Taksówkarze protestują, więc ludzie spóźniają się do pracy. W korkach stoją Warszawa, Poznań, Łódź i Wrocław. Przy biurku obok właśnie usiadł opóźniony o godzinę kolega i to, co mówił o kierowcach taksówek, nie jest możliwe do zacytowania w kulturalnym środowisku.
Kilka osób na Twitterze i Facebooku wygłosiło opinie o taksówkarzach, których powtarzać nie wypada. Dość lapidarne w formie, zaczynają się na ogół od literek „jeb” i „pier”.
Jeśli w ten sposób taksówkarze chcieli zwrócić uwagę na swój problem, to im się nie udało. Jeśli chcieli zaskarbić sympatię mieszkańców miast, to polegli na całej linii. Panowie (i panie), jeśli nie wiecie jak dać o sobie znać, to już wiecie jak tego nie robić. Daliście ciała. Dlaczego? Bo wasz protest uderzył w tysiące normalnych, zwykłych ludzi, jadących do pracy, szkoły, fryzjera, na egzamin. A to nie oni są winni faktu, że podgryza was Uber! Chcecie, żeby Uber płacił podatki, żeby podniósł stawki i wprowadził egzaminy? To idźcie do prawników, lobbujcie, walczcie w sądach.
Zablokowanie miasta wydaje się najprostsze, ale jest głupie. Bo wszyscy spóźniający się do pracy, dostający furii od dźwięku waszych ogłuszających klaksonów i wdychający spaliny w korkach po horyzont mają gdzieś, czy wasze postulaty zostaną spełnione. Mają gdzieś powody, dla których strajkujecie. Nienawidzą was, bo spowodowaliście poważne utrudnienia dla ludzi, którzy w większości nie mają z tym nic wspólnego. I w żaden sposób nie zaszkodziliście osobom odpowiedzialnym za to, że podgryza was konkurencja.
To nie jest tak, że nie lubię taksówkarzy. Wielu z nich to fajni goście. To jest trochę jak z policjantami czy gejami. Kiedy ktoś mnie zapyta czy ich lubię, powiem, że z kilkoma się przyjaźnię, część lubię a iluś nie znoszę. Każdy jest tylko i aż człowiekiem. Tu jest podobnie.
Trzeba jednak przyznać, że w świadomości przeciętnego Polaka istnieje stereotyp taksówkarza – cwaniaka i potwornego marudy. Coś w tym jest, bo nie spotkałem do tej pory żadnego zadowolonego ze swojej pracy. Każdy marudzi, że musi jeździć, żeby zarobić, że stawki niskie, że koszty rosną, że bieda, że policja łapie, że rządy kradną itd. Wnioskujesz, że cała rodzina ubiera się w lumpeksie, je tylko ziemniaki i pasztetową z Tesco a jedyny kontakt, ze światem mają przez telewizor marki Rubin.
Ale potem opowiadają, że weekend spędzili ze szwagrem na rybkach w swojej daczy nad jeziorem, że trzeba szybko zarabiać, bo żona chce jechać do Egiptu czy Tunezji, bo się jej w zeszłym roku w Alanyi nie podobało.
Taksówkarze, dobra rada – pokażcie się z fajnej strony, bo blokując miasto tylko pogarszacie swoją sytuację. Czemu nie zablokujecie Sejmu albo Ministerstwa Finansów lub Transportu? Tam siedzą ludzie, których powinniście prosić o pomoc. Mój kolega, siedzący przy biurku obok ma na to taki wpływ, jak na ceny ropy na giełdzie w Tokio.
Pomyślcie też o ociepleniu swojego wizerunku i szanujcie pieniądz. Bo ostatnio jeden z was powiedział mojemu kumplowi, że tak krótkiej trasy (kurs za 13 złotych) to mu się nie opłaca jechać i zażądał 20 złociszy do ręki, bez włączania taksometru.
A inny z was parę dni temu specjalnie zwalniał przed każdymi światłami, żeby broń Boże nie przejechać na zielonym i postać chwilę na czerwonym. Bo cena za kurs to wypadkowa przejechanej odległości i czasu, więc opłaca się urwać choćby parę minut. Ja akurat nie protestowałem, bo zbyt dobrze się bawiłem tą komedią, a złotówka czy dwie więcej chyba były tego warte. A, wiecie co? Uberowcy nie przycinają tak klientów, bo nawet nie mają takiej możliwości.
Poszukajcie najpierw problemów u siebie i znajdźcie odpowiedzialnych. Chcecie, żeby konkurencja płaciła podatki? Nie blokujcie drogi ludziom, którzy akurat je uczciwie płacą!