Piotruś Pan to sieć delikatesów działająca niemal wyłącznie na terenie województwa podkarpackiego – jednego z najbiedniejszych regionów w całej Unii Europejskiej. Mimo to, przedsięwzięcie Aleksandra Baczyka prężnie się rozwija – przedsiębiorca otwiera właśnie 36 placówkę.
Pierwszego czerwca 2017 roku w miejscowości Lesko (10 km na południe od Sanoka) Piotruś Pan otworzył swój 36 lokal. Niepozorna, regionalna sieć sklepów znalazła sobie miejsce obok krajowych potentatów z innych branż – Rossmanna i Banku Pekao SA.
Licząca sobie 5 tys. mieszkańców miejscowość jest zresztą typowa dla profilu działalności Baczyka. Pozostałe placówki możemy bowiem znaleźć w takich gminach jak Fredropol, Przeworsk, Ustrzyki Dolne czy Zarzecze. W tym kontekście Przemyśl, w którym w 1995 roku powstał pierwszy sklep, może uchodzić niemal za metropolię.
Tymczasem jeszcze w 2013 roku, należący do właściciela sieci Bingo Piotruś Pan (pod którego szyldem obok samych delikatesów znaleźć możemy również hurtownię spożywczą i piekarnię) liczył sobie zaledwie 18 punktów. Już wtedy jednak inicjatywa rozwijała się błyskawicznie – jej roczne obroty rosły o 20 procent rocznie. – Na początku kwietnia ruszamy z projektem twardej franczyzy delikatesów Piotruś Pan. Niezależne sklepy będą mogły dołączać do nas także w tym formacie – opowiadał wówczas Baczyk.
Efekty tej strategii już widzimy. W przygotowanej przez Rzeczpospolitą „Złotej Setce Firm Podkarpacia”, w której czołowe lokaty zostały obstawione przez takich gigantów jak PGE, Orlen, Asseco czy Dębicę. biznes Baczyka zajął 27 miejsce. Jego przedsiębiorstwo zatrudnia już niemal 700 osób (wzrost w ciągu 2 lat o około 200).
W sytuacji, gdy kolejne sklepy i sieci sklepów padają, nie wytrzymując zabójczego wyścigu z dominującymi na polskim rynku Biedronce i Lidlu, w poszczególnych województwach kwitną regionalne biznesy. Niedawno opisywaliśmy np. ekspansję wielkopolskiej sieci „Cho no tu”, która dobija do 50 placówek i szykuje się do otwarcia kolejnych. Piotruś Pan to jej podkarpacki odpowiednik.
„To nie żadne globalne fiku-miku”
Jak to możliwe, że dysponujące relatywnie niewielkim kapitałem (w porównaniu chociażby ze swoimi zagranicznymi odpowiednikami) sklepy tak udanie prosperują na regionalnych rynkach?
– Nie nastawiają się na żadne globalne fiku-miku, tylko robią to, co wcześniej lokalni sklepikarze – zauważa w rozmowie z nami Zbigniew Kmieć, ekspert ds. rynku żywności ze Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
Ekspert zauważa, że do modelu franczyzowego przystępują zazwyczaj już funkcjonujący kupcy, dzięki czemu lokalizacje placówek nie są wyznaczane 'z góry”, ale kontynuują swoją działalność w sposób niejako naturalny. I dodaje – Na Podkarpaciu migracje ludności nie były duże. Ludzie są w ten region mocno „wrośnięci”, a to powoduje że możemy znaleźć wiele specyficznych, lokalnych produktów.I tak Rzeszów i okolice rozsmakowane są np. w kminku. – Dla dużych korporacji, które mają wielkie centra dystrybucji, takie zwyczaje mogą być trudne do przeskoczenia – opowiada Kmieć.
Jego zdaniem, ważną rolę pełni również element socjalizacji, komponent towarzyski, którego w nastawionych na jak najszybszą obsługę klienta dyskontach nie uświadczymy.
Inna sprawa, że niepozorna sieć potrafi wyprzedzić większą konkurencję również pod względem promocji. W 2016 roku w konkursie "Gra Warta Smarta" do wygrania był czteroosobowy samochód marki Smart ForFour. Z pomniejszych rzeczy - zdobyć można również opiekacze, alkohol czy suszarki do owoców.
„Piotruś Pan wykańcza rodzime sklepy”?
Co ciekawe, tak jak ekspansja Biedronek budzi opór mniejszych sklepikarzy, tak funkcjonowanie na Podkarpaciu Piotrusia Pana również nie wszystkim się podoba. – Konkurencyjne ceny dużych sieci marketów np.: Delikatesy Centrum, Piotruś Pan wykańczają małe rodzime sklepy – alarmowała w 2015 roku Komisja Rozwoju Społeczno-Gospodarczego Rady Gminy Dubiecko.
O tym, że z takim stanem rzeczy włodarze Dubiecka powinni się pogodzić przekonany jest jednak Michał Koleśnikow, dyrektor Departamentu Analiz Ekonomicznych i Sektorowych BGŻ BNP Paribas. – Pojedynczym sklepom ciężko się utrzymać, organizowanie się w sieci pozwala im na tańsze zakupy w hurtowni. To naturalny i raczej nieunikniony etap rozwoju rynku – podsumowuje.