Wystarczył jeden reportaż o tym, jak policjanci we Wrocławiu znęcali się nad aresztowanym człowiekiem, by obnażyć płytkość komunikacji policyjnych speców od social media. Wzmożenie aktywności na Twitterze sprawia wrażenie, jakby do obsługi konta usiadł sam minister Błaszczak albo któryś z "bandytów w mundurach", jak raczył ich nazwać wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł.
Ale według wszelkich znaków na niebie i ziemi konta Policji na Facebooku i Twitterze prowadzi mł. insp. Mariusz Ciarka, Rzecznik Prasowy Komendanta Głównego Policji. Całkiem dobrze dawał sobie radę, aż do niedawna...
Raz użytkownicy byli raczeni newsem o policjantce, która startuje w zawodach kulturystycznych i fitness, a razem historią, jak dzielni funkcjonariusze przepłoszyli niedźwiedzia zbliżającego się do ludzi czy pomogli w przewiezieniu rodzącej do szpitala. Do tego policyjni social media ninja dorzucili garść informacji o zatrzymaniach, poszukiwanych i akcjach, ale z przewagą informacji lekkich, łatwych i przyjemnych. Nie stronili od publikowania śmiesznych filmów, gifów i żartów.
Teraz żarty się skończyły. TVN i Gazeta Wyborcza ujawniły szokujące informacje, wskazujące na to, że na komisariacie we Wrocławiu dosłownie zakatowano młodego człowieka. Jakkolwiek by tego nie nazwać, rażenie prądem skutego aresztanta w toalecie nie jest normalną praktyką. Zgarnęli go z wrocławskiego rynku, bo miał być podobny do osoby poszukiwanej. Z komisariatu już nie wyszedł.
Co w takiej sytuacji powinny robić policyjni spece od komunikacji internetowej? Tonować, wyciszać, milczeć, publikować jedynie oficjalne komunikaty. Zamiast tego zaczęło się bronienie honoru polskich policjantów i wylewanie żalu i pretensji do mediów, do komentujących. Administrator konta poczuł się w obowiązku komentować każdy niemal wpis, pouczać ludzi, na dodatek w formie, którą przy ledwie odrobinie złej woli można by uznać za niegrzeczną. Oberwało się też byłemu Ministrowi Obrony Narodowej, Tomaszowi Siemoniakowi, apelującemu o niepodgrzewanie złych emocji.
Okazuje się, że policyjne śmieszkowanie jest całkiem fajne, ale gdy trzeba zmierzyć się z poważnym kryzysem, to nie ma komu. Kształtowanie wizerunku to nie tylko puszczanie fajnych filmików i publikowanie pozytywnych informacji. To również mierzenie się z problemami. Jeśli chodzi o komunikację na Twitterze, osoba obsługująca profil w zasadzie pogrążyła siebie, jak i już nadszarpnięte zaufanie do Policji.
Przy okazji wychodzą inne grzeszki policyjnych speców od social media. Jedna z użytkowniczek Twittera przeanalizowała na przykład osoby profile obserwowane przez adminów Policji w tym serwisie. I doprawdy trudno uzasadnić, dlaczego wśród nich są organizacje takie jak Młodzież Wszechpolska czy prywatne profile narodowców czy innych osób „nienawidzących lewactwa”. To również nie jest normalna praktyka.