Eksperci wskazują, że na półkach polskich sklepów coraz częściej możemy znaleźć coś, czego piwem w żaden sposób nazwać nie można. – Na rynku jest coraz więcej produktów piwopodobnych. Szacujemy, że jest to nawet kilkanaście procent całego rynku – mówi w rozmowie z „Pulsem Biznesu” Andrzej Olkowski, prezes Stowarzyszenia Regionalnych Browarów Polskich.
Browary Polskie i Związek Pracodawców Przemysłu Piwowarskiego podjęły w związku z tym decyzję o stworzeniu nowej definicji piwa. Ich zdaniem, nazywanie tak wszystkich niskoprocentowych napojów, wprowadza klientów w błąd.
Sebastian Tołwiński z Grupy Żywiec opowiadał kiedyś Agencji Informacyjnej Newseria, że koszt samych surowców potrzebnych do wyprodukowania pół litra piwa to około złotówki. Tymczasem w polskich supermarketach często możemy znaleźć piwo, którego cena jest zaledwie o kilkadziesiąt groszy wyższa. Browarnicy zauważyli, że mocno odbija się to na jakości. Dlatego chcą, żeby zakazać używania w takich przypadkach nazwy „piwo”.
Ich zdaniem słód jęczmienny w takich wyrobach alkoholowych zastępowany jest np. syropem fruktozowo-glukozowym. Dlatego chcą, by w ustawie znalazła się definicja mówiąca o tym, że piwem będzie tylko napój, który zawiera co najmniej 55 proc. słodu jęczmiennego lub pszenicznego.
Według danych GUS przeciętny Polak wypija rocznie 99 litrów piwa. Jeżeli wyłączy się z tej statystyki osoby niepełnoletnie, wskaźnik rośnie już do 121 litrów. Branża piwowarska ma więc o co walczyć.