Majowy weekend, z baru McDonald’s na gdyńskim dworcu PKP wychodzi rodzina. Przed wejściem spotykają biednie ubraną panią, która prosi ich o coś do jedzenia. Kupują jej posiłek, ale ochrona wyrzuca kobietę z lokalu, każąc jej zjeść na zewnątrz. Sieć się tłumaczy, ale i przeprasza.
Według relacji czytelników Dziennika Bałtyckiego, kobieta nie była pod wpływem alkoholu, nie żebrała też o pieniądze. Jej jedyną winą był biedny wygląd. Twierdzą też, że nie była brudna, jedynie zaniedbana. Dodają, że wyrzucał ją ochroniarz, w dyskusji wzięła też udział kierowniczka zmiany w barze. Nie chcieli się oni zgodzić na obecność kobiety w lokalu, twierdząc, że "musi wyjść, bo jest brudna, pije wódkę, zaczepia klientów i może być chora".
Czy to skandal? Trudno powiedzieć. Jeszcze trudniej orzec, czy kierownictwo i ochrona McDonalds'a działali zgodnie z prawem. W biurze prasowym Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów poradzono nam zapytać o tę sprawę biuro Rzecznika Praw Obywatelskich.
– Biznesowo to nie jest zbyt prokonsumenckie, ale jeśli chodzi o naruszanie przepisów… To się trochę rozmija z działalnością UOKiK, bo w tym momencie można mówić o pewnego rodzaju dyskryminacji. Po prostu w Polsce nie ma przepisów mówiących o niewpuszczaniu kogoś do lokalu. Więc radzę z tym udać się do Rzecznika Praw Obywatelskich – mówi nam pracownik biura prasowego UOKiK.
Urząd nie zajmuje się tego typu sprawami. Co prawda w polskim prawie jest odpowiedni przepis, ale kompletnie nie wiadomo, czy da się go zastosować do tej sytuacji. Dotyczy on zakazu sprzedaży towarów bez uzasadnionej przyczyny.
Waldemar Kołodziejczyk, p.o. rzecznika prasowego Wojewódzkiego Inspektoratu Inspekcji Handlowej w Gdańsku mówi nam, że w Kodeksie Wykroczeń istnieje artykuł 135 Kodeksu Wykroczeń o następującej treści: "Kto, zajmując się sprzedażą towarów w przedsiębiorstwie handlu detalicznego lub w przedsiębiorstwie gastronomicznym, ukrywa przed nabywcą towar przeznaczony do sprzedaży lub umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia sprzedaży takiego towaru, podlega karze grzywny."
– Nie ma jednoznaczności w przepisach, co znaczy ta „uzasadniona przyczyna”. Należy to w każdym przypadku rozstrzygnąć indywidualnie. To sprawa delikatna. Z jednej strony często spotykamy się z osobami bezdomnymi, których stan higieniczny jest dyskusyjny, choćby w komunikacji miejskiej. Wewnętrzne regulaminy wielu punktów zabraniają na przykład sprzedaży osobom nietrzeźwym, pod wpływem narkotyków czy budzących zastrzeżenia do co higieny – tłumaczy Waldemar Kołodziejczyk w rozmowie z INN:Poland.
– I jeśli te regulaminy nie są dla nikogo dyskryminujące, to nie można mieć do nich zastrzeżeń. Inni klienci lokalu gastronomicznego nie powinni być skazani na obecność osoby, która jest – na przykład – niezbyt higieniczna, delikatnie rzecz ujmując – dodaje.
Inną sprawą jest to, że przepis zabraniający odmowy sprzedaży powstał jeszcze za czasów socjalizmu. Celem wprowadzenia tej regulacji było uniknięcie sytuacji, gdy obsługa sklepu zatrzymywała część towaru dla siebie lub znajomych klientów. Niedobory socjalistycznej gospodarki prowadziły do tego, że prawo musiało regulować kwestie sprzedaży. Ale przepis – mimo, że stary – nadal obowiązuje, choć bywa niejasny.
Wróćmy jednak do sprawy z gdyńskiego McDonald'sa. Jak powinna zareagować w takiej sytuacji obsługa lokalu?
– Przede wszystkim delikatnie, sposobem. Można po prostu poprosić taką osobę, by zjadła na boku, ze względu na to, że klienci skarżą się na brzydki zapach. Ale z taktem. Nie można kogoś dyskryminować, fizycznie wyrzucać. Każdą sprawę należy traktować indywidualne. Tu wystarczy trochę sprytu i myślenia – mówi Kołodziejczyk.
Dodaje, że często zdarza się, iż pod restauracjami i barami stoją osoby proszące innych o jedzenie lub datki. I dla tych lokali może być to problem.
Nieco innego zdania jest Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich. Według adw. Anny Mazurczak z Zespołu ds. Równego Traktowania BRPO, lokal mógł dopuścić się dyskryminacji i naruszenia prawa. Jej zdaniem dyskryminacją jest zarówno odmowa sprzedaży, jak i negatywne, poniżające komentarze.
Podobny punkt widzenia przestawił w rozmowie z Dziennikiem Bałtyckim Dominik Szulowski z biura prasowego McDonald’s. Przeprosił za tę sytuację, podkreślając, że reakcja pracownika McD i firmy ochroniarskiej powinna być bardziej wyważona. Z drugiej jednak strony tłumaczy ich zachowanie, gdyż menedżerowie firmy narażeni są na spore wyzwania. Szulowski wylicza, że w poczet zachowań trudnych klientów wchodziło już spożywanie alkoholu, palenie papierosów, rozbieranie się, oddawanie moczu na podłogę, nagabywanie o datki czy – jak w tym przypadku – zakup jedzenia.