekrutację – opowiada.
Wyższe wykształcenie i znajomość angielskiego wśród wciąż króluje wśród rekrutacyjnych wymagań. Dlaczego? – Słyszę od klientów: „wie pan, bo w dzisiejszych czasach każdy powinien go znać”. To sztampowe myślenie – podkreśla ekspert.
Goliński przytacza przykład poszukiwań kierownika projektu, który ma wdrożyć system informatyczny. – Warto "się oszacować", jaka jest wartość tego wdrożenia, jego skala, ile to będzie trwało i kosztowało. Ale część pracodawców woli w tym czasie wejść na pracuj.pl i spisać inne ogłoszenie. Takie kopiuj-wklej. Bo w końcu kierownik projektu, to kierownik projektu – ironizuje.
Wśród poważnych, ale popularnych błędów, ekspert przytacza również utożsamianie wolnego mówienia z powolną pracą. – Zakłada się, że jeżeli pracownik będzie energiczny w trakcie rozmowy, to tak samo będzie w trakcie wykonywania przez niego obowiązków. Tymczasem, gdy szukamy analityka finansowego, to fakt, że będzie on szybko mówił, niewiele znaczy. Nie będzie przecież sprzedawać w call-center – podkreśla.
Swoimi porażkami od strony przedsiębiorcy dzieli się za to na blogu Michał Bąk, właściciel agencji Elivo. Przedsiębiorca bije się w pierś, przyznając, że nie poświęcał czasu na przygotowanie się do rozmów kwalifikacyjnych, ograniczając się tylko do wydrukowania CV na kwadrans przed rozmową z potencjalnym pracownikiem.
– To naprawdę idiotyczne, ale serio tak robiłem. Klepałem wówczas standardowe formułki „jak się Pan widzi w naszej firmie” bla, bla, bla. Jak chcesz przedsiębiorstwo takie jak każde inne, to powodzenia, rób schematyczne rozmowy kwalifikacyjne – tłumaczył.
Inna sprawa, że jak zauważa Joanna Żukowska z Monster Polska, szefom mniejszych firm zdarza się łowić pracowników zupełnie bez przekonania co do dalszego sukcesu. – Niepewność może wynikać z kompleksów małych firm, które często porównują się do znacznie większych konkurentów. Przez co obawiają się, że ich oferta pracy nie będzie konkurencyjna, a oni sami nie mają czym przyciągnąć uwagi kandydatów – wyjaśnia.
Tymczasem błędy w procesie rekrutacji okazują się koniec końców nie tylko strata czasu przez pracodawcę i pracownika. Agnieszka Zawadka z Human2Human Marketing szacowała błąd w wyborze pracownika na niemal 18 tys. złotych. Ekspertka wliczyła w tę kwotę trzymiesięczną pensję, koszt dwóch rekrutacji, a także koszty szkoleń i przygotowania sprzętu do pracy. Do tego, twierdzi Zawadka, należy doliczyć również pieniądze, które przedsiębiorca straci na skutek ewentualnych błędów swojego nowego pracownika.