Trudno w to uwierzyć, ale ciągle są ludzie, którzy spędzają wolny czas grając na archaicznych Pegasusach. Ba – są w stanie zapłacić kilkaset złotych za coś, co inni uważają za złom.
Popularne „pegasusy” trafiły do Polski w latach 90. ubiegłego wieku. Nie były to wbrew pozorom oryginalne konsole Nintedo, lecz ich tajwańskie klony. A grą, która święciła triumfy w owych czasach, stało się Super Mario Bros, czyli przygody rozpikselowanego, wąsatego hydraulika.
Chociaż powiedzenie „owych czasach” nie do końca znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistości, bo pegasusy – choć straciły palmę pierwszeństwa na rynku – ciągle są popularne, a ich wartość podbija otoczka kultowości. Co więcej – te sprzęty ciągle są produkowane w niemal niezmienionej formie.
Na (głównie chińskich) portalach typu Aliexpress bez problemu można kupić „nowe-stare” konsole. Stare, bo bazujące na archaicznej dziś technologii. Nowe, bo prosto spod igły i na dodatek doposażone w wyjścia HDMI czy nowoczesne czytniki pamięci oraz bezprzewodowe kontrolery. Ofertę wzbogacają producenci konsol opartych na przykład na systemie Android, wyposażonych w wejścia do kartdridży i możliwość uruchamiania starych gier. Kosztują one od kilkudziesięciu do ok. 200 złotych.
Ale największą nostalgię budzą oryginalne sprzęty z lat 90. Na portalach aukcyjnych osiągają niemal zawrotne kwoty, bo 400 czy 500 zł za archaiczną konsolę należy rozpatrywać w kategorii fenomenu. To więcej, niż używane Playstation czy Xboksy, młodsze o przynajmniej dwie dekady. Na dodatek ogłoszenia o sprzedaży starych konsol mają krótki żywot, te sprzęty rozchodzą się na pniu. Może warto zajrzeć do piwnicy czy na strych i przekonać się, czy nie ma tam czegoś do spieniężenia?