
Równowartość trzech pensji - tyle, zgodnie ze starym jankeskim zwyczajem powinien kosztować pierścionek zaręczynowy. Jeśli szanse na to, że przyszła panna młoda powie “tak” chcemy dodatkowo zmaksymalizować, powinien zdobić go oczywiście diament. Do takiego finansowego wyzwania podejdą lekką ręką jednak tylko nieliczni szczęśliwcy, więc pytanie o wybór odpowiedniego kamienia pojawi się w głowach większości pretendentów do żeniaczki. - Rozmiar nie jest najważniejszy - podpowiada znawca diamentów, Paweł Jaworski. I co ciekawe, słowa te odnoszą się zarówno do rozmiaru pierścionka, jak i wielkości kamienia.
Jeśli w temacie kamieni szlachetnych jesteśmy kompletnymi laikami, istnieje ryzyko, że za diament średniej jakości po prostu przepłacimy. I wcale nie mówimy tu o zakupach w ciemnej uliczce czy lombardzie. Stosunek jakości do ceny może nie być najkorzystniejszy nawet w jubilerskich „sieciówkach”. - Polscy sprzedawcy mają fetysz dwóch parametrów: czystości i barwy. Wspominają też o masie diamentu uzasadniając nią cenę wyrobu, ale z reguły pomijają ten najważniejszy, czyli szlif - tłumaczy Paweł Jaworski.
Kosztownej pomyłki uniknąć można pod warunkiem, że przy zakupie zainteresujemy się rodzajem certyfikatu, który każdy drogocenny kamień powinien posiadać. Paweł Jaworski ostrzega, że certyfikaty wydawane samodzielnie przez zakłady jubilerskie mogą mieć znikomą wartość. - W Polsce działa Stowarzyszenie Rzeczoznawców Jubilerskich. Na ich stronie można znaleźć listę rzeczoznawców z uprawnieniami. To są specjaliści, którzy przeszli odpowiednie szkolenia i posiadają niezbędną wiedzę, aby poprawnie opisać kamień - stwierdza, zastrzegając przy tym, że przy zakupie większego kamienia powinniśmy dodatkowo zatroszczyć się o międzynarodowy certyfikat renomowanego laboratorium.
Jeśli zamierzamy kupić pierścionek są za 3-4 tysiące złotych i wybieramy kamień o masie od 0,3 karata w górę - certyfikat międzynarodowy to konieczność. SRJ to świetni specjaliści, ale wielkie laboratoria mają nieporównywalnie lepszy sprzęt, dzięki czemu wychwycą każdy szczegół.
Zgłębiając arkana gemmologii na potrzeby zaręczyn łatwo połknąć bakcyla i dojść do wniosku, że diamenty to świetny sposób na lokowanie kapitału. Paweł Jaworski takie zapędy u swoich klientów zwykle skutecznie studzi: - Pytania o diamenty inwestycyjne padają bardzo często. Jako sprzedawca mam z odpowiedzią problem bo, oczywiście, mógłbym powiedzieć: “To świetna inwestycja, proszę kupować ode mnie jak najwięcej”. Jednak w przeciwieństwie do złota, za diamenty trzeba płacić podatek VAT. Odsprzedając więc kamień będziemy o te 23 proc. stratni - tłumaczy.
Artykuł powstał we współpracy z firmą Michelson Diamonds.