Nie potrafisz zdobyć grantu na badania naukowe w drodze konkursu? Nic nie szkodzi. Narodowe Centrum Nauki przygotowało dla Ciebie swoisty puchar pocieszenia – wyścig po pieniądze, w którym biorą udział wyłącznie wieloletni przegrani. Pieniędzy wprawdzie za dużo nie dostaniesz, satysfakcja też raczej ograniczona. Za to wpis do CV jak znalazł – przekonują organizatorzy.
– Dążymy do tego, żeby polscy naukowcy grali dla najlepszych na świecie, żeby osiągali jak największe sukcesy naukowe i mamy takie ciche marzenie, że laureaci konkursów Narodowego Centrum Nauki kiedyś sięgną po najwyższy laur naukowy, po Nagrodę Nobla i myślę, że nie jest to marzenie nieuzasadnione – opowiadał tuż po rozpoczęciu działań NCN w 2011 roku jego ówczesny przewodniczący profesor Janusz Janeczek. Wygląda jednak na to, że po drodze coś poszło nie tak.
Programy grantowe NCN działają od 2011 roku. Choć większość z nich może pochwalić się już 12-13 edycjami, agencja postanowiła stworzyć oddzielną konkurencję – zawody dla doktorów, którym nigdy się jeszcze nie powiodło, nazwane dla niepoznaki programem grantowym „Miniatura”. Start? 4. maja tego roku. Główny warunek udziału? Do tej pory nie mogłeś być „beneficjentem programu grantowego NCN”. Drugi warunek – musisz mieć tytuł doktora i cieszyć się nim nie dłużej niż 12 lat, co oznacza, że mogą w nim startować nawet 40-latkowie.
Mariusz jest doktorantem nauk humanistycznych na jednej z warszawskich uczelni, beneficjentem programu Preludium. O przyszłość swoich badań nie musi się więc martwić. Zdziwiło go jednak, że w bliskiej przyszłości zostanie wykluczony z udziału w jednym z programów za to, że na początku kariery naukowej wykazał się zaradnością. – To zostało specjalnie zaprojektowane dla ludzi, którzy są zaawansowani w swojej karierze, ale nigdy niczego nie dostali – uważa.
Jaki konkurs, taka nagroda
Narodowe Centrum Nauki to państwowa agencja, która powstała w 2010 roku. Do jej zadań należy przede wszystkim finansowanie i nadzór nad realizacją badań naukowych. Agencja rozpisuje w tym celu szereg programów grantowych skierowanych do naukowców znajdujących się na różnych etapach kariery. Mamy więc m.in. program Preludium dla doktorantów, Sonatinę dla doktorów do lat 3 stażu, czy Sonatę dla osób, które tytułem doktora cieszą się maksymalnie od 7 lat. Wszystko po to, by wchodzący w grantową rywalizację badacze, nie musieli rywalizować z bardziej biegłymi w pisaniu wniosków kolegami.
– Prawidłowa ścieżka powinna wygląda tak że zaczynamy od Preludium. Nie możemy ciągnąć dwóch programów jednocześnie, więc po zakończeniu ubiegamy się o Sonatinę i Etiudę (konkurs na stypendia doktorskie – przyp. red.), a potem idziemy w coraz bardziej prestiżowe i dochodowe granty – opowiada Mariusz.
Okazało się, że można tę drogę uprościć. Latami przegrywasz szereg konkursów, by po 40-stce załapać się na grant na specjalnych warunkach. Warunki finansowe? Dość adekwatne. Przegrani nie dostają przecież złotych medali. Wychodząc zapewne z tego założenia NCN postanowił, że wysokość finansowania z Miniatury nie może przekroczyć 50 tys. złotych, a najniższa możliwa kwota to… 5 tys. Łącznie do rozdysponowania jest 20 mln złotych.
Dla przykładu wspomniany program Sonata pozwala na zdobycie do 150 tys. w naukach humanistycznych i 500 tys. w ścisłych i technicznych. Nawet skierowany do doktorantów Preludium pozwala na wyciągnięcie (w zależności od długości trwania badania) od 60 do 180 tys. złotych. Ale nie wszystko trafia w ręce prowadzącego badania.
– Trzeba pamiętać, że każdy uniwersytet odtrąca sobie od tego koszty stałe. To 20, nawet 30 proc. wysokości przyznanego finansowania. Z mojego grantu odtrącono np. 20 tys. złotych. Teoretycznie te pieniądze idą na obsługę finansową, wykorzystywanie pomieszczeń. Choć w praktyce i tak dostaję za to niekompletne informacje, a pracuje głównie z domu – zauważa Mariusz. Niskie finansowanie staje się więc jeszcze niższe.
Nic dziwnego, że w warunki wykorzystania grantu wpisano zakaz przyznawania sobie stypendium (bo i z czego?) . Na co więc można go wydać? Np. na badania wstępne, badania pilotażowe, kwerendy, staże naukowe, konsultacje naukowe, wyjazd badawcze i konferencyjne. – Czyli na działania, na które dofinansowanie możemy równie dobrze otrzymać z uczelni – kwituje nasz bohater.
Zrobiło się dziwnie. O powody takiego określenia warunków pytamy więc NCN. – Konkurs MINATURA został zaprojektowany jako uzupełnienie środków uczelnianych, które są ograniczone i zazwyczaj nie pokrywają zapotrzebowania na prowadzone przez badaczy – czytamy w odpowiedzi wysłanej przez biuro prasowe. De facto dostajemy więc dofinansowanie uczelni, które nie są w stanie zapewnić swoim pracownikom podstawowych warunków pracy.
Będziecie mieli do CV?
Po granty w zależności od edycji i programu sięga średnio od 10 do dwudziestu kilku procent aplikujących – ciężko więc powiedzieć, że zdobycie tych pieniędzy graniczy z niemożliwością.
Dzięki "Miniaturze" polska nauka wzbogaci się rocznie o co najmniej kilkuset naukowców, którzy zdobędą doświadczenie w rywalizacji na poziomie hmm...trzymając się sportowej nomenklatury moglibyśmy to nazwać rozgrywkami ligi okręgowej. Tego faktu nie ukrywają zresztą nawet sami przedstawiciele NCN.
– Zakładanym rezultatem konkursu MINIATURA jest zaktywizowanie naukowców, którzy do tej pory nie próbowali swoich sił w konkursach NCN, w tym przede wszystkim naukowców z małych ośrodków badawczych, których współczynnik sukcesu w konkursach NCN jest niewielki – czytamy w mailu otrzymanym od biura prasowego.
Cytowany na stronie rządowej agencji prof. Zbigniew Błocki, dyrektor NCN opowiadając o "Miniaturze" argumentował, że „w dzisiejszych czasach niezbędne jest budowanie swojego CV już na początkowych etapach kariery naukowej”. Tylko czy zdobycie grantu dla przegranych rzeczywiście jest warte uwzględnienia w CV?