Drżącymi rękoma otwieram czarne pudełko, w jakie zapakowany jest nowy model Samsunga. Jaka, ach jaka, będzie „esósemka”? A dokładnie S8+, bo to właśnie bardziej wypasiona wersja najnowszego flagowca Samsunga trafiła w moje ręce.
Mógłbym oczywiście zasypać was od początku nic nie mówiącą specyfikacją techniczną, ale umówmy się - gąszcz liczb nie ułatwia podjęcia decyzji. Dlatego zamiast zanudzać porównaniami, postanowiłem stworzyć recenzję dla laików. Jak pisał w "Małym Księciu" Antoine de Saint-Exupéry - "dorośli są zakochani w cyfrach". Ale to przecież nie one jarają nas w telefonach. Prawda? A więc do rzeczy.
W poszukiwaniu obudowy
Pierwsze wrażenie? No dobrze, ekran jest, a reszta telefonu? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że urządzenie składa się wyłącznie z wyświetlacza, który zawija się nawet po bokach. Dzięki temu zabiegowi Samsung S8+, choć jest tylko nieco większy od swojej poprzedniczki, zdecydowanie bije ją na głowę pod względem powierzchni wyświetlania (6,2 wobec 5,5. Szach mat!).
Stylistycznie wygląda to świetnie. Sprawdza się również pod względem praktycznym – podczas przeglądania stron internetowych na ekranie mieści się więcej linijek tekstu. Nie mówiąc już o tym, że z wiekiem oczy psują się od ślęczenia nad monitorem i każdy cal zaczyna mieć znaczenie.
Jeśli chodzi o wygląd, warto wspomnieć jeszcze o jednym. Najnowszy produkt koreańskiej firmy jest naprawdę dobrze sprofilowany. Rzadko zdarza się, żebym trzymając taką kobyłę w jednej dłoni, nie miał następnego dnia zakwasów po próbie napisania dłuższego sms-a.
Pułapki technologii
Do gustu przypadł mi również system identyfikacji. PIN, czytnik linii papilarnych i skaner tęczówki oka. Do wyboru, do koloru. Ja osobiście korzystałem z tego ostatniego i zauważyłem głównie zalety. Skaner jest w stanie odblokować telefon nawet w sytuacjach, gdy siedzimy w kiepsko oświetlonym pomieszczeniu, więc (zakładając, że jest to pub wieczorową porą) umożliwia nam wezwanie taksówki nawet w stanie wskazującym na spożycie (co przy PIN-ie nie jest tak oczywiste). Z drugiej strony... umożliwia też wybranie numeru dowolnej innej osoby. A to na dłuższą metę może nieco skomplikować nam życie.
Inaczej rzecz się ma z umieszczonym z tyłu telefonu czytnikiem linii papilarnych. Ciężko powiedzieć dlaczego (i nie jest to tylko mój problem!), ale każda próba znalezienie niewielkiego prostokącika, który pomoże nam odblokować sprzęt, bez jednoczesnego odwrócenia telefonu, kończy się opalcowaniem obiektywu. Siła przyciągania?
Zakrzywiony ekran nadaje całości bardzo nowoczesny wygląd. Problem w tym, że chwilami jest niepraktyczny. Szczególnie widać to, gdy próbujemy skorzystać z funkcji apps edge. Niewielki prostokącik, którego przeciągnięcie na środek ekranu daje nam natychmiastowy dostęp do najbardziej potrzebnych aplikacji (ew. kontaktów), jest umieszczony „na zagięciu”. Przez to zdarza się, że próba skorzystania z niego wiąże się z bezsensownym machaniem palcem "w tę i z powrotem". Męczące, choć może to kwestia wprawy.
Aparat? Rewelacja!
Oddzielny tekst można by poświęcić aparatowi (12Mpix). To chyba pierwsze urządzenie robiące zdjęcia, na którym moja twarz prezentuje się całkiem znośnie. Ba! – Chcę ten telefon. Jeszcze nigdy nie tak dobrze nie wyglądałam – usłyszałem od jednej z koleżanek. Nie powiem, mocna rekomendacja.
Dodatkowo aparat może wykonać trzy zdjęcia i podsunąć użytkownikowi najlepsze z nich. Sam interfejs został natomiast tak zaprogramowany, by funkcje można było obsługiwać za pomocą jednej ręki. Sam od lat jestem dumnym posiadaczem mniejszego o jakieś 25 proc. Galaxy S3, w którym jest to więcej niż awykonalne.
Z innych nowości – Koreańczycy postanowili wprowadzić własnego asystenta o nazwie Bixby. Bixby rozpoznaje komendy głosowe, jest też w stanie rozpoznawać obiekty, na które skierujemy obiektyw i podaje informacje na ich temat. Wersja jest jednak przeznaczona tylko dla klientów anglojęzycznych. Szkoda.
Pora na crash test
Ostatnią uwagą w tej recenzji miało być porównanie S8+ do klasyki – pancernej Nokii 3310, która podrzucona swego czasu przez mojego przyjaciela na wysokość 10 metrów, spadła na betonowe boisko, wychodząc z tej kolizji zupełnie bez szwanku. I naprawdę chętnie przeprowadziłbym podobny test z nowym Samsungiem, ale...muszę go oddać. Biorąc pod uwagę nieco zaporową cenę tego cudeńka (4 tys. zł), nie zdecydowałem się na ryzykowny test. Na szczęście przeprowadził go za mnie już ktoś inny...